Recenzja: Super Mutant Alien Assault (PS4)
! Nie żeby to była podobna gra do , ale arcade’owy feeling jest zbliżony i nie mam lepszego pomysłu, jak zwrócić Waszą uwagę na rozszerzoną wersję prostej flashówki z przeglądarki. A zainteresować się warto, bo to całkiem oryginalny twór.
Statyczna plansza, losowa broń i fale przeciwników – typowy niezależny arcade do zabijania czasu. Jednak mimo całej tej prostoty, która spodobała się wielu graczom we flashówce Mutant Alien Assault, deweloper zaskakuje masą ciekawych urozmaiceń… choć na początku jest ubogo – trzy światy po cztery plansze, z czego ostatnia to walka z bossem. Przy pierwszych kilku podejściach mamy zresztą do wyboru jedną z zaledwie kilku losowych broni i parę rodzajów przeciwników, ale co chwilę coś odblokowujemy i naprawdę upchnięto tu sporo ciekawych rzeczy.
Po wybraniu jednego z kilku nieróżniących się specjalnie od siebie robocików zostajemy wrzuceni na statek kosmiczny. Tutaj możemy znaleźć stację z bronią główną lub materiałami wybuchowy, z których można skorzystać co paręnaście sekund. Nadchodzą wrogowie, więc szybko podchodzę i zgarniam… bazookę i zestaw min. Problem w tym, że fala wrogów to drobne, latające komary z kosmosu i to nie najlepszy oręż przeciwko nim. Ale takie już uroki losowości.
Czy mały wpływ na to, co dostaniemy, jest wadą? Nie, aczkolwiek nie przemyślano tej sprawy do końca. Czasem podniesiemy coś nieprzydatnego i trzeba jakoś wytrzymać ten krótki okres, zanim stacja z giwerami się naładuje. Czasem na planszy dostępna będzie wyłącznie stacja z materiałami wybuchowymi, więc trzeba sobie poradzić z samymi granatami, minami lub zdalnie detonowanymi bombami. To wszystko byłoby świetnym rozwiązaniem, gdyby tylko więcej czasu poświęcono samym poziomom. Plansze generowane są losowo, ale losowość ta nie zachwyca. Nawet jeśli żaden z poziomów się nie powtórzył, wciąż czułem wtórność. I każda z nich była tak samo mało wygodna w kwestii manewrowania bez broni.
Nie ograniczamy się tu jednak do granatów i giwer. W końcu dostaniemy broń podręczną, gadżet, perka i umiejętność specjalną, oczywiście wszystko rzucane nam na chybił-trafił z puli kilku dostępnych opcji. I tak po wykorzystaniu strzelby, miotacza ognia, miecza świetlnego czy laserowego pogo (całkiem oryginalny oręż, przyznacie), mogłem ratować się pistolecikiem lub czakramem, skorzystać z uniku i podwójnego skoku albo odpalić niszczący pobliskich wrogów promień energii. Wszystko jest zresztą odblokowywane stopniowo i nie sposób się w tym pogubić.
Rozgrywka ma dość szybkie tempo i wymaga zajmowania się kilkoma rzeczami naraz. Czekanie na stacje z arsenałem, zakręcanie zaworów, by nic nie wybuchło, transport paliwa do baku statku… jest co robić. Najciekawiej zaś rozwiązano sprawę potworów. Te zwykle pojawiają się na planszach w jakiejś zupełnie podstawowej, niegroźnej formie. Jeśli nie zajmiemy się nimi w miarę szybko i regularnie, zaczną rosnąć i przemieniać się w swoje mocniejsze wersje. Wymusza to ciągłą kontrolę populacji obcych i nie można skupiać się wyłącznie na celach planszy. Inna sprawa, że tych celów dużo nie ma - albo trzeba przenosić paliwo z jednego miejsca do drugiego, albo przenosić kule z jednego miejsca do drugiego (ale wtedy nie możemy strzelać, więc to zupełnie co innego!).
Koniec końców, stanowi bogate rozwinięcie flashówki sprzed paru lat, lecz deweloper nie poświęcił wystarczająco dużo uwagi projektom plansz i ich losowości. Każdy inny aspekt zrobiony jest jednak świetnie – przez pierwsze godziny na każdym kroku odblokowuje się coś nowego i nie ma tu mowy o nudzie. A dalej? Po pięciu-sześciu godzinach wkrada się monotonia w kwestii plansz, trójka tych samych bossów nie stanowi większego wyzwania ani urozmaicenia, a i zwykłych potworków nie ma jakoś specjalnie dużo. Do tego słyszymy muzykę elektroniczna przechodząca w dubstep, co również staje się po pewnym czasie uciążliwe, bo ile razy w kółko można słuchać tego samego… Wrzucono także kooperację dla dwóch graczy, lecz trzeba zdawać sobie sprawę, że kupujemy rozrywkę na parę godzin. Premiera zaplanowana jest na jutro i mówi się o równowartości 42 zł, co jest uczciwą ceną za tę produkcję.
Ocena - recenzja gry Super Mutant Alien Assault
Atuty
- Masa przedmiotów
- Wysokie tempo rozgrywki
- Losowość arsenału
Wady
- Losowe, lecz wtórne plansze
- Ubóstwo światów i trybów zabawy
Super Mutant Alien Assault pokazuje, ile frajdy może dać prosty arcade z zupełnie losowym wyposażeniem i wysokim tempem zabawy. Do ideału trochę brakuje, ale jest to na tyle oryginalne podejście, że mogę z czystym sumieniem polecić tę grę.
Przeczytaj również
Komentarze (3)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych