Reklama
Recenzja: Plants vs Zombies: Garden Warfare 2 (PS4)

Recenzja: Plants vs Zombies: Garden Warfare 2 (PS4)

Paweł Musiolik | 01.03.2016, 17:30

 okazało się cichym hitem 2014 roku. Gra pierwotnie pojawiła się na Xboksie One, by w dopakowanej wersji wylądować na PS4, oddając nam wszystkie paczki DLC. Stworzenie kontynuacji było więc logicznym krokiem ze strony EA. Garden Warfare 2 służyć może za podręcznikowy przykład, jak rozwijać markę, jednocześnie przypominając nam czasy normalności na rynku gier.

Dlaczego twierdzę, że druga cześć Garden Warfare przypomina czasy normalności? Sprawa jest prosta – z produkcji nic nie zostało wycięte. Żadnego DLC, które miałoby uzupełniać produkcję. Kupujecie grę za jej premierową cenę i dostajecie tyle, ile powinniście, płacąc ciężko zarobionymi pieniędzmi. Trochę przykre, że absolutna podstawa na rynku gier jeszcze dwie generacje temu jest teraz swego rodzaju ewenementem. Ale nie ma co narzekać na stan rynku, bo to świetna gra.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pierwsza część była tytułem budżetowym, oferującym jedynie rozgrywkę przez Sieć w rywalizacji z innymi lub we współpracy dla czterech graczy na kilku mapach. Zamiast sadzenia roślin i bronienia się przed kolejnymi falami trupów, dostaliśmy strzelankę z perspektywy trzeciej osoby. Electronic Arts testowało, czy warto inwestować większe fundusze, i test ten wypadł bardzo dobrze. W kontynuacji dołożono wszystko to, czego wcześniej brakowało. Tryb dla jednego gracza, opowiadający dwie niezależne od siebie historie, faktycznie jest bardzo długim samouczkiem, który bardzo dobrze wprowadza w meandry rozgrywki. Nie jest przy tym jakoś przesadnie długi, bo można go skończyć w niecałe cztery godziny. Poza tym zlecane nam misje możemy powtarzać w nieskończoność na różnych poziomach trudności i za każdym razem będziemy wynagradzani tak samo – monetami, za które kupimy paczki z naklejkami.

Tak, zbieractwo w Garden Warfare 2 ma także swoje miejsce. Nic z niego nie wycięto, ba – rozbudowano je z powodu nowych klas postaci po każdej ze stron konfliktu. EA zaskakująco nie wciela się w rolę chciwej do przesady korporacji i nie mamy tutaj żadnych dodatkowych opcji kupna paczek czy mikrotransakcji wymuszanych przez grę. Co więcej, podkręcono zdobywane przez nas monety, dzięki czemu zbieranie kolejnych naklejek, a co za tym idzie – odblokowanie kolejnych odmian klas postaci, jest czymś bardzo przyjemnym i nie czujemy się ani przez chwilę zmuszani do przesadnego grindu. Osoby, które grały w poprzednią część, mogą nawet odebrać prezenty w postaci kilku paczek z naklejkami, co pokazuje, że EA i PopCap szanują weteranów swojego spin-offa. Podobnie wsłuchano się w krytykę braku trybu kooperacji lokalnej. Ta pojawia się dla czterech osób w jednym momencie na podzielonym ekranie. Uczciwie powiem, że w cztery osoby nie miałem okazji przetestować gry, ale grając z dwójkę – spadki płynności gry przydarzały się bardzo rzadko.

W trybie dla wielu graczy gra trochę częściej gubiła klatki, ale to nie powinno dziwić, gdy w jednym miejscu zbierze się maksymalnie 24 graczy, którzy zaczną do siebie nawzajem strzelać, czego efektem będzie masa dymu, wybuchów, efektów cząsteczkowych i bóg jeden wie czego jeszcze. Na ten moment udostępniono sześć trybów gry, z czego niektóre wracają (jak Gnomobomba), a inne są miksem tych dostępnych wcześniej (np. Bitwa o Teren to połączone Ziołowy Atak z Ogrody i Cmentarze). Jeśli nie chcemy bawić się na publicznych serwerach z losowymi ludźmi, zawsze zostaje nam opcja założenia prywatnej gry na ustalonych przez nas zasadach lub...gra samemu. Identycznie jest z Operacjami Ogrodowymi, w których możemy grać samemu, ze znajomymi lub losowymi ludźmi. PopCap praktycznie w każdym aspekcie dało nam absolutną dowolność jak, z kim i w jaki sposób chcemy grać. Nie ma więc opcji, by ktoś nie potrafił sobie ułożyć zabawy pod siebie i swoje oczekiwania.

Wcześniej wspomniałem o nowych klasach. Są po trzy na stronę konfliktu. Rośliny dostały Cytryna, Różę i Komandora Kukurydza, a zombie - Impa, Supermózga i Kapitana Siwobrodego. Jak wypadają debiutanci? Przede wszystkim są zróżnicowani i w żaden sposób nie dublują dostępnych już klas postaci. Każdą z nich gra się inaczej, a repertuar ich zagrań skrojony jest tak, by wzajemnie się uzupełniać. Tutaj niestety jest pewien problem z brakiem balansu. O ile Supermózg, Kukurydz, Cytryn i Kapitan Siwobrody są odpowiednio wyważeni, tak Imp jest za słaby w porównaniu z innymi, a Róża zdecydowanie przesadzona. Deweloper o sprawie wie, zapowiedziano już aktualizację, która osłabi Różę, ale nie wiadomo, kiedy ta się pojawi. Aktualnie, niezależnie od wybranego trybu, rundy często wyglądają tak, że grając zombiakami, naprzeciw nam stoi dziesięć Róż o odmiennym wyglądzie. Klasa ta ma wielki zasięg swoich bazowych ataków, które są od pewnego momentu samonaprowadzające i szybkostrzelne, a zdolności specjalne pozwalają na zamianę w kozy i spętanie rywali. Tego niestety często nie da się zniwelować, bo jeden z ataków Róży zapewnia jej częściową niewrażliwość na ataki...pozwalając jednocześnie atakować innych.

Na szczęście nowe mapy (dwanaście w grze) wypadają lepiej. Zamiast zwykłych zmian ich wyglądu, zdecydowano się nieco poeksperymentować. Jest baza na księżycu, gdzie mamy strefy z niską grawitacją, jest mapa, w której da się wybijać dziury w ścianie, by mieć większe pole manewru. Jest też chociażby mapa zimowa, gdzie możemy wpaść do przerębla, albo zostać zmiażdżonym turlającą się kulą śniegu. Dodatkowo, w trybie Bitwy o Teren, każda z map ma końcowe zadanie tak zróżnicowane, że często mamy do czynienia z grą w grze. Sam design map jest przyjemny dla oka i z punktu widzenia rozgrywki całość jest odpowiednio wyważona – zarówno atakujący, jak i broniący (zależnie od trybu gry oczywiście) mają równe szanse. Dodatkowo, z początku wydawało mi się, że mapy są ciut za duże w porównaniu do tego, z jaką prędkością poruszają się postaci, ale okazało się, że związane jest to z rozwojem każdej klasy. Poza głównym poziomem, mamy także osobne wbijanie poziomów wybranej postaci (do maksymalnie dziesiątego), po czym możemy awansować go do następnej rangi, wbijając poziomy od nowa. Te po jakimś czasie szybko lecą, gdyż za wykonywanie zlecanych nam w grze zadań dostajemy punkciki nadające mnożnik doświadczenia.

Nowe i stare spina coś, co nazwano Podwórkowym Polem Bitwy, a jest to nic innego jak ogromny hub, w którym znajdziemy mnóstwo rzeczy do roboty. W momencie ujawnienia tej atrakcji byłem nastawiony sceptycznie do tego pomysłu, który wydawał mi się wrzucony na siłę, byleby tylko wydłużyć czas spędzony w grze niekoniecznie na robieniu sensownych rzeczy. Ale jakże się myliłem. Ogromny plac między bazami to pole nieustających potyczek roślin i zombie sterowanych przez SI. Gdy się dołączymy, z biegiem czasu pojawiać będą się z obu stron coraz mocniejsze jednostki. Akcje w Ogrodzie są normalnie punktowane i zliczają się do ogólnych statystyk, więc to idealne pole do testów. A jeśli chcemy pograć na poważnie, to możemy aktywować Flagę Mocy i pobawić się w wariację trybu Król Wzgórza, broniąc flagi przed kolejnymi falami wrogów. Oczywiście nie musimy robić tego samemu – gra pozwala nam zaprosić znajomych, walczyć z nimi ramię w ramie lub… zdezerterować, zasilić szeregi wroga i walczyć z dotychczasowymi sojusznikami. Ale to nie wszystko. Na mapie poukrywano mnóstwo minigier, a także rzeczy do zbierania – złote gnomy i kule śnieżne, które są kluczem do odkrywania sekretów. Jest ich tyle (i są tak poukrywane), że odnalezienie wszystkich zajmie znam sporo czasu - Zwłaszcza że gnomy są także ukrywane na mapach w trybie dla wielu graczy.

Na sam koniec grafika, która w moim odczuciu nie musiała za bardzo się zmieniać. Było kolorowo i uroczo - i nadal tak jest, z tym że widać większy budżet. Poskutkowało to znaczną poprawą jakości wyświetlanego obrazu. Lokacje są dużo bardziej szczegółowe i oferują więcej zniszczalnych obiektów. Postaci są lepiej zrobione, efekty świetlne i wszelakie shadery odpowiedzialne za jakość obrazu również radzą sobie znacznie lepiej. Nawet bez zestawiania materiałów z pierwszej i drugiej części skok graficzny widać gołym okiem. Więc można to potraktować jako wisienkę na pysznym torcie. Podobnie jak zrobioną z jajem polską wersję językową, która otwiera ten tytuł dla młodszych graczy. A ja im ten tytuł polecam. Nawet jeśli sami w czymś nie dadzą rady, śmiało mogą poprosić kogoś starszego o pomoc w kooperacji na jednej konsoli.

Gdyby więcej deweloperów podchodziło do kontynuacji swoich gier jak PopCap i EA, to uwierzcie, nie byłoby tematu wycinanej zawartości i próbie wyssania z naszej kieszeni ostatniej złotówki. EA przechodzi metamorfozę, o którą bym ich wcześniej nie posądził. Wszystko to z korzyścią dla graczy, a w tym przypadku – dla fanów Plants vs Zombies.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Plants vs. Zombies: Garden Warfare 2

Atuty

  • 6 nowych klas postaci, nowe mapy i tryby gry
  • "Kampania" dla pojedynczego gracza
  • Kooperacja na jednej konsoli
  • Podwórkowe Pole Bitwy
  • Oprawa audiowizualna
  • Zabawna
  • Wciąga jak diabli

Wady

  • Drobne problemy z rozgrywką sieciową
  • Balans gry sieciowej (w dniu premiery)

Idealny przykład na to, jak zrobić kontynuację prawie-że-idealną. PopCap powinno uczyć innych deweloperów w kwestii premierowego stanu gry. Przeładowany zawartością tytuł, który naprawia praktycznie wszystkie braki "jedynki".

Paweł Musiolik Strona autora
cropper