Recenzja: The Legend of Heroes: Trails of Cold Steel II (PS Vita)
Wojna domowa – hurra! W imię narodu wybijemy samych siebie! Czy dziewiątce nastoletnich kadetów znanych z poprzedniej części uda się uratować Imperium Erebońskie, staczające się w otchłań krwawego konfliktu? Stawić czoła przyjdzie nie tylko ludziom, ale także siłom nadprzyrodzonym.
W poprzednim odcinku młodym kadetom ze szkoły wojskowej Thors nie udało się powstrzymać zamachu stanu w Imperium Erebońskim i wybuchła wojna domowa. Po miesiącu większość obszaru państwa kontroluje sojusz arystokratów, rodzina cesarska dostała się w niewolę, a nieliczne oddziały rządowe stawiają opór już tylko na obrzeżach Cesarstwa. Rean Schwarzer, powróciwszy do rodzinnego miasteczka Ymir, postanawia przeciwstawić się narastającej przemocy dzięki wsparciu mówiącej kotki oraz wielkiego robota bojowego - Valimara. Najpierw jednak musi odnaleźć dawnych przyjaciół, których los rozrzucił po całym kraju.
Ogólnie rzecz biorąc fabuła znakomicie rozwija wątki zaakcentowane w pierwszym Cold Steel, wciągając tak mocno, że aż trudno oderwać się od ekranika konsolki. Ponadto tym razem położono bardziej nacisk na mistyczne wątki niźli techniczne, które zeszły jakby na dalszy plan. Więcej jest odniesień do bogów, magii oraz zjawisk nadprzyrodzonych. Opowieść stała się bardziej mroczna, co jest plusem dla tych, którzy narzekali na zbyt dużą ilość suchych intryg politycznych w poprzedniczce. Dla mnie zabrakło jednego, co przyciągało wcześniej - klimatu niepewności. Ta wyczuwalna atmosfera nadchodzącej wojny nadającej smaczku tamtej części historii. Wybuchnie, a może uda się jej uniknąć? Tym razem tego niestety nie uświadczymy. Fabuła znowu bywa mocno przegadana, ale to tylko dodaje złożoności wykreowanemu światu.
Graficznie tytuł hula na tym samym silniku, co poprzednia odsłona. O ile na PS3 gra wygląda przestarzale, to wersja na PS Vitę prezentuje się całkiem dobrze, aczkolwiek bez fajerwerków. Trzeba wziąć również pod uwagę fakt, iż japońska premiera odbyła się ponad dwa lata temu, ale technogotycka i militarno-punkowa oprawa nie kole w oczy, mimo kanciastych modeli postaci pobocznych czy dorysowywania się obiektów na krawędzi pola widzenia. Z drugiej strony przenośna wersja działa płynnie i nie wiesza się, co jest bolączką na konsoli stacjonarnej. Inna rzecz, która może dokuczać, to długi okres ładowania się większych lokacji. Charakterystycznie dla serii Legend of Heroes, zabrakło tu też wstawek animowanych, co w dzisiejszych czasach, jak na produkcję większego formatu, jest dość archaiczne. Wymienione niedociągnięcia nie przeszkadzają jednak w pozytywnym odbiorze produkcji. Dubbing nie uległ zmianie, a głosy udanie nadal podkładają ci sami aktorzy. Niestety japońskich ponownie zabrakło.
System walki również nie uległ zmianie i zasadniczo przebiega według tego samego schematu opisanego przeze mnie w recenzji . W skrócie rzecz ujmując, to wciąż ciekawa, rozbudowana turówka z możliwością przesuwania bohaterów po polu walki. Czwórka postaci w boju nadal wykorzystuje urządzenie zwane ARCUS, gdzie wciskamy klejnoty z umiejętnościami bojowymi bądź wzmocnieniami statystyk. Drobną nowinką jest opcja rozwoju jego slotów, co pozwala wkładać w nie klejnoty wyższej klasy z lepszymi zdolnościami. System więzi pomiędzy walczącymi, którzy mogą sobie nawzajem pomagać, oczywiście pozostał, ale rozbudowano go o opcję „Overdrive”, pozwalającą nam przez 3 tury porządnie sobie poszaleć. Ponadto doszły nowe osoby, które możemy posłać w bój. Szkoda, że na tym kreatywność twórców się skończyła, bo mimo przyjemnego ubijania potworów, liczyłem chociażby na większe możliwości taktyczne związane z przesuwaniem postaci. Jak na razie wyjście na plecy wroga czy okrążenie go nie daje żadnych bonusów, chociaż sama walka aż się o to prosi. Trzeba wziąć też pod uwagę, że poziom trudności potyczek nieco wzrósł i można porządnie oberwać nawet od relatywnie słabych przeciwników. Grind bywa czasem koniecznością, a jest dość uciążliwy, bo poziomy doświadczenia rosną powoli.
W zamian za to, wizytówką tej odsłony są częste walki pomiędzy robotami. Nie są wprawdzie specjalnie widowiskowe, ale opierają się bardziej na logice i wymagają od naszych szarych komórek nieco wysiłku. Trzeba obserwować postawę przeciwnika, by wiedzieć, w jaką część stalowego giganta uderzyć. To nie wszystko. By szybciej przemieszczać się po świecie, dostaliśmy do własnego użytku motor oraz statek powietrzny, aczkolwiek potencjał naszej latającej bazy jest niewielki. W mniejszym stopniu niż poprzednio, ale wciąż musimy wykonywać zadania zlecane nam przez ważne postacie, by posunąć fabułę naprzód, a w przerwach pomiędzy rozdziałami wzmacniamy nasze relacje z przyjaciółmi – starymi oraz nowymi. Odwiedzimy niedostępne wcześniej obszary oraz popróbujemy szczęścia w nowych minigrach m.in. snowboardzie.
znakomicie kończy epicką opowieść o walce, miłości i poświeceniu dla kraju, zapoczątkowaną (dla europejskich graczy) na początku obecnego roku. Jeśli podobała Wam się jedynka, to nie macie innego wyboru, jak zainwestować w cześć drugą. Spóźnialskim polecam osobiste nadrobienie zaległości, pomimo zawartego w grze „streszczenia”. Nie zawiedziecie się.
Ocena - recenzja gry The Legend of Heroes: Trails of Cold Steel II
Atuty
- Znakomita kontynuacja wątków z części pierwszej
- Nowe postacie
- Wciągające starcia i walki robotów
- System umiejętności ARCUS
- Funkcja Cross-Save (PS3) i bonusy po załadowaniu zapisu z poprzedniczki
- Nadal wciągająca i długa (~50h) opowieść osadzona w bogatym uniwersum...
Wady
- …aczkolwiek ciut gorsza niż w pierwszym Cold Steel
- Drobne niedociągnięcia w grafice
- Brak większych nowości
- Zadania scenariuszowe w większości nadal sztampowe
- Ponownie brak japońskiego dubbingu
- Nawiązania do dylogii Crosbell Arc/Ao no Kiseki (niewydanej poza Japonią)
Udane dokończenie opowieści zapoczątkowanej przez pierwsze Cold Steel. Nic tylko brać w ciemno.
Przeczytaj również
Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych