Recenzja: htoL#NiQ: The Firefly Diary (PS Vita)
Nie bójcie się tego tytułu – chociaż wygląda, jakby ktoś nieuważnie oparł się o klawiaturę, jest to ekstrawagancki sposób zapisu japońskiego "Hotaru no Nikki" (jap. Świetlikowy Pamiętnik). Co z tego, że poza Japonią nikt tego nie zrozumie... Gra popełnia więcej takich grzechów, ale mimo to jest na swój sposób dobra... jeśli jesteście w stanie wziąć na siebie setki brutalnych zgonów uroczej bohaterki.
najłatwiej określić platformerem z zagadkami logicznymi, acz grze daleko do typowego przedstawiciela tego gatunku. Nie tyle poruszamy się tu po platformach, co zachęcamy bohaterkę do podążania za kierowanym dotykowo świetlikiem. I ktoś wpadł na pomysł, że takie sterowanie jest ultraprecyzyjne, więc rozmaite pułapki i niebezpieczne elementy otoczenia dają hojny margines błędu w liczbie kilku pikseli. Dlatego bez końca niechcący zabijamy Mion i powtarzamy w kółko te same etapy. Ale skupmy się na razie na naszej podopiecznej.
Mion to drobna dziewczynka z porożem na głowie, która budzi się na dnie jaskini. Gra nie wyjaśnia, skąd się tu wzięła, gdzie zmierza ani co oznaczają poukrywane po planszach wspomnienia z czasów, gdy nie miała rogów i żyła z rodzicami. Szczątki fabuły zarezerwowane są dla wytrwałych poszukiwaczy, którzy lubią snuć domysły, choć znajdą wyłącznie ból, cierpienie i głęboką depresję spowodowaną historią bohaterki. Naprawdę mocna rzecz.
Nie zagłębiając się jednak w fabułę, dostajemy dziwaczną lemmingo-platformówkę, w której dziewczę bezwiednie podąża za świetlikiem, niezależnie od czyhających dokoła zagrożeń. Naszym zadaniem jest więc nawigowanie Mion w możliwie najbezpieczniejszy sposób, co jest niebywale trudne, gdyż jest ona bardzo powolna, a zwisające zewsząd wirujące ostrza to standardowy wystrój plansz.
W zagadkach pomaga również drugi świetlik poruszający się wyłącznie po cieniach. Potrafi on wciskać przyciski i przesuwać dźwignie, lecz trzeba zadbać o odpowiednie dojście do celu po rzucanym przez otoczenie cieniu. I to się sprawdza, bo korzystając z jego umiejętności, czas zatrzymuje się w miejscu i da się nim spokojnie kontrolować.
Co innego z pozostałą częścią rozgrywki. Co chwilę coś się do Mion zbliża, co chce ją zjeść, skrzywdzić lub zwyczajnie zabić. Ta tępo podąża za naszym kursorem-świetlikiem, więc ciężko między tym wszystkim manewrować. Prawdopodobnie dałbym sobie spokój już dawno temu, gdyby nie ukryta opcja sterowania gałkami, dodana do europejskiego wydania, ale i to idealne nie jest. Trzeba powiedzieć wprost – kontrola w tej grze to męka.
Inna sprawa, że zagadki są całkiem pomysłowe, lecz po kilkunastu czy kilkudziesięciu próbach pokonania tej samej przeszkody ciężko z uśmiechem na ustach zabierać się za podejście nr „tym razem się uda”. Śmierć jest tu stałym elementem zabawy – najpierw podczas testowania możliwych rozwiązań, potem – podczas starań wcielenia odkrytego planu w życie.
Ciężko jednak ten tytuł przekreślić, bo cała reszta jest magiczna. Piękna, ręcznie rysowana oprawa graficzna, cicha i niepokojąca muzyka w tle, ciężka, niedosłowna historia i wyjątkowo ciekawe zagadki. Gdyby tylko nie było potrzeby tak często uśmiercać bezbronnej Mion z powodu niedokładnego sterowania.
Ocena - recenzja gry htoL#NiQ: The Firefly Diary
Atuty
- Piękna oprawa
- Pomysłowe zagadki
- Mocna historia
Wady
- Beznadziejne sterowanie
- Brak precyzji w sterowaniu
- Sterowanie odpycha
- Kto dał pozwolenie na to sterowanie?!
Jeśli odznaczacie się wielką cierpliwością, precyzją i wyczuciem czasu, odnajdziecie w htoL#NiQ: The Firefly Diary wspaniałą przygodę. Eksperyment z nietypowym sterowanie jednak się nie udał i dla większości okaże się zbyt frustrujący.
Przeczytaj również
Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych