Recenzja: Woah Dave! (PS Vita)
Chory psychicznie bohater biega po mieście i zabija ludzi za drobniaki. Miażdży ich, rozrywa na kawałki, zrzuca z wysokości. I mogłaby to być jedyna zaleta tej gry, ale Woah Dave! potrafiło nawet zniszczyć radość z bezsensownej przemocy.
Kojarzycie czasy, kiedy bohater i przeciwnicy w grach składali się raptem z kilku pikseli, a ich rzeczywisty wygląd mogliśmy znaleźć jedynie na pudełku i w instrukcji? Najważniejsza była nasza wyobraźnia i własna interpretacja tego, co dzieje się na ekranie. Było to wymuszone ograniczeniami technologicznymi i miało to swój urok. Studio Choice Provision (byłe Gaijin Games) najwyraźniej zostało w tamtych czasach, oferując grę prostą w kwestii oprawy i założeń, acz dodatkowo całkiem niepokojącą dla każdego, kto spróbuje odgadnąć, co autor miał na myśli.
Nieruchoma plansza, kilka platform, lawa na samym dole. Ludzik Dave po niej krąży, starając się powstrzymać atak kosmitów i zarobić przy tym nieco grosza. Z góry spadają jajka, z których wykluwają się kosmici. Jeśli nie zabijemy ich zanim wskoczą do lawy, przemieniają się w swoją mocniejszą wersję. Mają cztery odmienne formy, które uczą się skakać, przyspieszać i, finalnie, latać za naszym bohaterem. Jedno dotknięcie takiego obcego skutkuje śmiercią, a życia mamy tylko trzy.
Jak radzimy sobie z zagrożeniem? Przed wykluciem możemy podnieść jajo i zmiażdżyć nim żywego kosmitę. Czasem pojawiają się też wybuchowe czaszki oraz bomby Woah, niszczące wszystko na ekranie. Im mocniejsza wersja kosmity, tym wypada z niego więcej pieniążków, a te służą jedynie do powiększania wyniku końcowego. Nic nie kupimy, żadnych urozmaiceń nie przewidziano. No, prócz trybu Bonkers, gdzie przeciwników jest więcej i co jakiś czas nadlatuje wrogi statek kosmiczny.
Z powyższego opisu klaruje się zwykła gierka lat 80. – gdzie więc to niepokojące przesłanie autora? Otóż po utracie wszystkich żyć, ekran na chwilę się zmienia i ukazuje prawdę – kosmici to przechodnie, a Dave skacze po mieście nocą i morduje ludzi dla kilku centów od łebka. Na co komu taka końcówka? Jaki to ma sens? Tego się nie dowiadujemy, bo całość zamyka się w ciągłym siedzeniu na jednej planszy aż zginiemy. Żadnej fabuły, żadnych dodatkowych trybów, żadnych urozmaiceń (prócz wyższego poziomu trudności) – jakby byłą to minigierka żywcem wycięta z większej produkcji, w której odwiedzamy jakiś starszy salon gier i możemy spędzić parę minut bawiąc się czymś takim.
Woah Dave! to trochę taki Donkey Kong wypuszczony jakieś 30 lat za późno. Zrozumiała jest obecność gry na telefonach, bo tam nie szukamy niczego skomplikowanego, chociaż praktycznie każda inna produkcja mobilna wygląda lepiej i jest bardziej złożona. Ta gra nawet pobrana nieodpłatnie w styczniowej ofercie PlayStation Plus nie ma szans zachwycić wielu graczy. Zwyczajnie nie powinna się pojawić na PSN-ie, a jeśli już, to powinna być jakoś urozmaicona. W nadchodzącej wersji na PS4 będzie możliwy lokalny tryb rywalizacji z innym graczem, ale to i tak za mało. Zbyt uboga, by warto było się nią zainteresować.
Recenzja pierwotnie została błędnie oznaczona jako tekst opisujący wersję na PS4. Faktycznie tekst dotyczy wydania na PS Vita, a wersja na konsolę stacjonarną ukaże się niebawem. Za błąd przepraszamy.
Ocena - recenzja gry Woah Dave!
Atuty
- Całkiem wymagająca i przywołująca arcade’ówki lat 80.
Wady
- Tylko jeden tryb i brak czegokolwiek poza nim
- Pikseloza, która poszła za daleko
- Zupełnie bezsensowny finał po śmierci
Może jakieś trzy dekady temu Woah Dave! zebrało by małą grupkę zapaleńców w salonie gier. Dziś jednak nie ma na takie produkcje miejsca. Najuboższa produkcja dostępna na PSN-ie.
Przeczytaj również
Komentarze (31)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych