Recenzja: God Eater Resurrection (PS4)
Postapokaliptyczny świat przyszłości, gdzie grupa utalentowanych nastolatków broni resztek ludzkości przed gigantycznymi, krwiożerczymi bestiami. Walka z nimi wywołuje szybsze bicie serca, aczkolwiek nawet największe zagrożenie szybko powszednieje, gdy mamy go w nadmiarze. Taki właśnie jest odnowiony – tytuł intrygujący, ale nie wszystko w nim gra jak należy.
Często nazywany „futurystycznym Monster Hunterem”, trudno uważać za nową produkcję. Ten dość niestandardowy jRPG akcji po raz pierwszy pojawił się na konsolce PSP z podtytułem „Burst”. Zdobywszy sobie grupę fanów, doczekał się wreszcie przeniesienia na stacjonarny sprzęt, niestety w tym przypadku mamy do czynienia „zaledwie” z remasterem, a nie – jak wielu oczekiwało – remake’iem. Pierwsze wrażenie jest rozczarowujące. Co gorsza, im dalej w las, tym bardziej potęguje się to uczucie.
Fabularnie gra w żaden sposób nie błyszczy, eufemistycznie rzecz ujmując, ale widziałem już gorzej poprowadzone scenariusze. Owszem, może wyśmienicie służyć za kanwę wydanego niedawno anime, ale niczym specjalnym nie przyciąga, by ją poznawać. Wcielamy się w rolę stworzonego przez nas młodego bohatera – tytułowego pożeracza bogów. Dołącza on do dalekowschodniego oddziału zwalczającego Aragami, czyli bestie wielkie jak dom, które rozprzestrzeniły się po świecie poprzez ludzką niefrasobliwość. Ludzkość, która znalazła się na krawędzi zagłady, określa je mianem „bogów”, bowiem co jakiś czas się odradzają. Niestety prowadzona przez nas postać prawie w ogóle się nie odzywa ani nie robi niczego szczególnego, więc trudno czuć jakąkolwiek więź z awatarem. Z resztą postaci jest nieco lepiej, ale to nadal typowe klisze, przerabiane już wiele razy, m.in. wesołek, bawidamek, samotniczka itp. Wyjątkami są jedynie Soma i Alisa, wobec których udało mi się wykrzesać nieco zainteresowania. Mimo wszystko dialogi są krótkie, wydarzenia naciągane, a relacje pomiędzy bohaterami płytkie i suche. Jedyna dobra w tym wszystkim rzecz to całkiem intrygujące uniwersum, gdzie rozgrywa się nasz dramat.
Oprawa wizualna niewiele różni się od tej z PSP. Podniesiono jedynie rozdzielczość tekstur, dzięki czemu dostaliśmy całkiem ładne modele postaci i Aragamich (dopóki kamera nie zrobi zbyt bliskiego najazdu), ale w oczy kłuje mało szczegółowe otoczenie. Nie będę się jednak znęcać nad grafiką, bowiem takie już uroki tytułów przenoszonych z handheldów, zwłaszcza że postapokaliptyczny, ciężki klimat został zachowany. Ponadto styl, przypominający wydany w zeszłym roku serial anime, również będzie plusem dla jego fanów. Wszystko działa płynnie i szybko, co ma kolosalne znaczenie podczas walki. Muzyka także podkreśla poważną atmosferę produkcji, a angielski dubbing nie kaleczy uszu, ale szkoda, iż zabrakło japońskiego.
Wbrew pozorom rozgrywka jest nieskomplikowana i opiera się na systemie misji. Niestety brak jakiegokolwiek urozmaicenia sprawia, że szybko powszednieje i nuży. W sumie więcej czasu spędzimy przygotowując broń do walki niż w samym boju. Odpowiedni dobór oręża oraz jego usprawnianie mają największe znaczenie, gdyż w samym starciu trudno już cokolwiek planować, a liczy się przede wszystkim refleks i spostrzegawczość. Zwalczanie potworów jest całkiem przyjemne, lecz niesamowicie chaotyczne. Nie ma mowy o sensownym wydawaniu rozkazów naszym podwładnym z powodu kiepsko zaprojektowanego i mało intuicyjnego menu. Lepiej sprawa wygląda, gdy zaprosimy kilku przyjaciół do rozgrywki wieloosobowej, ale zadania fabularne i tak mają odgórnie narzuconych wirtualnych uczestników. Sam tryb multiplayer (w chwili pisania recenzji) wiele nie oferuje, zresztą znalezienie chętnych do zabawy na tym samym poziomie jest trudne,co frustruje silniejszych graczy, obcesowo odnoszących się się do tych mniej zaawansowanych.
Jak już wspomniałem, walkę trudno nazwać rozbudowaną. Kierujemy jedynie naszym awatarem, zadając ciosy na lewo i prawo. Próbujemy trafić Aragami w czułe miejsce, aczkolwiek łatwiej to powiedzieć niż zrobić. W razie potrzeby broń białą zmieniamy na palną bądź tarczę, można też próbować „pożreć” przeciwnika, by zdobyć rzadkie materiały. Polowanie zapewnia sporo emocji, ale robiąc n-ty raz to samo, zaczynamy ziewać. Co ciekawe, gra nie zawiera poziomów doświadczenia. Wszelkie umiejętności pasywne i dodatki do statystyk nasz awatar zdobywa wymieniając/ulepszając posiadany arsenał broni. Naszym towarzyszom natomiast wykupujemy i ustawiamy specjalne zdolności, tyle że ograniczona liczna slotów nie pozwala zbytnio zaszaleć. Zawiodłem się nieco na tym systemie, bowiem oczekiwałem więcej RPG-owych elementów.
to gra pełna sprzeczności. Dobrze wykonane elementy mieszają się z tymi ewidentnie do poprawy. Być może na przenośnej konsoli wspomniane potknięcia nie przeszkadzały, ale na stacjonarnym sprzęcie potrafią dać się we znaki. Z drugiej strony, jeśli komuś podobało się anime, to i trzydzieści godzin z tą produkcję łyknie bez bólu.
Ocena - recenzja gry God Eater Resurrection
Atuty
- Interesujące uniwersum i klimat
- Styl graficzny
- Spore możliwości modyfikacji oręża
- Krótkie sesje nawet wciągają
- Opcje Cross-Buy i Cross-Play (PS Vita)
Wady
- Na dłuższą metę zbyt powtarzalna
- Słaba fabuła
- Mało intuicyjne menu podczas walki
- Rozgrywka wieloosobowa bardziej irytuje niż bawi
- Walka trochę zbyt chaotyczna
- Nikłe elementy RPG
Łowy na gigantyczne stwory przeniesione z małego ekranu na duży. Raczej dla fanów anime i Monster Huntera.
Przeczytaj również
Komentarze (11)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych