Reklama
Recenzja: Jotun: Valhalla Edition (PS4)

Recenzja: Jotun: Valhalla Edition (PS4)

Łukasz Ciesielski | 19.09.2016, 18:42

Zyskanie czyjejś przychylności lub zrobienie na kimś dobrego wrażenia często wiążę się z czynnościami, których do końca nie chcemy robić, a co gorsza, bywa długim i żmudnym procesem. Tym bardziej jeśli mówimy o mitologicznych bogach. Pewna Skandynawka nie miała jednak wyboru, jeśli po śmierci chciała trafić do nordyckiego nieba - Valhalli.

Tworzenie gier w oparciu o starożytne mitologie jest zjawiskiem powracającym niczym bumerang, przynosząc nam raz lepsze, raz gorsze produkcje. Najczęściej eksploatowane są mity greckie. Na rynku mamy serię God of War, wydane kilkanaście miesięcy temu niezależne . Ostatnio ogrywałem luźno umiejscowione w mitologii starożytnego Egiptu . Autorzy z Thunder Lotus Games postanowili stworzyć projekt, który garściami będzie czerpać z mitologii Nordów. Możecie zastanawiać się, dlaczego wymieniłem z pozoru niezwiązane z sobą produkcje. Mają jedną cechę wspólną – ścieramy się w nich ze znacznie większymi od głównego bohatera przeciwnikami.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wróćmy jednak do aktualnie recenzowanej produkcji. Jotun przestawia historię nordyckiej kobiety imieniem Thora, która zginęła w niegodny wojownika sposób, przez co jej dusza nie mogła trafić do Valhalli. Wszechojciec postanawia dać jej drugą szansę, wyznaczając zadanie - wojowniczka musi zaimponować bogom. Jak? Najskuteczniejsze okazuje się stawienie czoła potężnym Jotunom, czyli istotom ogromnych rozmiarów, które posiłkują się mocami czterech żywiołów. Mając w pamięci pojedynki toczone przez Kratosa w serii God of War, spodziewałem się czegoś widowiskowego z wielkim rozmachem. Zmierzenie się z pierwszym Jotunem było obiecującym doświadczeniem. Co prawda Thora dysponowała wówczas jedynie mocą leczenia się, ale była to swego rodzaju zapowiedź dalszych potyczek, które, jak miałem nadzieję, będą prawdziwym sprawdzianem cierpliwości dla każdego gracza. Miałem nadzieję, że gra pójdzie znanym schematem – kolejne potyczki skutkować będą odblokowaniem nowych zdolności i mocy, dzięki czemu łatwiej będzie nam zdobyć bożą łaskę. Niestety, gra została pozbawiona systemu rozwoju naszej postaci. Jedyne co zwiększymy to poziom maksymalnego zdrowia za sprawą poukrywanych w lokacjach złotych jabłek.

Cenię twórców implementujących rozbudowany system walki, który w tego typu grach jest jednym z filarów. Łączenie z sobą różnorodnych ataków uważam za coś, co powinno znaleźć się w takich grach. Ekipa Thunder Lotus Games obdarzyła bohaterkę swojej produkcji podstawowym atakiem z trzema animacjami oraz jednym, mocniejszym ciosem, który w zamian za większe obrażenia jest niesamowicie ślamazarny. Nawet moce, które otrzymujemy nie ratują sytuacji. W trakcie walki nie możemy ich odnowić, a samo ich użycie jest przez grę ograniczane. To powoduje, że walka w Jotunie staje się dosyć szybko nudna.

Jotun można za to pochwalić za warstwę artystyczną. Ręcznie rysowana grafika bardzo ładnie komponuje się z warstwą dźwiękową. Co prawda elementy otoczenia, z którymi można wejść w interakcję odstają od statycznych teł, ale mimo to – całość wygląda prześlicznie. By zapewnić klimat, wykorzystano islandzki język, co uważam za strzał w dziesiątkę. Niestety, tak dobrze nie jest z samymi lokacjami, które przyjdzie nam odwiedzać. W wierzeniach ludów północnych, istnieje wiele światów zamieszkałych przez różne istoty z ich wierzeń. Część z lokacji deweloper przedstawił dosyć dobrze. Problem leży w tym, że są one po prostu puste. Na dziewięć lokacji, zaledwie w trzech można spotkać jakichkolwiek przeciwników. Są to żyjące korzenie, krasnoludy i ogniste giganty. Pozostałe sześć krain oferuje przemierzanie pustki z jednego punktu do drugiego. Tyle dobrze, że wracając nie musimy ponownie chodzić po tych lokacjach i możemy skorzystać z odpowiedniej opcji w menu pauzy.

Ukończenie gry z zebraniem wszystkich opcjonalnych znajdziek zajęło mi około pięciu godzin. Niezbyt to dobry wynik, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę opcję z pominięciem dodatkowej zawartości. Wtedy Jotun jest do skończenia w niecałe cztery godziny. Jako uzupełnienie głównego trybu mamy co prawda tryb Valhalla, który pełni tutaj rolę boss rush mode w którym pokonujemy coraz silniejszych przeciwników, ale jeśli nie satysfakcjonuje was zwykłe przejście gry, to i tutaj nie będzie lepiej. wyceniono na 75 złotych, co jest ceną odrobinę za wysoką, nawet jeśli kochacie mitologie nordycką. Kogoś może przekonać polska wersja językowa, ale niestety i tu nie uniknięto błędów. Polskie znaki są pisane inną czcionką co razi po oczach dopełniając kupkę problemów jakie mam z tym tytułem.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Jotun

Atuty

  • Mitologia nordycka
  • Przepiękna, ręcznie rysowana grafika

Wady

  • Szybko się nudzi
  • Niezbyt rozbudowana walka
  • Puste lokacje
  • Ślamazarne tempo rozgrywki
  • Brak rozwoju bohatera

Jeśli zagrasz, to mimo wszystko nie poczujesz się jakbyś zmarnował swój czas. Ale też gra nie zapisze się w twojej pamięci jako coś znaczącego.

Łukasz Ciesielski Strona autora
cropper