Recenzja: Umbrella Corps (PS4)
Strzelanek nastawionych na rywalizację sieciową mamy teraz tak dużo, że jedynie wybitne tytuły potrafią zainteresować graczy na dłużej. Czy Umbrella Corps jest na tyle niesamowitą produkcją? Niestety nie.
Zacznę od tego, co najbardziej irytuje od razu po włączeniu gry. Całe menu jest źle skonstruowane, nieintuicyjne i tragicznie wolno się ładuje. Po wyborze jakiejkolwiek opcji musimy odczekać od kilku do kilkunastu sekund. Co więcej, nie możemy od razu rozpocząć zabawy w trybie sieciowym. Gra zmusza nas stworzenia osobnego konta, co przez przeglądarkę wbudowaną w konsolę nie jest zbyt wygodne i zajmuje od 5 do 10 minut. A na maila aktywującego nasz profil też trzeba chwilkę poczekać!
Gdy już uda nam się przebrnąć przez rejestracje, aktywacje i irytujące menu, możemy rozpocząć zabawę. W dostępny krótki, lecz całkiem niezły samouczek oraz dwa tryby zabawy . Jednym z nich jest „kampania”, jeśli tak można nazwać ciąg niepowiązanych ze sobą praktycznie żadną fabułą misji, gdzie naszym jedynym zadaniem jest wyeliminowanie określonej liczby zombiaków.
Dalej mamy „mięsko” całej gry, czyli rywalizację w grze sieciowej. Składa się ona z dwóch trybów. W pierwszym obie trzyosobowe drużyny mają do wykonania zmieniające się cele, a po śmierci musimy odczekać kilkanaście sekund, by się odrodzić i wrócić do walki. Rozgrywki te są tragiczne, zarówno jeśli chodzi o balans (gdyż często zdarza się, że jedna z grup ma ogromną przewagę ze względu na punkt startowy), jak i samą zabawę, czy raczej jej brak. Mapy są malutkie, gracze odradzają się bardzo szybko, więc wszędzie panuje chaos. Zombiaki biegają bez ładu i składu, co chwile dostajemy serię w plecy, a nasze umiejętności nie mają żadnego wpływu na wynik. Po kilkunastu meczach miałem dość, lecz dałem szansę drugiemu trybowi, który okazał się o niebo lepszy.
Tutaj również gracze podzieleni są na dwie trzyosobowe drużyny, ale tempo rozgrywki i jej zamysł są całkowicie inne. Podobnie jak w Counter-Strike czy Rainbow Six, po otrzymaniu kulki musimy czekać do końca rundy, czyli śmierci wszystkich członków jednego z zespołów. Wciąż nieco irytujące są małe mapy, jednak aż tak tego nie czuć, ponieważ każdy obawia się o swoje życie, więc stara się podejść do walki na spokojnie i w taktyczny sposób. O dziwo bawiłem się naprawdę dobrze… pomimo wielu problemów.
Samo strzelanie czy chowanie się za osłonami jest nieco toporne, ale jakoś da się do nich przyzwyczaić. Podczas celowania widok zmienia się z TPP na FPP i wraz z tym drastycznie skacze czułość kamery, co dekoncentruje i wybija z rytmu, a w żaden sposób nie możemy tego pod siebie dostosować. Bardzo irytuje też fakt, że twórcy nie wiedzieli, czy chcą, by ich tytuł był szybki i dynamiczny czy nastawiony na taktyczne, powolne starcia. Z jednej strony lokacje są małe, biega się tu szybko, możemy wspinać się na niektóre ściany i budynki oraz skakać i turlać, a z drugiej –animacje wszystkich czynności są powolne i ociężałe, więc jeden błąd oznacza najczęściej naszą śmierć.
Całkiem ciekawą mechaniką są wszechobecne zombiaki oraz zarażone wirusem psy, które nie tylko świetnie oddają klimat serii Resident Evil, ale też mają duży wpływ na rozgrywkę. Każdy z graczy na starcie posiada bloker, dzięki któremu potwory nie zwracają na niego uwagi, jednak przeciwnik może go nam na chwilę wyłączyć za pomocą specjalnego granatu lub zniszczyć celną kulą. Gdy to się stanie, już po paru sekundach będziemy otoczeni hordą nieumarłych, którzy skutecznie odwrócą uwagę od wrogiej drużyny.
Jeżeli chodzi o oprawę audiowizualną, to jest naprawdę nieźle. Widoczki są ładne, potwory przerażające, muzyka świetnie pasuje do klimatu a odgłosy broni są bardzo realistyczne. Każda z lokacji wyróżnia się stylem i jest na tyle charakterystyczna, by zapaść w naszej pamięci już po jednym meczu.
Największą wadą tej produkcji jest matchmaking, który, wydaje się, działa całkowicie losowo. Często jedna drużyna składa się z wysokopoziomowych weteranów, podczas gdy druga to sami nowicjusze. Warto dodać, że wraz z postępem odblokowujemy dodatkowe wyposażenie, więc w takim wypadku pierwszy zespół ma jeszcze większą przewagę. Co najgorsze, znalezienie przeciwników trwa i trwa, i trwa... Tytułowi nie poświęcono zbyt dużo uwagi jesli chodzi o marketing, a i sama marka Resident Evil to za mało, by ściągnąć do gry tłumy. Obawiam się, że życie tej produkcji zakończy się w ciągu najbliższych tygodni.
to beznadziejna produkcja, która ma kilka ciekawych i dobrze zrobionych elementów. Nie jest jednak warta waszego czasu, a tym bardziej waszych pieniędzy (125 zł).
Ocena - recenzja gry Umbrella Corps
Atuty
- Ciekawa mechanika zombie obecnych podczas rozgrywki
- Miła dla oka oprawa graficzna
Wady
- Konieczność rejestracji
- Irytujące menu
- Beznadziejny matchmaking
- Tryb dla jednego gracza to żart
- Model strzelania
Był potencjał na coś fajnego, jednak twórcy zawalili w niemal każdym aspekcie. Odradzam tę produkcję każdemu, niezależnie czy jest fanem uniwersum, czy nie.
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych