Recenzja: Lumo (PS4)
Gry z zamierzchłej przeszłości, przenoszone na współczesny grunt bardzo często nie bawią tak jak przed laty. Czy każdy taki powrót musi zabijać drzemiącą w nas nostalgię? Wydane właśnie udowadnia, że wcale nie.
Lumo to słowo z języka fińskiego oznaczające oczarowanie bądź sztukę magiczną, jednak sama produkcja, nieco przekornie, ma być hołdem dla brytyjskich gier logiczno-zręcznościowych z lat 80. Starsi gracze z pewnością kojarzą takie klasyki jak Equinox, Knight Lore czy Head Over Heels, by wymienić kilka przykładów. Jest to również swoiste podziękowanie dla twórcy ostatniego tytułu, czyli Jona Ritmana.
Mimo wszystko tytuł dobrano wyjątkowo trafnie, bowiem wcielamy się w rolę małego czarodzieja, próbującego wydostać się ze sporych opresji. Gra pozbawiona jest nawet szczątkowej fabuły, ale w niczym to nie przeszkadza, skoro nawiązujemy do tak odległych czasów. Po prostu zostajemy wciągnięci do jednej z gier, gdzie eksplorujemy gigantyczny loch, poszukując wyjścia. Po drodze rozgrywkę umilają nam liczne umizgi do tytułów sprzed lat, ich twórców oraz dostępnego wtedy sprzętu.
Pracami nad przeniesieniem „starej szkoły” we współczesność zajął się sam Gareth Noyce (Crackdown, Fable 2) wraz ze studiem Triple Eh?. Produkt końcowy wyszedł całkiem udanie – zrezygnowano z modnego ostatnio retro na rzecz izometrycznej grafiki 3D, więc klimat został zachowany, bez męczenia oczu pikselami. Owszem, strona wizualna nie jest najwyższych lotów, gdyż przydałoby się więcej detali oraz zróżnicowania poziomów lochu, ale i tak sprawia przyjemne wrażenie. W trakcie zwiedzania towarzyszy nam ciągle ten sam motyw muzyczny (poza kilkoma wyjątkami), na szczęście nie nuży nawet podczas długich sesji. Brak również jakichkolwiek dialogów.
Logiczno-zręcznościowa rozgrywka zaczyna się łatwo. Odwiedzamy kolejne komnaty, rozwiązujemy zagadki, unikamy pułapek i kombinujemy ze skrzynkami oraz innymi elementami otoczenia, by dostać się dalej. Poziom trudności jednak powolutku rośnie, więc im bliżej końca zabawy, tym częściej zgrzytamy zębami po nieustannych kąpielach w kwasie. Sprawy z pewnością nie ułatwia toporne sterowane, pozwalające poruszać się tylko w czterech kierunkach, oraz brak obsługi kamery.
Irytacja jednak szybko zmienia się w satysfakcję, gdy tylko kolejne wyzwanie zostaje pokonane. Rozgrywkę urozmaicamy sobie zbieraniem kaset, nośników gier, monet czy gumowych kaczuszek, ale konia z rzędem temu, kto wie, jak wyciągać je z kwasu, samemu przy tym nie ginąc. Jeśli komuś wciąż mało wyzwań, zawsze może spróbować zaliczyć drugi tryb zabawy z ograniczoną ilością żyć i upływającym czasem.
to wprawdzie krótka, lecz pełna miodu rozrywka. Miły powrót do starej szkoły, lecz w nowym wydaniu. Mimo nostalgii, trudno ukryć, iż pewne elementy mechaniki bardzo się zestarzały i mogą irytować, a cena też niezbyt zachęca do zakupu. Z drugiej strony polecam taką podróż w przeszłość każdemu, gdy tylko tytuł trochę stanieje.
Ocena - recenzja gry Lumo
Atuty
- Udane nawiązanie do klasyków z lat 80.
- Współczesna oprawa graficzna
- Dwa tryby zabawy
- Ciekawe minigry i poukrywane sekrety
- Wymagająca i satysfakcjonująca
- Cross-Buy (PS Vita)
Wady
- Krótka
- Czasem potrafi porządnie sfrustrować
- Brak możliwości operowania kamerą
- Niewielkie umiejętności naszego czarodzieja
- Cena trochę zbyt wysoka (75 zł)
Udany powrót w lata osiemdziesiąte, ale we współczesnym wydaniu i bez pikselozy. Kilka godzin wciągającej, nostalgicznej rozgrywki na wolne wieczory.
Przeczytaj również
Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych