Recenzja: Galak-Z: The Dimensional (PS4)

Recenzja: Galak-Z: The Dimensional (PS4)

Adam Grochocki | 10.08.2015, 16:00

Zdarzyło Wam się kiedyś ocenić książkę po okładce? Myślałem, że już dawno się tego oduczyłem i wtedy na dysku konsoli pojawił się Galak-Z: The Dimensional. Na pierwszy rzut oka to prosty i fajnie wystylizowany kosmiczny shooter. A gdy już zginąłem po raz pierwszy…

Zacznijmy jednak od początku. W Galak-Z zbyt wiele fabuły nie uświadczymy. Nasz bohater A-Tak to jedyny ocalały pilot statku bojowego po ataku sił imperialnych na ziemską eskadrę pilotów. Oprócz niego uchował się jeszcze statek matka, będący bazą wypadową pilotów. Siłą rzeczy A-Tak i zlecająca mu kolejne misje Beam zostają ostatnią nadzieją ludzkości. Jeśli przyszły Wam teraz na myśl tak klasyczne anime jak Gundam, to jest to bardzo dobre skojarzenie. Galak-Z składa swego rodzaju hołd japońskim animacjom lat osiemdziesiątych z mechami i pojazdami kosmicznymi w rolach głównych. Gra podzielona została na pięć sezonów po pięć odcinków każdy, co matematyczny geniusz przeliczy na dwadzieścia pięć naładowanych akcją misji. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Wszystkie odcinki dostajemy od razu, a podział na sezony pełni tutaj dużo ważniejszą rolę niż usprawiedliwienie wydawania kolejnych części co kilka tygodni czy miesięcy (tak, to do Was, Telltale). Aby ukończyć dany sezon, musimy zaliczyć pięć misji z rzędu, nie ginąc przy tym ani razu. Wtedy odblokujemy dostęp do kolejnej serii. A jeśli umrzemy, to cóż… zaczynamy od nowa. Tak, Galak-Z to roguelike, gdzie poniesiona śmierć zmusza nas do rozgrywania wszystkiego od początku. Tracimy ulepszenia, nowe bronie, lepsze silniki - wszystko to, co dodaliśmy do naszego pojazdu. 

Na szczęście twórcy opracowali system motywujący do kolejnego podejścia. Podczas potyczek znajdujemy plany ulepszeń pojazdu i tzw. crash coins wypadające z pokonanych wrogów. I to jedyne rzeczy, jakie pozostają na stałe. Dzięki planom możemy dużo wcześniej wykupić ulepszenia bez potrzeby szukania ich w przestrzeni kosmicznej, a crash coins wymieniane są na walutę potrzebną zakupu ulubionych usprawnień. System sprawdza się znakomicie i wymusza planowania na przyszłość. Gdy jesteśmy na skraju śmierci w połowie sezonu, to czy warto za wszelką cenę zaliczać dany odcinek i zginać w następnym, jeśli sezon i tak trzeba będzie zacząć od początku? Może lepiej skupić się na szukaniu schematów i kasy, żeby lepiej przygotować się na kolejną próbę? Nasza rozgrywka, nasza decyzja. Najważniejsze, że z każdej porażki wyciągamy jakieś znaczące wnioski.

Jeśli myśleliście, że wystarczy kilka razy spróbować dany etap i nauczyć się go na pamięć, to już wyprowadzam Was z błędu. W Galak-Z zarówno misje, jak i plansze generowane są losowo. W niektórych przypadkach powtarzają się jedynie fabularnie uzasadnione cele (np. ratunek ważnej postaci). Nie zmienia to faktu, że każde podejście jest zupełnie inne. Czasem siła wroga jest przytłaczająca, a czasem misja to spacerek po parku. Nie ma tu reguły. Przez to też odniosłem wrażenie, że sukces często zależy od szczęścia, a nie od nabytych umiejętności. Czasem po wykonaniu misji punkt ewakuacji mamy zaraz obok, a innym razem trzeba zasuwać przez całą planszę do miejsca startu. Droga powrotna nierzadko okupowana jest przeciwnikami, a przed punktem ewakuacji praktycznie zawsze czeka nas bardzo trudna walka z siłami wroga. Nic nie boli bardziej niż śmierć przed linią mety.

Przywołałem walkę, więc parę słów o tym systemie. Statek i mecha (transformacja statku) rozpędzamy R2, wsteczny to L2. Strzelamy krzyżykiem i kółkiem, a do tego mamy jeszcze unik i napęd pozwalający na bardzo precyzyjne ruchy. Nie jest to zbyt dobry układ przycisków, zdecydowanie lepiej wypadłoby połączenie dwóch gałek analogowych. Nie ma, co się lubi… to trzeba się dostosować. Pasek energii potrafiący przyjąć cztery strzały nie regeneruje się w trakcie całego sezonu. Z odnawianiem energii jest jak z NFZ - darmowe leczenie można znaleźć, co udało mi się ze trzy razy przez całą grę, natomiast gdy mamy kasę, to w sklepie można zakupić jedną „belkę życia” przy każdej wizycie. Inna sprawa, że wtedy może nie starczyć nam na ulepszenia. Jedynie tarcze odnawiają się po paru sekundach i szybko nauczyłem się, że spalone tarcze to sygnał do ucieczki przed wrogiem. Tak, to shooter, w którym ucieczka często jest najlepszym rozwiązaniem, a unikanie walki najlepszym środkiem zapobiegawczym. Siły Imperium przeważają nas liczebnie, a wytrzymałość większości statków można porównać z naszym. W kosmosie grasują również wielkie robale, dla których A-Tak i jednostki Imperium idealnie wpasowują się w menu. Sprawnymi manewrami można napuścić na siebie obu wrogów, przyczaić się i na koniec zebrać rozrzucone fanty. Zdrowy rozsądek przede wszystkim. 

Jak wspomniałem na początku, Galak-Z oddaje hołd klasycznym anime. Design postaci i statków mocno nawiązuje do uproszczonych modeli z dawnych animacji. Ekran pauzy wygląda jak stop-klatka wciśnięta na magnetowidzie przeżuwającym bardzo zużytą kasetę VHS z wesela rodziców. Aż żal bierze, że menusy i sama rozgrywka nie mają takich bajerów, ten styl wręcz błaga o większe wykorzystanie. Mielibyśmy prawdziwą perełkę, a mamy tylko „jajko niespodziankę”. Warto wspomnieć, że angielski dubbing jest słaby i sztywny, ale wydaje mi się, że było to celowe zagranie nawiązujące do tłumaczonych ówcześnie anime. Pamiętam dokładnie lektora nałożonego na francuski dubbing w Dragon Ball. Brzmi to tragicznie, ale kiedyś w ogóle nie przeszkadzało. Chyba że zły dubbing w tym przypadku był zaplanowany, w takim wypadku brawa dla twórców. 

Pozory mogą mylić, więc dobrze zastanówcie się przed sięgnięciem po Galak-Z: The Dimensional. Jeśli szukacie kosmicznego shootera z hordami „jednostrzałowców” i wyskakującymi power-upami, to już druga misja będzie dla Was szokiem. Jeśli natomiast szukacie wyzwania z klimatem znanym z dzieciństwa, to śmiało inwestujcie swoje 84 zł.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry GALAK-Z The Dimensional

Atuty

  • Transformacja w mecha!
  • System motywacji
  • Mnóstwo ulepszeń
  • Styl graficzny

Wady

  • Trochę niewygodne sterowanie
  • Niekiedy sukces potyczek zależy od szczęścia
  • Potrafi chrupnąć

Permanentna śmierć, losowo generowane misje i styl anime lat osiemdziesiątych. Pełny wachlarz emocji gwarantowany.

Adam Grochocki Strona autora
cropper