Recenzja: Dragon Quest Builders - The Restoration of Alefgard (PS4)
W świecie, w którym mieszkańcy zapomnieli jak cokolwiek zbudować, pojawia się pewna okryta tajemnicą postać. Bohater ze zdolnościami tworzenia tak doskonałymi, że samodzielnie odbuduje całe królestwo. I udaje mu się to bez zająknięcia.
Nie lubię gier, w których tworzenie czegokolwiek nie ma większego sensu. Z tego też względu nigdy nie sięgnąłem po Minecrafta. Na horyzoncie pojawiło się jednak , z miejsca zaskarbiając sobie moją uwagę. W końcu to tytuł, gdzie twórcy oddają graczowi spore pole do popisu w kwestii kreowania świata oraz zapewniają fabułę, dzięki której nie sposób się nudzić.
Akcja produkcji Square Enix toczy się w świecie Alefgard, który został zawładnięty przez złego Dragon-Lorda. Łotr sprawił, że mieszkańcy wszelkich krain stracili zdolność do tworzenia budowli oraz rzeczy codziennego użytku jak meble, narzędzia czy potrawy. W pewnym grobowcu przebudził się w końcu bohater mogący powstrzymać złego władcę oraz przywrócić ład i porządek. Z pozoru banalna i oklepana do bólu fabuła jest wystarczającym tłem dla całej masy zadać, które musiałem wykonać. W zasadzie ciężko określić, czy to sandbox z elementami RPG czy raczej RPG z elementami sandboksowymi, ponieważ zachodzi tutaj idealna równowaga.
Rozgrywka z grubsza polega na wykonywaniu kolejnych zadań zleconych przez mieszkańców wioski, którą budujemy od podstaw. Na początku nie ma w niej żywej duszy ani żadnego budynku. Dopiero po umieszczeniu “Sztandaru Nadziei” zaczynają się pojawiać pojedyncze postacie. I tak, kroczek po kroczku, bohater tworzy miejsce zamieszkania dla nowych potrzebujących i uczy się, jak budować coraz to bardziej skomplikowane budowle, narzędzia, a nawet uzbrojenie do odpierania ataków potwornych sługusów Dragon-Lorda. Wszystkie rozdziały łączy przy tym pewien wspólny mianownik - wieńczy je wielka walka z bossem i nie jest on zwyczajnym przeciwnikiem ze sporą ilością życia. Otóż na każdego wymagana jest inna taktyka wykorzystująca inny rynsztunek. Taki zabieg dodaje różnorodności i sprawa, że gra nie jest nudna czy wtórna.
Tryb fabularny podzielono na rozdziały. Akcja każdego z nich toczy się w innej krainie. Wszystkie różnią się od siebie diametralnie, zarówno jeśli chodzi o sam wygląd, jak i kłębiące się tam niebezpieczeństwa. Gdy kończyłem pierwszy z rozdziałów, trochę zmartwił mnie fakt, że kolejny rozegram zupełnie od zera, czyli bez znajomości wcześniej poznanych przepisów i planów, bez swojego ekwipunki oraz wiedzy, jak tworzyć poznane już narzędzia. Szybko zmieniłem jednak zdanie, ponieważ zupełnie inne środowisko sprawiło, że zaczynanie od początku stało się bardzo atrakcyjne.
Wracając do istoty – tworzenie wciąga. Do tego stopnia, że na wiele godzin zapominałem o powierzonych mi przez mieszkańców zadaniach i beztrosko hasałem sobie po lasach i górach, niszcząc wszystko, co stanęło na mojej drodze, i zbierając surowce, by stworzyć na przykład nikomu nie potrzebną szklarnię czy tawernę. Sporą ilość pomysłów na budowle podsuwają sami NPC, ale czasem wystarczy niechcący postawić inny niż w planie element lub złą jego liczbę i już mamy zupełnie nie taki budynek. Podobnych momentów było w mojej przygodzie sporo i sprawiały, że chciałem poznać jak najwięcej możliwości rozwoju wioski.
Square Enix zadbało o to, by ich produkcja sprzyjała młodszym graczom, ale też doświadczonym wyjadaczom. Z erpegowego punktu widzenia tytuł jest maksymalnie prosty i nie ma tutaj masy statystyk, nie rozdajemy żadnych punktów, a potęga postaci zależy tylko i wyłącznie od wytworzonego ekwipunku. Zasady funkcjonowania świata poznajemy na początku rozgrywki w szybkim samouczku i generalnie nie ma konieczności zwracania uwagi na cokolwiek. Po ewentualnej śmierci wracamy do wioski, tracąc tylko parę surowców, które i tak możemy ponownie podnieść z ziemi. Wszystkie błędy można szybko naprawić, na przykład źle umieszczoną budowlę da się szybko zburzyć, zebrać surowce i postawić od nowa bez jakichkolwiek strat, a do obozowiska wracamy z każdego zakątka świata, jeśli posiadamy odpowiedni przedmiot. Gdyby tych ułatwień było za mało, istnieje magiczna skrzynia, pozwalająca na schowanie surowców czy innych rzeczy w dowolnym momencie gry, automatycznie przejmująca nadmiar w podstawowym inwentarzu. To wszystko pozwala cieszyć się swobodą i po prostu oddać się budowaniu bez żadnych zmartwień.
Do technicznych aspektów nie mam żadnych zastrzeżeń. Grafika, jak na klockową strukturę świata, prezentuje się dość atrakcyjnie, a pewne zakątki krain są piękne i malownicze. Postacie oddają japońskiego ducha designu, czyli mają duże głowy w porównaniu do reszty ciała i charakterystyczne ogromne oczy. Gdybym miał przyczepić się do czegokolwiek, byłaby to praca kamery, która potrafi troszkę zdenerwować, gdy wchodzi się do jaskiń czy ogólnie zamkniętych pomieszczeń. Na szczęście nie było to na tyle uporczywe, by rzutować negatywnie na ogólną ocenę. Młodszych graczy może także zmartwić brak chociażby polskich napisów przy obecności rodzimego wydawcy. Co z Wami, Cenega?
to produkcja dla wszystkich tych, którzy chcieliby bez większych przeszkód dosłownie wybudować sobie drogę do ukończenia gry, wiedząc, że ta droga gdzieś ich doprowadzi. Jeśli obawiacie się o długość rozgrywki, możecie spać spokojnie - Japończycy zapewnili około czterdziestu godzin wciągającej historii przeplatanej tworzeniem, eksploracją i zbieractwem. Na zakończenie warto wspomnieć o trybie gry swobodnej, gdzie już absolutnie bez żadnych hamulców można wcielić się w Boba Budowniczego.
Ocena - recenzja gry Dragon Quest Builders
Atuty
- Bardzo wciągające budowanie
- Różniące się od siebie krainy
- Walki z bossami
- Długa część fabularna
- Prosta i przystępna rozgrywka
- Tryb swobodnej gry
Wady
- Sporadyczne problemy z kamerą
- Brak polonizacji
Jeśli jeszcze nie zdecydowaliście się skosztować tej produkcji, sięgnijcie po bezpłatną wersję demonstracyjną i nadróbcie zaległości.
Przeczytaj również
Komentarze (16)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych