Reklama
Recenzja: Star Wars Battlefront (PS4)

Recenzja: Star Wars Battlefront (PS4)

Jaszczomb | 22.11.2015, 12:58

Battlefront powrócił po dziesięciu latach w piękniejszej i, przede wszystkim, przystępniejszej formie... co jest zarówno zaletą, jak i wadą. Do kogo skierowany jest gwiezdnowojenny Battlefield, a kto powinien się go wystrzegać?

Chowajcie swoje portfele, chowajcie swoje oszczędności – EA przejęło markę Star Wars Battlefront i najnowszą odsłonę przepuściło przez filtr wielkiego wydawcy. Co to oznacza? Wysokiej jakości oprawę, skupienie się na sprawdzonych formułach i odchodzenie od ryzyka. No i masę wyciętej zawartości, którą dostaniemy w nadchodzących miesiącach jako DLC, ale nie można winić firmę-giganta, jakim jest EA, za próbę dojenia jednej z najbardziej rozpoznawalnych marek na świecie… prawda?

Dalsza część tekstu pod wideo

Star Wars Battlefront to sieciowa strzelanka FPP/TPP i jako taka, zdaniem wydawcy, zupełnie nie potrzebuje trybu fabularnego. Bez połączenia z Internetem rozegramy co prawda samouczek, ustawkę z kumplem lub SI i spróbujemy przeżyć kilkanaście fal wrogich jednostek na niewielkiej mapie – nawet kooperacja dla dwóch osób na dzielonym ekranie się znalazła! – ale obecne tam krótkie scenki przyrywnikowe absolutnie niczego nie nakreślają i służą jedynie temu, by te misje nie zaczynał ani nie kończyły się tak nagle. Tyle w kwestii singla.

Główne danie, jakim jest rozgrywka wieloosobowa, dostarcza zaś dziewięciu trybów, z których te największe, czyli Supremacja i znany z bety Atak AT-AT, przygotowane są dla aż czterdziestu graczy. Olbrzymie bitwy na czterech tylko mapach najlepiej oddają klimat wielkich starwarsowych bitew, aczkolwiek chaos i brak zgrania drużynowego (o tym za chwilę) nie pozwalają wyciągnąć stąd maksymalnej frajdy. Dalej znajdziemy mniejsze wariacje na temat Capture the Flag (12-16 graczy), zwykły deathmatch dla dwudziestu osób oraz dwa tryby z bohaterami specjalnymi w rolach głównych. Jest też Eskadra, gdzie każdy siada za sterami własnego statku bojowego i walka dzieje się nad powierzchnią wybranej planety, jeśli więc oczekiwaliście starć w przestrzeni kosmicznej, dostajecie w zamian właśnie coś takiego.

Nowy Battlefront tworzony był tak, by być łatwy do opanowania dla każdego fana Gwiezdnych Wojen. Deweloper zdawał sobie też sprawę, że zwolennicy CoD-ów czy Battlefieldów nie porzucą swoich ukochanych serii dla blasterów i mieczy świetlnych, stąd myślą przewodnią gry jest przystępność. Efektem jest przyciągnięcie wielu osób, które nie znają się na FPS-ach i nie zważają na cele do wykonania. Przejmowanie droidów i ich obrona? A gdzie tam, drużyna wesoło biega po planszy, nie zważając na takie rzeczy. I w tych mniejszych trybach da się to jeszcze przeżyć, ale taki Atak AT-AT po stronie rebeliantów to koszmar. Tam potrzebna jest praca zespołowa w osłabianiu wielkich maszyn kroczących, a miałem wrażenie, że moi towarzysze w ogóle się tym nie interesują, szukając tylko znajdziek wrzucających ich do pojazdu latającego lub w skórę bohatera specjalnego.

Oprócz możliwości wcielenia się na chwilę w Bobę Fetta, Dartha Vadera czy Hana Solo podczas większych starć, bohaterowie Starej Trylogii mają też własne tryby i te… wyszły dość średnio. W Łowach na Bohatera bierze udział ośmiu graczy, z czego jeden wciela się w wybranego herosa. Kto go zabije, sam się nim staje. Całość sprowadza się więc do spamowania granatami z dystansu i czatowania na uboczu, by zadać ostatni strzał. Tryb Bohaterowie i Złoczyńcy zaś stawia przeciw sobie trzyosobowe drużyny bohaterów i resztę graczy w roli zwykłych lub specjalnych żołnierzy. Celem jest zabicie wszystkich herosów wroga i tutaj można pobawić się chwilę dłużej, ale nie dajcie się zwieść – bohaterowie ci byli zaprojektowani jako chwilowa pomoc w tych dużych trybach, stąd te tutaj to jedynie średnio zbalansowana ciekawostka.

Statki bojowe w Eskadrze również nie dostarczają odpowiednich wrażeń. Płytki tryb z niewielkimi możliwościami – ot, latanie w kółko, ostrzał kogokolwiek na celowniku i manewr uniku wymagający wciśnięcia aż jednego przycisku, jeśli tylko ktoś wyśle za nami rakietę. Przejmowanie bomb, droidów i kapsuł przypadło mi za to najbardziej do gustu, gdyż mniejsze mapy nie przewidują stacjonarnych turboblasterów, walki w powietrzu ani bohaterów Starej Trylogii – mówiąc krótko, nie oferowały niczego z tych większych bajerów Battlefronta, co nie świadczy zbyt dobrze o całości. Ale to nie tak, że liczą się tam najbardziej umiejętności, o nie!

Jak już wspominałem, casualowe podejście do rozgrywki atakuje nas na każdym kroku. Niemodyfikowalne bronie nie są wystarczająco zróżnicowane, ale to nie ma znaczenia, bo cały model strzelania nie wymaga za bardzo opanowania. Kucanie, bieg ani spoglądanie przez lunetę broni zupełnie nie zmienia naszej celności, więc nie ma problemu, by ustrzelić kogoś podczas przelotu za pomocą plecaka skokowego. Do tego brak odrzutu, wspomaganie celowania jest ogromne, a wśród gadżetów (gwiezdnych kart) i broni specjalnych znalazło się sporo automatycznie namierzanych insta-killów. Bo każdy chciałby zostać ustrzelony przez przeciwpiechotnego Stingera…

Wszystko to sprawia, że łatwe zabójstwo zgarnąć może każdy, a osoby starające się wyciągnąć z gry nieco więcej, nie mają możliwości przygotowania się na wszystkie te tanie zagrywki. Zmiana ekwipunku po śmierci? Możemy przygotować całe dwie odmienne konfiguracje wyposażenia do zmiany po śmierci. Dwie! Przeżyję natomiast pomysł na brak amunicji – broń się co najwyżej może przegrzać. Ale żeby granaty ograniczone były tylko krótkim cooldownem? Niektórzy wykorzystują to, by ciągle nimi spamować i bywa to męczące.

Są jednak elementy, do których nie można się przyczepić. Chodzi mi tu oczywiście o oprawę graficzną i ścieżkę dźwiękową. Battlefront to nie tylko najlepiej wyglądająca gra w klimacie Star Wars, ale także jedna z najpiękniejszych gier tej generacji w ogóle. Przywiązanie do szczegółów każdej z planet robi ogromne wrażenie. Pustynne Tatooine, zarośnięty Endor, ośnieżone Hoth – wszystko to wygląda tak wspaniale, że tym bardziej boli mała liczba dostępnych lokacji. Niektóre mapy mogłyby też zostać lepiej zaprojektowane, szczególnie te mniejsze, ale żadna nie jest tragiczna. A w parze z uciechą dla oczu idzie dźwięk. Znane motywy w połączeniu z oryginalnymi odgłosami filmowych blasterów to mistrzostwo świata.

Do Star Wars Battlefront można podchodzić na dwa sposoby – jako miłośnik poprzednich części sprzed dekady lub jako fan uniwersum Gwiezdnych Wojen. Ten pierwszy nie wybaczy lichej zawartości premierowej, braku trybu fabularnego i spłycenia całej rozgrywki, drugi zaś zakocha się w niewiarygodnie pięknej oprawie audiowizualnej i przystępności zabawy (o ile nie jest graczem zaprawionym w strzelankach). Dodatki, które dostaniemy za sporą opłatą (209 zł za przepustkę sezonową) w niedalekiej przyszłości, na pewno powiększą liczbę plansz, co będzie odświeżające, ale nic już nie nada głębi podstawowym założeniom rozgrywki. Produkcja ta jest zbyt uboga jak na dużą grę AAA od doświadczonego w gatunku dewelopera i zbyt droga jak na grywalną ciekawostkę, która bawi przez kilkanaście pierwszych godzin. Gdyby nie ta cudowna grafika i rewelacyjne udźwiękowienie, widziałbym ją jako sieciowy tytuł cyfrowy za połowę obecnej ceny.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Star Wars: Battlefront (2015).

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Star Wars: Battlefront (2015)

Atuty

  • Niesamowita oprawa audiowizualna
  • Mapy w klimatach znanych planet
  • Przystępna dla nowych graczy
  • Bezproblemowa gra po Sieci od samego początku (a to gra od DICE!)

Wady

  • Uboga zawartość premierowa
  • Brak klas postaci i ogólne spłycenie rozgrywki
  • Ułatwienia rozgrywki idą często za daleko
  • Kilka lichych trybów

Jeśli pełna cena pudełkowa za kilkanaście godzin zabawy z blasterami jest dla Was uczciwą wymianą – bierzcie. Prawdziwa uczta dla fana uniwersum, lecz stanowczo zbyt prosta, by zadowolić weteranów pierwszych Battlefrontów sprzed dekady.

Jaszczomb Strona autora
cropper