Recenzja: Divinity: Original Sin Enhanced Edition (PS4)
W dzisiejszych czasach, w szczególności na konsolach, ciężko znaleźć klasyczną grę cRPG. Takich produkcji z pewnością powinno pojawiać się więcej. Larian Games, tworząc Divinity: Original Sin Enhanced Edition, mocno przyłożył się do powstania satysfakcjonującej przygody, która nagradza cierpliwych graczy.
Czasy gier takich jak Baldur’s Gate, Planescape: Torment czy Icewind Dale być może minęły już bezpowrotnie. Znalazło się jednak pewne belgijskie studio, które swoją produkcją sprawiło, że ponownie poczułem się jak za dawnych lat. Tuż po włączeniu gry należało stworzyć dwójkę bohaterów, a do wyboru oddanych zostało sporo klas. Przygodę z Divinity rozpocząłem więc jako mściciel Bearder i kapłanka Widow. Podczas wędrówki natknąłem się na parę innych herosów, czekających by dołączyć do mojej drużyny. Przywiązałem się jednak do wojowniczki i łowczyni, na które wpadłem już na początku gry i to z ich pomocą wypędziłem zło z Rivellonu.
Pierwsza godzina gry to dość długie i szczegółowe zapoznawanie się z mechaniką i zasadami gry. W przeciwieństwie do znacznej większości dzisiejszych produkcji, Divinity nie trzyma gracza za rękę i nie prowadzi przez fabułę zadanie po zadaniu. Twórcy postawili na dość otwarte podejście do eksploracji świata. Przez to już na początku natknąłem się na wiele miejsc z przeciwnikami znacznie silniejszymi niż moi bohaterowie. Bardzo często korzystałem z funkcji szybkiego zapisu i wczytania, dzięki czemu mogłem spokojnie wypróbować różne taktyki na daną grupę wrogów. Mimo wszystko wiele razy zmuszony byłem zrezygnować z walki i udać się w inne miejsce by zwiększyć poziom doświadczenia moich postaci i nauczyć ich nowych umiejętności.
Jak wspomniałem wcześniej Divinity ma fabułę, jednak główne skrzypce gra tutaj walka, która jest również cechą charakterystyczną tego tytułu. Turowy system starć jest bardzo łatwy w zrozumieniu i zawsze wiadomo czyja kolej będzie następująca dzięki wskaźnikowi u góry ekranu. Dowodzeni przez nas bohaterowie w potyczkach korzystają z Punktów Akcji i każda czynność taka jak ruch, atak czy użycie umiejętności albo przedmiotu wymaga określonej liczby tych punktów. Z każdą turą PA się regenerują, a ich ilość jest zależna od statystyk danej postaci. W walce bardzo istotne jest korzystanie z żywiołów wody, powietrza, ziemi i ognia. Moim ulubionym sposobem na wygraną było nawadnianie podłoża pod wrogami i ciskanie Widow piorunem z jej burzowego kostura. Ogłuszało to wszystkich stojących w kałuży i z łatwością mogłem wyładować na nich brutalną siłę Beardera.
Dzieło Larian Games daje sporą swobodę w działaniu, a nasze posunięcia nie zawsze muszą być fair. W niektórych wypadkach walkę możemy zainicjować sami przez zaatakowanie wroga, co często ułatwia sprawę. Obiekty takie jak skrzynie, beczki czy krzesła możemy też dowolnie przesuwać. Jest to pomocne przy ustalaniu taktyki, dlatego warto zainwestować w siłę postaci lub w umiejętność telekinezy. Możliwość ustawiania sprawdza się przy eliminowaniu niektórych pułapek - w przypadku braku narzędzi potrzebnych do rozbrojenia takiej pułapki, możemy ją po prostu przykryć. Niestety jest to konieczne, ponieważ podążający za kontrolowaną przez nas postacią towarzysze nie wykazują się umiejętnością pojmowania otaczającego ich świata.
Największą bolączką Divinity jest tempo samej rozgrywki. O ile w przypadku walki jest to zrozumiałe z powodu oparcia jej o tury, tak poruszanie się poza nią jest pewnego rodzaju katorgą. Z niewiadomych przyczyn bohaterowie nie potrafią biegać, a jedynie truchtają. Mało tego - herosi często zahaczają o różne obiekty i niekiedy potrafią zatrzymać się na chwilę zupełnie bez powodu, przez co wędrówka jest jeszcze bardziej mozolna niż mogłoby się wydawać na początku.
Niezależna produkcja Belgów całkiem nieźle prezentuje się też od strony wizualnej. Same modele postaci i różnej maści kreatur nie charakteryzują się niczym nadzwyczajnym, są po prostu poprawne, za to otoczenie wykonano z dużą dbałością o szczegóły. Przemierzając świat Rivellonu parę razy zatrzymałem się by ponapawać się widokami. Twórcy zastosowali pewien trik dotyczący kamery, który bardzo mi się spodobał. W istocie to bardzo proste rozwiązanie - tekstury po prostu zanikają, gdy zasłaniają widok na drużynę. Nic mnie tak nie denerwuje jak nieposłuszna lub problematyczna kamera. W Original Sin obeszło się bez zbędnych złości między innymi dzięki temu właśnie zabiegowi.
Jak każdy gracz zaznajomiony z grami RPG wie, można je ukończyć stosunkowo szybko lub w ciągu kilkudziesięciu godzin. W przypadku Divinity skończenie głównej osi fabularnej zajęło mi nieco ponad sześćdziesiąt godzin. Do tego dochodzą oczywiście zadania poboczne, których jest całkiem pokaźna liczba, więc ostatecznie czas gry był znacznie dłuższy.
Divinity: Original Sin Enhanced Edition jest dobrym przykładem tego, jak powinno się tworzyć gry cRPG. Eliminując parę wspomnianych niedogodności, dostalibyśmy tytuł ocierający się o doskonałość. Mimo wszystko dzieło Larian Games to produkcja wyjątkowo dobra.
Ocena - recenzja gry Divinity: Original Sin Enhanced Edition
Atuty
- Mnogość klas
- Duża liczba zadań
- Wystarcza na wiele godzin
- Poziomy trudności
- Swoboda eksploracji
- Niezła polska wersja
Wady
- Nudna kooperacja dla drugiej osoby
- SI towarzyszy
- Powolne tempo rozgrywki
- Toporny inwentarz
Każdy miłośnik oldschoolowych produkcji RPG powinien bez zastanowienia sięgnąć po ten tytuł. Gwarantuję, że po przebrnięciu przez początkowe 2-3 godziny zatracicie się w tej grze.
Przeczytaj również
Komentarze (25)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych