Recenzja: PlayStation VR Worlds (PS4)
Zbiór pięciu "gier", które mają pełnić rolę pokazówki możliwości PlayStation VR. "Gier", które powinny zostać dorzucone do zestawu z VR za darmo, a chce się od nas za to kasę. I pół biedy, gdyby to było kilkadziesiąt złotych. Niestety, jest znacznie więcej, a po ograniu całości mam poważne wątpliwości, czy cena jest adekwatna za jakość produktu.
Im szybciej zrozumiecie, że płacenie ponad 150 złotych za pięć technicznych demek „na raz” jest czymś wyjątkowo nieodpowiedzialnym – tym lepiej dla Was. Rozumiem, że potrzeba dostępu do jak największej liczby gier jak najmniejszym kosztem jest silna, ale.. nie tutaj. Ten zestaw się po prostu nie opłaca. Gdybyśmy siedzieli w poprzedniej generacji, taką płytę dostalibyśmy za darmo, ewentualnie w PS Store całość wylądowałaby za jakieś 49 złotych. Z całego zestawu, ekhm, "gier", uwagi warta jest tylko jedna.
odpaliłem jako pierwsze, uznając, że skoro to gry robione przez Sony, to będą najbardziej dopracowane i lepiej sprzedadzą mi pomysł na VR. Się pomyliłem... i to bardzo. Najdłuższe z całości – Scavengers Odyssey – przyprawiło mnie o okropne nudności już po 30 minutach gry. Nudności były na tyle poważne, że musiałem wyjść na kilkunastominutowy spacer, by się przewietrzyć i po prostu nie zwrócić posiłku. W teorii wszystko jest takie, jak być powinno – gra dobrze reaguje na ruchy głową, nie gubi śledzenia samego VR a my sami siedzimy w kokpicie mecha, więc mózg raczej powinien się dostosować do sytuacji. Problemem jest niestety to, że ruszamy się za pomocą gałek analogowych pada, celujemy głową, do tego skaczemy w wybrane miejsca, a w międzyczasie – strzelamy do kosmicznych robali. Kilka takich akrobacji i miałem dosyć. Tak się po prostu nie da grać – nie bez podciągania obiadu z żołądka. Ostatecznie się przemogłem i z całością spędziłem 40 minut.
Odpaliłem Luge VR. Po chwili wyłączyłem. Sterowanie w grze kompletnie leży i jest niesamowicie rozjechane. Naszym celem jest zjechanie podczas leżenia na deskorolce ruchliwą drogą w dół, mijając przeszkody, jeżdżąc pod pojazdami i tym podobne. Raz jeszcze na papierze pomysł brzmi super. Wykonanie – marne. Gra albo za słabo reaguje na nasze ruchy głową, albo za mocno. W obu przypadkach prowadzi to do roztrzaskania się. Poza tym, najwygodniej w to się gra leżąc. Znajdźcie odpowiednio dużo miejsca i ustawcie kamerę, by ta dobrze czytała Wasze ruchy. I zadbajcie o to, by nic ją nie rozpraszało.
Ocean Descent nawet nie udaje, że jest grą. To krótkie demko, w którym zjeżdżamy klatką w głąb oceanu. W pierwszym scenariuszu atakuje nas rekin i jest tam jakaś szczątkowa fabuła, chociaż nic nie robimy poza rozglądaniem się dokoła. Dwa pozostałe scenariusze skupiają się na oglądaniu akcji. I mimo że całość jest na raz i trwa tylko kilkanaście minut, to należy do gatunku którego chciałbym więcej – interaktywnych programów przyrodniczych, które pozwolą mi zbadać różne zakątki świata.
Czas na dwie produkcje, które wzbudziły we mnie skrajne odczucia. Pokazywane kilkukrotnie na materiałach produkcyjnych London Heist mnie zawiodło. Nie dlatego, że jest cholernie krótkie i oferuje tylko dwie sekwencje (+ strzelnicę), gdzie możemy zrobić coś sensownego. Zawód był u mnie o tyle dziwny, że gra miała okropne problemy z czytaniem ruchów PlayStation Move, a w niektórych przypadkach myliła światło kontrolera z diodami VR, przez co świat gry mi się przesuwał i oddalał, zależnie od tego, na co kamera łapała focusa. Samo odwzorowanie ruchów rąk (gdy działało) było dobre, ale… nie mogę pozytywnie wypowiedzieć się o tym projekcie. Plus jest taki, że tutaj nudności nie miałem.
No i jedyna – powiedzmy – perełka w zestawie. Gdyby Sony postanowiło wydać Danger Ball jako osobny produkt za jakieś 50 złotych, odpowiednio go powiększając o nową zawartość, to bym się nie obraził. VR-owa wariacja Ponga nie miała żadnych problemów z czytaniem ruchów głowy, co pozwala na chwilowe wsiąknięcie w grę. Całość jest na tyle naturalna, że płynnie przejdziemy do zaawansowanych podkrętek i mocniejszych zagrań. Tym bardziej jeśli graliśmy w piłkę nożną i nie byliśmy nogą z główkowania. Oczywiście całość jest krótka, bo oferuje tylko pięciorundowe mistrzostwa i swobodne spotkania, ale taka typowo arcade’owa gra sprawdza się zaskakująco dobrze.
Ogólnie jest chyba najdroższym zbiorem technologicznych demek growych, jakie widziałem. Zaskakująco, część z nich jest niedopracowana, a prawie wszystkie wypadają wyjątkowo krótko. Niby mamy jakieś wewnętrzne wyzwania, ale nie wzbudzają one we mnie chęci ponownego odpalenia takiego London Heist i męczenia się z problematycznym sterowaniem kontrolerami PS Move. I tak, można we wszystko grać za pomocą DualShocka 4, ale niektóre produkcje są po prostu bezsensowne na zwykłym padzie. Zwłaszcza gdy widzimy swoje ręce. Zamiast wydawać tyle kasy, lepiej kupcie inną grę. Jaką? W ciągu najbliższych dni pojawiać się będą recenzje gier startowych i na pewno coś sobie wybierzecie.
Ocena - recenzja gry PlayStation VR Worlds
Atuty
- Ocean Descent przyjemnie wprowadza w VR
- Przyjemna rozgrywka w Danger Ball
Wady
- Problemy z nudnością w Scavengerze
- Problemy z PS Move w London Heist
- Wszystkie gry to raczej techniczne dema na chwilę
- Nie za taką cenę
Jeśli ten zestaw dołączany byłby za darmo do PS VR jako prezentacja możliwości sprzętu - ok. Ale mając płacić ponad 150 złotych za 5 produkcji będących bardziej tech-demami niż zwykłymi grami - nie bardzo.
Przeczytaj również
Komentarze (20)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych