Recenzja: LEGO Marvel’s Avengers (PS4)
Bohaterowie Marvela wracają, lecz tym razem odgrywają wydarzenia głośnych filmów z Avengersami. Czy Iron Manowi i spółce udało się dostarczyć lepszej gry LEGO niż ostatnim wyczynom Batmana w kosmosie?
Osoba niezaznajomiona z serią LEGO może pomyśleć, że studio Traveller’s Tales robi swoje gry na jedno kopyto. Weterani poprzedniczek jednak bez problemu wychwytują nowości w rozgrywce każdej kolejnej części (przypominamy nasz tekst o ewolucji serii) i nawet jeśli jakiś pomysł okaże się nietrafiony, gracze dużo wybaczają z uwagi na czystą radość kooperacji i uroczy humor. Jakie ryzykowne, świeże rozwiązania przedstawiają Avengersi? Cóż… prawie żadnych.
to już piąta klockowa odsłona zajmująca się postaciami z komiksów i druga dotycząca wyłącznie postaci Marvela. Ileż można doić biednych herosów? Tym razem jednak, w miejsce oryginalnej fabuły, zdecydowano się na wydarzenia z filmów MCU – obu Avengersów, obu Kapitanów oraz ostatnie części Iron Mana i Thora. Efektownych walk znajdziemy tu więc całe zatrzęsienie, a przy okazji jest to możliwość na wykorzystanie dialogów wyciętych prosto z filmów. I to jest pierwszy poważny zgrzyt produkcji.
Deweloper na dobre zrezygnował z pantomimy, za pomocą której legoludki w przezabawny sposób odgrywały przed laty sceny z wielkiego ekranu. Podczas gdy przynajmniej próbowało przedstawić oryginalną historię (z zastępczymi aktorami głosowymi), tak tym razem usłyszymy Roberta Downeya Jra i całą resztę gwiazdorskiej obsady, lecz w kiepskiej jakości pociachanej i obrabianej filmowej ścieżki dźwiękowej. Kilku aktorów zdołano zatrudnić (m. in. głosy agenta Coulsona i Marii Hill), ale to zmienia to faktu, że całości ciężko słuchać z przyjemnością.
Jak oddano tutaj filmy? Grę podzielono na dwie części –egranizację pierwszej i drugiej odsłony Avengersów. Pozostałym filmom poświęcono po jednym poziomie, co łącznie dało sumę piętnastu rozdziałów średnio płynnej historii. Dodatkowo wielkie otwarte miasto z Super Heroes podzielono na mniejsze otwarte plansze z zadaniami pobocznymi, wyścigami i znajdźkami – wśród nich znalazły się takie miejscówki jak Manhattan, Południowa Afryka czy Asgard. Pomysł bliźniaczo podobny do tego z , nawet ekran wyboru misji jest praktycznie taki sam… ale o tym za chwilę.
Trzon rozgrywki pozostał oczywiście taki sam – wcielamy się w klockowe wersje znanych bohaterów (których do wyboru jest kilkuset) z odmiennymi umiejętnościami, a plansze zaliczamy rozwiązując proste zadania logiczne i walcząc z przeciwnikami. Jest również obowiązkowe zbieranie masy znajdziek, ale to właśnie wyważenie między tymi dwoma elementami decyduje zwykle, czy dana odsłona LEGO jest warta uwagi. skrytykowałem swego czasu za przesadę w zalewaniu nas falami wrogów, a tutaj walczymy jeszcze częściej. Z drugiej strony – dostaliśmy najlepszy system walki dotychczas.
Nigdy nie pomyślałbym, że ten element w grze LEGO wymagać będzie całego akapitu, lecz filmy Marvela to nieustające starcia między postaciami na śmierć i życie, więc nie mogło być inaczej w opartej na nich grze. Wciąż nasza postać ma pasek życia składający się z czterech serduszek, a przeciwnika najłatwiej pokonać serią szybkich ataków podstawowych, lecz teraz otrzymaliśmy mnożnik, zwiększający się wraz z pokonanymi wrogami w krótkim czasie. Mnożnik ten nie ma wielkiego znaczenia, gdyż odpowiednie znajdźki gwarantują w późniejszych etapach stałe zwielokrotnienie podnoszonej waluty, ale nadaje walce trochę dynamizmu. Inna sprawa to wyjątkowe dla każdej postaci finishery i potężne ataki łączone. Liczba rozmaitych animacji robi ogromne wrażenie i motywuje do testowania odmiennych bohaterów, z czego na specjalną uwagę zasługuje choćby laserowe combo Iron Mana i Visiona. Piękna sprawa.
Chciałbym napisać coś więcej o zagadkach, ale w tej kwestii jest niestety nad wyraz ubogo. Nawet minigierki denerwują – szczególnie taka ze skanerem, którą powtarzamy niemal co chwilę, a polega na przesuwaniu kursora do wyznaczonego miejsca i wciśnięcia kwadratu. Żadnej filozofii za tym nie ma, jest to tak banalne i bezsensowne, na jakie brzmi. Dodatkowo wykonywanie tego idiotyzmu zajmuje cały ekran, więc drugi gracz również musi patrzeć na granatowy prostokąt i pojawiające się na nim kropki. Jakim cudem ktoś to przepuścił do pełnej wersji gry?!
W ogóle dużo tu czynności pozostawiających naszego partnera z drugim padem bez żadnego zajęcia, np. walki z bossami, kończące się dziwacznie długimi sekwencjami QTE – na początku myślałem, że trafiłem na jakiś błąd gry, ale za trzecim razem pogodziłem się z fatalnym zrealizowaniem finałów tych starć. Nie naprawiono dzielonego obrazu, nadal potrafiącego ześwirować i zapominającego się na powrót połączyć po rozdzieleniu. Do tego ciągle nie można zmienić postaci w co-opie, gdy dostępnych są wyłącznie dwóch bohaterów. Gracz numer dwa i powtarzająca się wciąż rola Kapitana Ameryki (który umie tylko gasić pożary i aktywować dźwignie) demotywują do dalszej gry. Samotne granie w LEGO nigdy nie powinno wyglądać lepiej niż kooperacja, gdzie tu sens?
Pomimo tych wad, klockowi Avengersi nie są tacy źli. Ciężko zresztą, żeby byli, kiedy praktycznie wszystkie zmiany kopiują z . Planeta, z które wybieramy plansze, małe sandboksy, resogunowe sekwencje, ulepszone latanie z wykorzystaniem prawego analoga (rewelacyjne rozwiązanie!) czy nawet rozkład menu głównego - jak gdyby wklejone w szablon. No, Batman jest zabawniejszy, pracowali przy nim porządni aktorzy głosowi i dobrze wyważono tam walkę z zagadkami. Ale prócz tego, to całkiem podobne do siebie odsłony.
postawiło na efektowność i odtwarzanie wielkich walk z filmów kosztem humoru, wyzwań logicznych czy rozrywki dla gracza nr 2. Próbowano też uniknąć powtórki listy postaci z Super Heroes, ale liczba ludków musiała się zgadzać, także musicie przygotować się na wielu zwykłych ludzi i agentów z pistoletami, którzy na dobrą sprawę różnią się od siebie tylko głowami – żadnych X-Menów czy Spider-Mana. Oddać należy, że jest to najpiękniejsza gra LEGO na rynku, a w dodatku świetnie brzmi za sprawą filmowych motywów… ale nie po to kupujemy gry z legoludkami. Fani komiksów powinni raczej złapać za ostatniego klockowego Batmana*.
*Nie miałem okazji zrecenzować gry LEGO Batman 3: Poza Gotham, więc dla porównania dodam własną ocenę tego tytułu – mocne 8,5/10. Brać z dodatkami!
Ocena - recenzja gry LEGO Marvel Avengers
Atuty
- Bogactwo finisherów i ataków łączonych
- Korzystne usprawnienia z Poza Gotham
- Najładniej wyglądająca gra LEGO
Wady
- Drugi gracz często nie ma co robić
- Za dużo walki, zbyt mało zagadek
- Denerwująca, stale powtarzana minigra
LEGO Marvel’s Avengers nie broni się zbytnio oryginalnymi rozwiązaniami, a Batman 3: Poza Gotham, od którego kopiuje najwięcej, zwyczajnie wypada lepiej. Zresztą, co to za LEGO, które zniechęca do kooperacji?
Przeczytaj również
Komentarze (9)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych