Recenzja: Operation Abyss: New Tokyo Legacy (PS Vita)

Recenzja: Operation Abyss: New Tokyo Legacy (PS Vita)

Patryk Dzięglewicz | 07.06.2015, 13:54

Zawsze zastanawiało mnie, czy obecna przenośna konsolka Sony może doczekać się rozpoznawalnej serii dungeon-crawlerów ze staroświeckim widokiem zza oczu. Posiadacze handhelda Nintendo mają swojego Etriana, więc nam również się należy podobna produkcja. Jakiś rok temu w sprzedaży pojawił się bardzo udany Demon Gaze. Zainteresowanie było wystarczające i twórcy na motywach pierwowzoru stworzyli kolejny projekt, który w chwili pisania tych słów właśnie dorobił się kontynuacji w samej Japonii. Zobaczmy, czym Operation Abyss tak zaimponował tamtejszym graczom.

Operacja Otchłań”, mimo podobieństw do Demon Gaze, nie jest fabularną kontynuacją tejże gry, więc bez żalu można sobie darować nadrabianie zaległości. Scenarzyści przyłożyli się do pracy, której rezultatem jest mroczna, lecz całkiem strawna opowieść z pogranicza sci-fi, horroru i kryminału, przyprawiona troszkę cyberpunkiem. Miejsce akcji to z lekka futurystyczne Tokio, od kilku lat żyjące w strachu przed genetycznie zmutowanymi potworami nazywanymi Variants, które pochodzą z tajemniczego wymiaru – Otchłani (Abyss). Z nimi właśnie walczy tajna organizacja skupiająca nastolatków o odpowiednich predyspozycjach. Sam gracz, zmuszony nieprzyjemnymi okolicznościami, zostaje jej członkiem przypisanym do Dziesiątego Oddziału pod dowództwem Alicji Mifune.

Dalsza część tekstu pod wideo

Sprawy szybko się komplikują, bowiem w mieście wybucha seria brutalnych morderstw uczennic, tajemnicza sekta nasila swą działalność i na jaw wychodzą dziwne związki z polityką zagraniczną. Zdołano utrzymać balans historii, unikając sztampy oraz nadmiernego komplikowania intrygi, aczkolwiek mnogość przewijających się organizacji korporacyjno-politycznych wraz z neotechnicznym żargonem wywołują czasem uczucie zagubienia. Co ciekawe, przemycono nawet sporo humorystycznych momentów, bez szkody dla klimatu grozy.

Również w przypadku oprawy wizualnej postanowiono skupić się raczej na solidnym wykonaniu, unikając nadmiernych uproszczeń, ale też rezygnując z fajerwerków graficznych. Wszystko wygląda po prostu dobrze i mimo typowej dla gatunku ascetyczności odwiedzanych labiryntów, wcale się takowej pustki nie odczuwa. Ciężka (ale bez przesady) atmosfera podczas penetracji poszczególnych lokacji została zachowana. Nie pożałowano detali na rezydujących w nich Variantów. Część wprawdzie wygląda dość niewinnie, lecz większość może straszyć po nocach.

Różnorodność tego całego ścierwa również jest całkiem spora, od zwykłej zmutowanej fauny i nieumarłych, poprzez różnorakie robociki, krzyżówki biomechaniczne, na stworach z mitów i książek fantasy kończąc. Zresztą widać duże wpływy powieści autorstwa H. P. Lovecrafta. Popiersia postaci widzianych podczas dialogów i naszych wojaków w menu czy podczas walki także są niczego sobie. Wprawdzie nie obyło się bez delikatnego fanserwisu, aczkolwiek nic nachalnego. Dla równowagi, w kluczowych momentach gra potrafi nam zaserwować obrazki, gdzie krew leje się naprawdę gęsto. Całości przygrywa niepokojąca, ambientowa muzyka. Jeśli chodzi o dubbing, to zaimplementowano miarę dobre angielskie dialogi. Tyle tylko, że brak tu logiki w podkładaniu głosów, bowiem takowe często znikają w połowie danej kwestii dialogowej. Niestety japońska mowa została wycięta.

Zasady rozgrywki są takie same jak w innych, tradycyjnych dungeonówkach FPP. Gracz dostaje pod opiek lub tworzy sobie maksymalnie sześcioosobową drużynę bohaterów, z którą przemierza trójwymiarowe, labiryntowe lokacje. Do wyboru jest 10 klas postaci, w większości obupłciowe. Na początku gry decydujemy czy podczas rekrutacji będziemy korzystać z gotowych szablonów bądź też sami stworzymy naszych podwładnych od podstaw decydując nawet o ich wyglądzie czy osobowości. Style sylwetek znacznie się różnią w zależności od wyboru trybu gry.

Akcję posuwamy do przodu wykonując zlecone zadania fabularne i poboczne wymagające eksploracji terenu, poszukiwań ludzi a ostatecznie ubicia jakiegoś zbyt wyrywnego niemilca. Jak zwykle lochy pełne są różnorakich pułapek, tajnych przejść czy innych fizycznych/łamigłówkowych przeszkód, więc posiadanie w drużynie specjalisty, który się tym wszystkim zajmie jest konieczne. W trakcie zwiedzania z pomocą przychodzi funkcja auto-pilota umożliwiającego wyznaczenie marszruty po odkrytych już obszarach. Ponadto dzięki funkcji sieciowej da radę pozostawić innym graczom wiadomości bądź przeczytać takowe od nich.

Szkoda tylko, że nie zaimplementowano do spółki z auto-pilotem automatycznych walk, bo te są dość powolne. Do starcia staje maksymalnie sześciu bohaterów, ugrupowanych w dwóch liniach. Na przedzie przeważnie stoją szermierze, z tyłu najczęściej magowie i jednostki wsparcia. Dwuwymiarowe sylwetki wrogów wyskakują znikąd, często całymi stadami. Bój przebiega w prostym trybie turowym, dana postać może zaatakować, bronić się, użyć czaru/umiejętności albo uciec. Po wypełnieniu paska „Unity” uzyskujemy dostęp do umiejętności specjalnych. Walcząc nabijamy kolejny wskaźnik - im jego poziom wyższy, tym silniejszych przeciwników napotykamy. Ogólnie maszkary stanowią dość ciężki orzech do zgryzienia, zwłaszcza że ranne chowają się za plecami zdrowych towarzyszy, więc rozbicie całej grupy trwa długo. W każdym razie poziom trudności został ustawiony dość wysoko.

Bohaterowie, a dokładniej ich Blood Codes (coś jak Profesje) rozwijają się poprzez zdobywane punkty doświadczenia. Sam awans można też wykupić za „walutę” obecną w grze, czyli punkty rozwoju (GP). Niestety nie następuje on automatycznie, a dopiero po odpoczynku w klinice. Punkty GP oraz zdobyte w lochach materiały powalają pobawić się również w tworzenie przedmiotów - środków leczących, ekwipunku itp. Niestety całą koncepcję psuje niewygodny interfejs oraz drobna czcionka. Wszystkie zależności podane są zbyt zawile, co irytuje i przeszkadza.

Mimo problemów z dubbingiem oraz interfejsem, mamy tutaj do czynienia z interesująca i solidnie wykonaną produkcją. Wprawdzie nie uświadczymy w niej nowych pomysłów, ale wielbiciele gatunku powinni być usatysfakcjonowani.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Operation Abyss: New Tokyo Legacy

Atuty

  • Klimat
  • Spore możliwości kreacji bohaterów
  • Wymagająca rozgrywka
  • Oprawa wizualna, mimo prostoty, może się podobać

Wady

  • Mało wygodne menu
  • Okrojony dubbing
  • Powolne starcia
  • Brak nowych pomysłów

Tradycyjny dungeon-crawler z widokiem z oczu w japońskim wydaniu, w świecie znanym z Demon Gaze. Całkiem przyjemny w obyciu, aczkolwiek mało intuicyjny interfejs obniża lekko ocenę.

Patryk Dzięglewicz Strona autora
Były recenzent na PS Site, obecnie pisze dla PPE.pl. Uwielbia japońskie gry RPG, japońską animację, strategie i książkową fantastykę. Interesuje się historią, geopolityką oraz kolekcjonuje figurki i anime. Z wykształcenia technik ochrony środowiska oraz laborant. Tworzy teksty o grach od ponad 15 lat z dorobkiem ponad setki recenzji.
cropper