Recenzja: Dishonored II (PS4)

Recenzja: Dishonored II (PS4)

Jaszczomb | 14.11.2016, 22:52

„Będzie dycha” – odpowiadałem znajomym, gdy pytali o kontynuację . Po pierwszych godzinach nie mogłem znaleźć niczego, co mogłoby mnie powstrzymać przed wystawieniem maksymalnej oceny. Tylko czy ten poziom utrzymał się do końca?

Pierwsze było nietypowym objawieniem wśród skradanek. Co prawda Corvo byle pierdnięciem zabijał tłumy wrogów, ale jego przesadnie potężne moce zmieniły również to, jak podchodzi się do skrytobójczego stylu gry i gatunku w ogóle. Sztuczna inteligencja może i nie była jakaś rewelacyjna, lecz całe to trzymanie się cieni, kradzież wszystkiego wokół, otwarte plansze – rewelacja! A jeśli już walczyć, umiejętności bohatera i jego sprzęt pozwalały na wyjątkowo pomysłowe połączenia. Dodatkowo twórcy byli wielkimi fanami serii Thief (pomijając oczywiście reboot z 2014 roku) i wrzucili m. in. nawiązanie do treningu Garretta w bazie Dauda. Teraz mamy więcej mocy, bardziej rozbudowane plansze, lepsze SI, a głosem Corvo jest Stephen Russell, czyli oryginalny Mistrz Złodziei Garrett (choć dla chętnych zawsze jest pełny polski dubbing). Dostaliśmy po prostu sequel idealny.

Dalsza część tekstu pod wideo

15 lat po wydarzeniach z , cesarzowa Emily zostaje wygryziona z tronu przez kobietę podającą się za jej ciotkę. Naszym zadaniem będzie odkrycie tożsamości nowego wroga i odzyskanie tronu. Fabularna nuda? Niekoniecznie. Coś, co brzmi jak kiepski pretekst do ponownej walki z antagonistą u władzy, szybko nabiera rumieńców dzięki obecności znajomych postaci (szczególnie z dodatków DLC poprzedniczki) i ciekawych „świeżaków”, jak choćby wynalazcy Jindosha i jego posiadłości pełnej ruchomych pokojów. Na plus zaliczam również komentarze padające z ust wybranego bohatera, ale czuć, że więcej uwagi poświęcono tutaj postaciom niż całej opowieści.

No właśnie, „wybranego bohatera”. Na początku gry decydujemy, czy zagramy jako Corvo czy dorosła Emily. Chociaż w przedstawionej historii wybór ten wiele nie zmienia, obie postacie różnią się zestawem mocy. W przypadku Corvo mamy znane już możliwości teleportacji, chwilowego zatrzymania czasu, przywołania szczurów czy opętania innych. Emily również ma swoją wersję niewykrywalnych „skoków” na dużą odległość (Daleki Chwyt), lecz reszta jej mocy znacznie odbiega od umiejętności taty (tak, potwierdzono ojcostwo, żaden spoiler). Jest więc przywołanie klona, zamiana w coś w rodzaju bestii cienia czy Domino łączące los kilku osób naraz (zabijamy jednego, umierają wszyscy). Naturalnie to tylko podstawowe moce i da się je pomysłowo łączyć, lecz w przypadku Emily widziałem znacznie mniej synergii. No, pewnie dlatego, że z możliwościami Corvo byłem już zaznajomiony. Tak czy inaczej, nowa bohaterka wpasowuje się do rozgrywki znakomicie.

Moce mocami, ale mamy również opcję grania bez nich (za co jest trofeum), a wtedy łapiemy za miecz, pistolet, miny i granaty. Po pierwsze – nasza postać jest znacznie zwinniejsza niż w poprzedniczce. Porównałem obie wersje i Corvo z jedynki porusza się znacznie bardziej ociężale. Po drugie – starcia na miecze zaczęły sprawiać frajdę. W pierwszym mashowało się przycisk ataku i albo przeciwnik padał, albo robił zawsze ten sam unik i umierał parę sekund później. Teraz te uniki wyglądają naturalniej i pojedynki potrafią być ciekawe same w sobie… co nie znaczy, że nie można zatrzymać czasu i zabić wszystkich w mgnieniu oka. Miło, że pomyślano nawet o tym. No i animacje są bardziej brutalne, widok oderwanej ręki, nogi czy głowy szybko staje się czymś normalnym.

Sztuczna inteligencja – sprawa wyjątkowo ważna w skradankach, nawet tak przerysowanych jak seria Dishonored. Przede wszystkim przeciwnicy stali się bardziej spostrzegawczy. Mądrzej też rozchodzą się po lokacji, nasłuchując źródła hałasu czy po prostu nas szukając, gdy znikniemy im z oczu. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż rzucają się na nas kupą i wesoło wbiegają w miny, które ustawiamy na ich oczach podczas walki. Bywało również, że tępo blokowali się na ścianach czy barierkach, chociaż z drugiej strony brak kolegi na swoim stanowisku nareszcie budzi u nich niepokój. Mało tego – w końcu nie pozwalają nam bezczelnie wychylać się zza winkla i trzeba bardzo uważać! Ostatecznie jest lepiej niż w poprzedniczce, a na pewno trudniej, gdy nie korzystamy z mocy (co się chwali!), lecz chciałoby się dostać SI na wysokim poziomie reszty elementów tej produkcji, zamiast takiego wykonania na czwórkę z plusem.

Jest jednak coś, za co pokochałem bardziej od poprzedniczki. Jako fan skradanek, podczas zabawy „dla siebie” raczej nie korzystałem z mocy, skrzętnie podduszając wrogów i ukrywając ich zwłoki. Kto grał, ten wie, że taki typowo „skradankowy” styl gry odsuwał nas od znacznej części mocy i efektownych animacji. Na szczęście pomyślano o takich osobach jak niżej podpisany. Teraz podczas duszenia możemy wygodnie zrobić kilka kroków do tyłu i zacząć się obracać, by przenieść gdzieś ciało (w jedynce przy próbie ruchu ekran wariował i raczej podduszało się stojąc w miejscu). Ba, w trakcie walki wystarczy dobrze wymierzony blok, by zdezorientować przeciwnika, złapać i go ogłuszyć. Mało? Nawet w przypadku ataku z góry można obezwładnić wroga! Nie mówiąc już o masowym ogłuszaniu za pomocą Domina. O matko, jak dobrze… i czasami zbyt łatwo. Ale prawdziwe wyzwanie to i tak gra bez mocy!

Pod względem grafiki wciąż mamy do czynienia ze starym, dobrym stylem Dishonored, tyle że wszystko wygląda… piękniej. Zapowiadana „słoneczna Karnaka” to trochę chwyt reklamowy, bo większość czasu spędzimy w budynkach, ale kolory są znacznie żywsze niż w jedynce, nawet gdy wracamy do Dunwall. Do tego chylę czoła za mechaniczną posiadłość Jindosha i misję ze „śledztwem w czasie” – wizualna rozkosz. Twórcy zresztą zadbali o to, by każdy przedmiot w grze miał swój odpowiednik w rzeczywistości (na jednym filmiku pokazywali prawdziwe konstrukcje) i robi to ogromne wrażenie. Południowa Karnaka to nie tylko inna architektura, ale też meble oraz stroje. Boli tylko brak konsekwencji w destrukcja otoczenia – drzwi można wyważyć granatem, lecz stół i stojący przy nim taboret pozostają niewzruszone eksplozją.

W kwestii dźwięku mam mały zarzut do odgłosu kroków strażników – zlewają się z naszymi, są jakby za głośne i ciężko je zlokalizować. Muzykę jednak dopasowano znakomicie, a polski dubbing daje radę. Co ciekawe, da się ustawić angielskie głosy z kinowym spolszczeniem, ale zawiodłem się nieco głosem Corvo. Russell za bardzo poleciał Garrettem i jego interpretacja ojca Emily nie do końca mi pasowała. Zdecydowanie wolę zachrypnięty głos rodzimego Janusza Germana (Sam Drake z Uncharted, Zoltan Kull z Diablo).

Twórcy doskonale zdawali sobie sprawę, co trzeba było poprawić, i dostarczyli kontynuację idealną. Nareszcie fan skradania nie musi rezygnować z używania mocy, prosty crafting pomaga tworzyć własne talizmany (albo zamieniać te bezużyteczne na runy!), a postać Emily prezentuje zupełnie nowe i świetnie pasujące do serii moce (przyciągnięcie cienistym chwytem uciekającego strażnika jest wyjątkowo satysfakcjonujące). Tak naprawdę twórcy nawet nie musieli dorzucać Corvo jako grywalnego bohatera, a jednak to zrobili, nieco ulepszając jego wachlarz mocy. To dopiero znaczy „rozumieć gracza”! Nawet pojawił się chyba najlepiej przemyślany system szybkiego zapisu i wczytania stanu gry w historii konsol – wystarczy otworzyć menu i przytrzymać odpowiedni spust przez kilka sekund. Czapki z głów, maski z twarzy.

Nowe lokacje są przepiękne, bohaterów kontroluje się bardziej naturalnie, a starzy znajomi powracają, by nadać głębi innym postaciom. Czymże przy tym wszystkim są więc wady pokroju „tylko” w miarę dobrego SI, okazjonalnego przenikania zwłok przez obiekty czy dwukrotnego przypadku, gdy zaklinowałem się na dobre po nieprzemyślanej teleportacji? Każdy aspekt wybitnego oryginału został tu ulepszony, poprawiony i dopieszczony. Nie jest to perfekcyjna skradanka, ale też nie jest czystą skradanką. Łącząc tyle stylów gry i w każdym przypadku oddając rozgrywkę najwyższej jakości, mowa tu o prawdziwym arcydziele od studia Arkane. Stąd nie pozostaje mi nic innego, jak wystawić najwyższą możliwą ocenę.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Dishonored 2

Atuty

  • Dwie postacie ze świetnymi mocami
  • Fantastyczna zabawa nawet bez mocy!
  • Piękna oprawa oparta o styl poprzedniczki
  • Dopracowano skradanie się, walkę i w ogóle wszystko, co się dało
  • Brutalne animacje finisherów
  • Polski dubbing
  • System szybkiego zapisu i wczytania gry
  • Masa amuletów w końcu czemuś służy
  • W miarę dobre, choć miejscami zawodne SI wrogów

Wady

  • Emily zdarza się utknąć przy „teleporcie”

Podwójna dawka "funu", jaki znamy i kochamy z pierwszego Dishonored. Każdy aspekt oryginału został ulepszony, dając Uncharted 4 porządnego konkurenta do tytułu gry roku. Drake, wybacz, ja zostaje przy Emily.

Jaszczomb Strona autora
cropper