Reklama
Recenzja: Uncharted 4: Kres Złodzieja (PS4) - Multiplayer

Recenzja: Uncharted 4: Kres Złodzieja (PS4) - Multiplayer

Paweł Musiolik | 17.05.2016, 10:03

Tryb dla wielu graczy w nie jest tak dobry jak historia dla jednego gracza, ale mimo dosyć ubogiej zawartości premierowej, czas leci w nim szybko i wyjątkowo przyjemnie. Nawet komuś, kto uwielbiał wolniejszą rozgrywkę sieciową z .

Miałem cichą nadzieję, że inspiracje The Last of Us pójdą dalej niż oddanie możliwości cucenia gracza, który dostał o tę jedną kulkę za dużo. Może odrobinę wolniejsze tempo? Sensowniej rozpisany pomysł na tryb wieloosobowy, który w był powiązany z tematyką przetrwania? Nie wiem. Coś sobie obiecywałem po tym elemencie w Uncharted 4. Po becie nie miałem jeszcze określonego zdania i martwiłem się, że przy szybszej rozgrywce będę się męczył. ale już te parę godzin przed premierą, jakie spędziłem w Sieci, wprowadziły mnie z błędu. Nawet jeśli nie jesteście fanami szybkiej rozgrywki sieciowej, to Uncharted będzie w stanie was przyciągnąć na trochę dłużej.

Dalsza część tekstu pod wideo

... o ile nie potrzebujecie wyłożonego przed Wami progresu. Naughty Dog zdecydowało się na dosyć ryzykowną zagrywkę i wyrzuciło z gry coś takiego jak nasza ranga ogólna czy tam poziomy doświadczenia, nieważne, jak to nazywacie. Postępy tutaj są zaznaczone w formie kolejnych rzeczy do odblokowania w ekwipunku, a całość oparto na prostą zasadę – im częściej czegoś używasz, tym szybciej odblokujesz kolejną modyfikację. Obojętnie, czy jest to większa liczba naboi w magazynku FAL-a czy zwiększona moc działanie jednej z mistycznych mocy. Co zabawne, jeśli mamy odrobinę szczęścia, to za walutę wewnątrz gry możemy sobie kupić skrzynię, z której wypadnie gotowa do użycia losowa modyfikacja. Tak, od zaraz. Gdy analizowałem kolejne elementy gry sieciowej i pomysłów zaimplementowanych przez Naughty Dog, to odniosłem wrażenie, że studio bardzo chciało obniżyć próg wejścia, by jak najwięcej ludzi, niekoniecznie kozaków, grało przez Sieć i pozwalało zarabiać dodatkową kasę na mikrotransakcjach.

Tak, w grze są mikrotransakcje. Miejmy to już za sobą, bo wiem, że zdecydowana większość graczy ma na nie uczulenie. W Uncharted 4 na szczęście ktoś kierował się rozwagą i za wewnątrzgrową walutę możemy kupować skrzynie z losowymi elementami wystroju, jednorazowymi dopalaczami oraz, jak nam się poszczęści, nową postacią (w innym przypadku musimy wydać prawdziwą kasę na monety Uncharted, za które kupimy dowolną postać z marszu). Za wygrany mecz dostajemy co prawda bardzo mało waluty, bo tylko dziesięć jednostek, ale ekipa z Naughty Dog dorzuciła Próby, czyli nic innego jak rozbudowany samouczek z botami i trzema poziomami trudności. Raz, że ma nas to nauczyć, jak grać i korzystać z każdego elementu rozgrywki, a dwa – dostaniemy za zaliczenie całości sporo waluty, co na papierze ma chyba w nas rozbudzić ducha zakupowicza i hazardzisty. Ja na to machnąłem ręką, bo to, czy Drake z Eleną biegają w kapeluszu czy bez, nie robi mi jakiejkolwiek różnicy.

Zapytacie, co z nowościami. Oczywiście, że są. I na mój gust za bardzo nie zniszczyły sensu gry. Jak wspomniałem wcześniej, tempo jest niesamowicie wysokie, niezależnie od trybu, i musimy być ciągle w ruchu. Jeśli inny gracz nie zdejmie naszej postaci korzystając z broni, to może nas wykurzyć na przykład mocą El Dorado. Kontrowersyjne mistyczne moce nie są aż tak przesadzone, jak niektórym się wydawało, i stanowią raczej dodatek do zwykłego strzelania. Pierwsze użycie w meczu jest relatywne tanie w stosunku do tego, ile zarobimy w trakcie rundy (pieniądze dostajemy za zabójstwa i wykonywanie celów trybu), ale każdy kolejny raz jest coraz droższy. A przecież jeszcze możemy zapłacić za ulepszenia broni miotanej (granaty, C4, miny), kupić ciężką broń (znienawidzicie RPG bardzo szybko) lub – usiądźcie – przywołać kierowanego przez SI bota. Tak, podobnie jak w Titanfall, w trakcie rozgrywki z żywymi ludźmi biegają boty. Są podzielone na klasy i w domyśle mają pełnić uzupełnienie naszego wyposażenia. Jestem w stanie się założyć, że to kolejny pomysł, by początkujący gracze nie spotkali się ze ścianą, której z braku umiejętności nie przeskoczą. Dziwne rozwiązanie, ale... podobnie jak mistyczne moce, nie psuje ono gry. Po prostu wymusza na nas jeszcze większą mobilność.

Uboga zawartość zamyka się w trzech trybach gry. Owszem, mało. Ale studio musiało uznać, że ostatecznie większość ludzi i tak gra maksymalnie w dwa-trzy tryby, więc mamy tutaj Drużynowy Deathmatch z opcją rankingową (i tylko tam wbijemy jakiekolwiek rangi), Grabież, która jest niczym innym jak CTF-em, oraz polegające na przejmowaniu jednego z trzech punktów Dowództwo. Tryby skrojono pod dynamiczną grę, podobnie jak mapy, które są wielopoziomowe, małe i dobrze zaprojektowane. Nie spotkałem się jeszcze z miejsce, w którym ktoś mógłby bezkarnie kampić. Nie mamy rogów mapy, bo praktycznie zawsze  można nas zajść od tyłu lub z boku. Zaprojektowanie tych map z myślą o ciągłym ruchu wpasowało się w cały plan Naughty Dog i na szczęście nikt tu nie popełnił gafy.

Problem mam jednak ze wspomnianym brakiem rang. Tak, lubię gdzieś z boku widzieć jakiś postęp. Unlocki z rang przeniesiono na przedmioty, więc i tak znane z wielu innych gier systemy są tutaj obecne. Ale ranga w rankingowym Deathmatchu jest bez sensu. Nie jesteśmy tam oceniani osobno i nie zbieramy punktów dla siebie. Oceniana zostaje cała ekipa i jeśli po prostu przegramy, to i tak nie dostaniemy niczego, a nawet możemy stracić punkty. O ile nie znajdziemy sobie stałej grupy do grania, to nawet nie ma co się bawić w próby walki przy boku losowych ludzi. Ci uwielbiają nas ignorować, nie podnosząc i lecąc samemu na całą drużynę rywala, co w tej grze jest najgłupszym pomysłem, bo nawet człowiek o ponadludzkich zdolnościach nie będzie w stanie załatwić samemu pięciu przeciwników. Męczyły mnie także zupełnie losowe problemy z wyszukiwaniem meczy. To jest o tyle dziwne, że przez większość czasu nie miałem z tym problemu, a jak się już zapętliło problematyczne dołączenie do gry, to oglądałem kręcące się kółko przez godzinę. Niby aktualizacje z tym walczą i na pewno w przyszłości zostanie to załatane, ale na ten moment nie jest idealnie.

Całość daje de facto wrażenie Uncharted 3 na sterydach, ale z wykastrowaną zawartością. Nie kupiłbym wyłącznie dla gry sieciowej, lecz jako dodatek na kilka dłuższych chwil na weekend – jak najbardziej. Jeśli nie teraz, to kiedyś, bo tytuł ma obiecane konkretne wsparcie z darmowymi mapami i trybami gry. Ktoś pomyślał, że nie warto dzielić społeczności w imię pięciu dolarów od łebka.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Uncharted 4: Kres Złodzieja.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Uncharted 4: Kres Złodzieja

Atuty

  • Przyjemna rozgrywka
  • Dobre tempo
  • Wyważony balans
  • Niski próg wejścia dla nowicjuszy
  • Nieinwazyjne mikrotransakcje

Wady

  • Losowe problemy z matchmakingiem
  • Zależne od całej drużyny rangi w jednym trybie

Naughty Dog podjęło kilka odważnych decyzji. Niech nie zwiedzie Was uboga zawartość - w ten multiplayer gra się faktycznie przyjemnie.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper