Recenzja: Danganronpa Another Episode: Ultra Despair Girls (PS Vita)
Zapomnijcie o sadystycznym misiu, który więzi uczniów w szkole i każe im zabijać się nawzajem. Tym razem misiów są setki, ale zamiast mentalności sadystycznego manipulatora, ich intelekt jest równy zombiakom. No i trzeba zaznaczyć, że jest to shooter… ale nie martwcie się – oto spin-off najwyższej klasy.
Chociaż obie części „detektywistycznej” serii Danganronpa dostały ode mnie po dziewiątce, bałem się o Another Episode. Od początku wydawało się zwyczajnym odcięciem kuponu od znanej marki, bo deweloper nie miał jeszcze pomysłu na scenariusz trójki. Zresztą trzecioosobowy shooter na Vicie od dewelopera, który z gatunkiem nie ma nic wspólnego? To nie mogło się udać. Ale co tam, pomyślałem, pewnie będzie krótkie i może wyjaśni kilka wątków fabularnych głównej serii. Wezmę. Jak bardzo byłem w błędzie…
Akcja Danganronpa: Another Episode ma miejsce między pierwszą a drugą częścią serii. Sadystyczna gra misia Monokumy dobiegła końca, ale to był dopiero początek koszmaru, jaki przygotowywał dla nas Główny Zły (tak będę się odnosił do antagonisty w celu uniknięcia spoilerów). Pozostawił on po sobie wyznawców Rozpaczy, wśród których znalazła się piątka młodych uczniów Hope’s Peak Academy. Ci „Wojownicy Nadziei” zdobyli kontrolę nad produkowanymi masowo morderczymi misiami-robotami i postanowili zabić wszystkich dorosłych, by stworzyć raj dla dzieci.
Czy ma to sens? Czy żaden „wojownik” nie pomyślał, że sam kiedyś dorośnie? Ich motywy poznajemy nieco później i jeśli uwzględnicie fakt, iż jest to produkcja z Japonii, można całość podciągnąć pod kategorię „ma sens”. Muszę tu nadmienić, że chociaż seria przyzwyczaiła do brutalnych zabójstw i znalazł się nawet w poprzedniej części mocno sugerowany gwałt na zwłokach jednej z bohaterek, historia kilkuletniej dziewczynki i trauma po złym dotyku została tu wyeksponowana aż za bardzo. Nie liczę tego na minus, po prostu mnie zaskoczyli.
My wcielamy się jednak w siostrę protagonisty pierwszej części, Komaru Naegi. Dziewczyna spędziła półtora roku uwięziona w apartamentowcu i zupełnie odcięta od świata. Pewnego dnia jej drzwi wyważa jeden z robotów Monokumy i po ucieczce trafiamy do zupełnie zniszczonego miasta Towa City. Wszędzie śmierć, zniszczenie i roboty. Małe dzieci w misiowych maskach kopią na środku ulicy zwłoki dorosłych, a my próbujemy się połapać, o co w tym wszystkich chodzi. Szybko dołącza do nas Toko Fukawa/Genocide Jack z oryginału i zaczynamy właściwą przygodę.
Rozgrywka w dużej mierze polega na przemierzaniu korytarzowych plansz i strzelaniu do misiów w różnych odmianach. Są zwykłe wersje, jednostki z tarczą, roboty wywołujące alarm itp. Brzmi zwyczajnie i nudno, ale nie dajcie się zwieść – każda walka jest wyjątkowa i zmusza nas do wykorzystywania zdobywanych coraz to nowych rodzajów amunicji. Strzelamy hakującym megafonem (że niby Call of Duty zna się na Modern Warfare? dobre sobie!), który prócz zwykłej amunicji skondensowanego kodu rozwalającego układy scalone robotów (czy czegoś takiego), potrafi je odpychać, przejmować nad nimi kontrolę czy też… zmuszać do tańca. Taki trochę Ratchet, tyle że bez elementów platformowych. Na krótki okres możemy przyzwać także Genocide Jacka, która kosi wrogów parą nożyczek w szybkich combosach.
Oprócz zwykłych walk, co chwilę trafiamy do pomieszczenia, gdzie wszystkich zabić możemy za jednym zamachem, jeśli tylko wytężymy szare komórki. Każdy z pięciu rozdziałów kończy się także pojedynkiem z bossem, więc w kwestii strzelania i podpierania się slasherowym Jackiem, na nudę narzekać nie można. Dla zręcznych graczy przygotowano bonusy za headshoty (trzeba trafić idealnie w małe oko misia - łatwo nie jest, ale zdaje to egzamin), za które dostajemy wzmocniony kolejny strzał i trochę gotówki. Pieniądze wydaje się na ulepszenia Jacka albo specjalne wzmocnienia amunicji, tyle że w tym drugim wypadku zmienia ona tylko delikatnie statystyki odmiennych jej rodzajów i nie odczułem jakiejś większej różnicy.
Druga część gameplayu to oczywiście długie rozmowy i scenki przerywnikowe. Nie lubicie, gdy gra atakuje Was znienacka tonami tekstu? Dajcie sobie spokój. Dla fanów serii zaś przygotowano gościnne występny znanych postaci i ich krewnych oraz obowiązkowe twisty fabularne. Ogląda się to dobrze, ale mam zastrzeżenie co do doboru bohaterek. Zarówno Komaru, jak i Toko (w spokojnej wersji) są przeraźliwie jęczące i potrafią gadać w nieskończoność, jak to one się boją i że są smutne. Świetnie wypada rodząca się między nimi przyjaźń (taki żeński bromance), lecz na początku bywają denerwujące. Ostatecznie fabuła trzyma poziom, chociaż typowy dla Danganronpy mindfuck w finale wypadł słabiej niż dotychczas.
W kwestii oprawy jest nawet lepiej niż poprzednio. Piękne cutscenki anime mieszają się z mocno średnimi renderami i znacznie lepszą grafiką 3D. Utrzymano także wyjątkowy styl, gdzie krew jest jaskraworóżowa, a dorośli (których nie mieliśmy okazji wcześniej zobaczyć) to jednokolorowe sylwetki. Zabiegi te osłabiają dramat wydarzeń, ale mamy wciąż do czynienia głównie z czarnym humorem, stąd brawa za tę decyzję. Z głośników lecą znane motywy w nowych wersjach, lecz dialogi… te usłyszymy wyłącznie w języku angielskim. Deweloper zapowiedział darmowe DLC z japońskimi głosami, lecz na razie nie jest jeszcze dostępne, a wiadomo, jak ciężko słucha się amerykańskiego dubbingu w anime. Kiedy DLC będzie dostępne, w ramce obok recenzji pojawi się parę słów na temat oryginalnych głosów.
W Danganronpa: Another Episode gra się trochę jak w TPS-a z zombiakami i nie jest to nic złego. Celowanie i kamera nie sprawiają większych problemów, ale nawet bez wymierzania strzałów prosto w oko da radę grę przejść. Trzeba jednak zadać sobie pytanie, czy jesteście gotowi na taki gatunek. Miks Visual Novel i strzelanki to niezbyt popularne połączenie i jeśli nie lubicie choć jednego z nich, czeka Was męczarnia. Oba gatunki są zrealizowane bardzo dobrze i spin-off ten, który wyrwie Wam z życia dobre kilkanaście godzin (naprawdę dużo tu gadania), zdecydowanie zasługuje na wysoką ocenę.
Ocena - recenzja gry Danganronpa Another Episode: Ultra Despair Girls
Atuty
- Czarny humor Danganronpy
- Dobrze zrealizowane połączenie VN z TPS-em
- Pomysłowe (choć proste) pokoje wyzwań
- Starzy znajomi
- Śliczne cutscenki anime i zabiegi graficzne (krew, dorośli)
- Długi czas gry
Wady
- Brak prawdziwego Monokumy
- Miejscami nudniejsze rozmowy między bohaterkami
- Brak japońskiego dubbingu w grze (ma być w DLC)
Jeśli gatunek trzecioosobowych shooterów Wam nie straszny, obowiązkowa pozycja dla każdego fana serii. Nowy gracz powinien najpierw przejść dwójkę, by uniknąć spoilerów, ale też może się dobrze bawić.
Przeczytaj również
Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych