Recenzja: Assassin's Creed Chronicles: India (PS4)
Chiny zaliczyliśmy w tamtym roku, a teraz biuro podróży Assassin’s Creed Chronicles proponuje nam wycieczkę do Indii. Czy spin-offowy cykl skradanek 2,5D zaliczył postęp, a może twórcy bezpiecznie skopiowali dość udane ?
Asasyn to według Ubisoftu skrytobójca, ale główna seria Assassin’s Creed stała się zbyt popularna, by korzystać ze stricte skradankowych rozwiązań. Grono odbiorców jest ogromne i są to gracze przyzwyczajeni do lekkiej, niezobowiązującej rozgrywki, gdzie jedyne wyzwanie stanowi wygospodarowanie wolnego czasu na zebranie porażającej liczby znajdziek. Ciężko więc gniewać się na dewelopera za te wszystkie uproszczenia, przez które fan gier skradanych nie ma tam czego szukać.
W ubiegłym roku pojawił się cień nadziei w trzyczęściowym spin-offie Chronicles, będącym skradanką w 2,5D – postacie poruszają się na jednej płaszczyźnie, lecz plansze mają głębię i możemy przemieszczać się między planami. pokazało, że zwolennicy bezszelestnego przenikania przez poziomy znajdą tam coś dla siebie, tyle że całość pozostawiła pewien niedosyt. Niby wszystko było na swoim miejscu, ale brakowało tego „czegoś”. Fundamenty wyszły jednak solidnie i co zwiastowało dobrą jakość kolejnych części. Szkoda tylko, że coraz mniej tu skradania.
Indyjska część cyklu Chronicles wrzuca nas w buty asasyna Arbaaza Mira, który próbuje, a jakże, odzyskać fragment Edenu. W tle mamy jeszcze ratowanie ukochanej z opresji, ale poprzedniczka pokazała już, jaki stosunek do fabuły ma deweloper. Jakaś historia jest, bo jest, ale ani to ciekawe, ani się tego dobrze nie słucha. Szkoda, bo Arbaaz ma swój komiks i pojawia się w jednej z powieści w uniwersum. Przyjemnie się za to patrzy na pięknie malowane plansze, pełniące tu rolę cutscenek, lecz dołączane do nich dialogi potrafią szybko zanudzić gracza. Biorąc pod uwagę, że takie scenki przerywnikowe trwają jakieś pół minuty-minutę, jest to nie lada wyczyn.
Co w kwestii rozgrywki? Dokładnie to samo, co ostatnio, ale podane w lepszy sposób. Raz jeszcze przemierzamy dwuipółwymiarowe poziomy, przenikając niezauważonym lub eliminując po cichu jednostki wroga. Wybrany styl gry (Duch, Dusiciel, Asasyn) wiąże się z oceną i punktacją, a wynik końcowy przełoży się na ulepszenia naszej postaci, jak bezgłośne zabijanie, większa pojemność ekwipunku na gadżety czy dłuższy pasek zdrowia. Warto więc unikać otwartych konfliktów, chować ciała i analizować sytuację przed wyruszeniem do boju.
Nowy bohater wiąże się z nowym zestawem broni. Ukryte ostrze w bucie Chinki Chao Jun zastąpiły rzucane chakramy, choć najczęściej korzysta się z nich do przecinania lin i zrzucaniu wrogom na głowę czegoś ciężkiego. Oprócz miecza i ostrzy w nadgarstkach, do dyspozycji mamy również odwracające uwagę petardy i dymne granaty, co wraz z możliwością gwizdania zupełnie wystarcza, ale wzorem poprzedniczki jest też „magia”, czyli błędy Animusa. Dzięki nim bohater może stać się na chwilę niewidzialny, niezauważony przenikać między kryjówkami lub wpaść w szał bitewny. Ułatwienia te mają sens, gdyż skoczył nieco poziom trudności, lecz wciąż skradankowi weterani przelecą przez całość bez większego problemu.
Tym razem dostaliśmy większe zróżnicowanie poziomów, przez co zaliczymy kilka ucieczek na czas, poskaczemy w podziemnych jaskiniach, a nawet oddamy kilka strzałów snajperskich (zaprawa przed ostatnią częścią w Rosji!). Odmienne rodzaje zabawy świetnie ze sobą wymieszano, oferując stale coś nowego, coś ciekawego. Tytuł zelżał przez to jednak na samym skradaniu, chociaż po sześciu godzinach gry, w którym to czasie zaliczyłem cały wątek główny i kilka wyzwań dodatkowych (osobne plansze z minimalistyczną oprawą), nie odczułem niedosytu. Wszystko świetnie wyważono, ale pamiętajcie – nie kupujecie „czystej” skradanki.
Oprawa graficzna raz jeszcze robi wrażenie, chociaż bardziej efektami i doborem kolorów niż jakością tekstur. Te wyglądają jak z niskobudżetowej produkcji, lecz wynagradzają je piękne czerwone zawijasy w miejsce rozbryzgu krwi po celnych cięciach. Muzyka zaś ani przez moment nie stara się wyjść na pierwszy plan, a aktorzy głosowi usypiają. Wszystko to daje porządnego gameplayowo, ale nijakiego fabularnie następcę ACC: China. Oba tytuły wypadają zresztą bardzo podobnie, lecz w najnowszą odsłonę grało mi się znacznie przyjemniej. Nieco mniej skradania, zdecydowanie lepiej zróżnicowane poziomy i ucieczki przed rozjuszonymi słoniami - oto, co Was czeka. Ostatnia część w Rosji już za miesiąc.
Ocena - recenzja gry Assassin's Creed Chronicles: India
Atuty
- Mające sens skradanie się w 2,5D
- Pozwala na odmienne style gry
- Świetnie żongluje gatunkami
- Wyzwania punktowe i ulepszanie bohatera
- Styl graficzny
Wady
- Fabuła dalej leży i kwiczy
- Dialogi usypiają
Świetne usprawnienie ciekawego pomysłu na skradankę 2,5D, chociaż w równym stopniu znajdziemy tu wyzwania zręcznościowo-platformowe. Ciekawa i przystępna odskocznia od dużej serii na dwa-trzy posiedzenia.
Przeczytaj również
Komentarze (6)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych