Recenzja: Manual Samuel (PS4)

Recenzja: Manual Samuel (PS4)

Jaszczomb | 15.10.2016, 09:45

Kojarzycie flashówkę QWOP, gdzie kontrolujemy oddzielnie uda i łydki biegacza? Wyobraźcie sobie, że ktoś wykorzystał ten pomysł do stworzenia gry z fabułą i humorem na poziomie DeathSpanka i Psychonauts!

Poznajcie Samuela. Sam jest rozpieszczonym gościem, któremu wszystko przychodzi łatwo i myśli tylko o sobie. Jak się domyślacie, ciężko z takimi ludźmi wytrzymać. Pewnego dnia jego dziewczyna miała dosyć, a kłótnia między nimi doprowadziła do zgonu naszego bohatera. Po trafieniu do piekła, zawarł jednak umowę ze Śmiercią – przez kolejną dobę będzie musiał wszystko wykonywać ręcznie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Osobny przycisk do mrugania oczami, osobne do wdechu i wydechu, spusty odpowiadające za obie nogi – oto czynności, które robić musimy ciągle. Każda pierdoła ma przypisany przycisk na padzie i nawet zjedzenie czegoś wymaga podniesienia widelca, nabrania jedzenia, włożenia go do ust, przeżucia i połknięcia. A dobrze by było, gdybyście przedtem wzięli oddech, bo w trakcie jedzenia będzie ciężko. To w sumie tak, jakby kazać komuś przestawić się z automatycznej skrzyni biegów na ręczną… co zresztą produkcja wykorzystuje dosłownie. Aż mi trochę smutno, jak pomyślę, że amerykańscy gracze będą musieli ogarnąć korzystanie ze sprzęgła, by ukończyć tę grę.

Głupawe żarty i absurdalny humor to tylko przykrywka dla historii o przemianie rozpuszczonego Samuela w… dobra, kogo ja chcę oszukać. Jaki jest sens szukania morału w opowieści, która zaczyna się od mycia zębów, przenosi nas do walki z robotami, które próbują zniszczyć sierociniec, a kończy na pojedynku z samym szatanem. Do tego nieustannie towarzyszy nam Mroczny Żniwiarz, który jest typowym ziomeczkiem z gimbazy i próbuje jeździć na deskorolce, co zupełnie mu nie wychodzi. Jeśli czy trafiają w Wasze gusta komediowe, będzie dla Was znakomitym doświadczeniem. No, chyba że nie macie podzielności uwagi.

Stałe pamiętanie o oddychaniu, mruganiu czy trzymaniu prosto kręgosłupa pod koniec gry staje się uciążliwe. Całość da się zaliczyć w niecałe dwie godziny i to dobry czas, bo samo chodzenie zaczyna już wtedy denerwować. Ostatnie rozdziały zaskakują dodatkowo nagłym skokiem trudności i bez skupienia się na rozgrywce ani rusz. Nie taki finał zapowiadał lekki początek, ale też nie wymaga jakichś szczególnych umiejętności. Parę razy zakląłem, a humor wrócił wraz z kolejną scenką przerywnikową. Wybaczam.

jest niezbyt poważną przygodą, idealną dla każdego entuzjasty głupkowatego humoru. Co więcej, przygotowano tryb dla speedrunerów oraz co-opa – wszystkie czynności rozdziela się między dwóch graczy i w ten sposób próbujemy przejść grę na nowo. Włącznie z czującymi klimat absurdu aktorami głosowymi i kreskówkową grafiką, dostajemy perełkę na poziomie . Dobrze, że kończy się w momencie, w którym pewnie zaczęłaby wkurzać. Ciekawy eksperyment, ale musicie czuć ten rodzaj humoru.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Manual Samuel

Atuty

  • Głupkowaty humor
  • Oryginalna mechanika
  • Aktorzy głosowi

Wady

  • Pod koniec zaczyna frustrować

Taki ambitniejszy QWOP z fabułą i co-opem. Pozycja obowiązkowa dla fanów humoru z DeathSpanka czy Stick It to The Man.

Jaszczomb Strona autora
cropper