Reklama
Recenzja: Eagle Flight (PS4)

Recenzja: Eagle Flight (PS4)

Jaszczomb | 19.11.2016, 09:36

Gra na PlayStation VR o lataniu orłem – jakim cudem mogłoby to kogokolwiek zainteresować? Nie myślcie jednak, że to jakaś typowa „pokazówka” w wirtualnej rzeczywistości! Dostaliśmy jeden z najporządniejszych tytułów na PS VR!

Bądźmy szczerzy – zapowiadało się na typowy „symulator chodzenia”, tylko że z lataniem. Przecież od początku baliśmy się, że gry na sprzęt wirtualnej rzeczywistości będą zwykłymi pokazówkami, opierając całą frajdę na poczuciu VR-owej immersji, a latanie orłem po opuszczonym przez ludzi Paryżu na właśnie takie się zapowiadało. Targi E3 przyniosły pokaz wieloosobowego trybu, gdzie szóstka osób tępo machała głowami, grając w wariację na temat trybu Capture the Flag. Wciąż jednak była to gra ze stajni Ubisoftu, a tak duży wydawca nie zainwestowałby w byle „jesteś w grze, łał”. No, chyba że akurat nie mieli co zrobić z mapą Paryża z Ale zaufaliśmy, wrzucając do zestawienia najciekawiej zapowiadających się gier na PS VR. I dostaliśmy coś wyjątkowego.

Dalsza część tekstu pod wideo

Czego by nie mówić nie mówić o grach Ubi, to zawsze są wypchane masą dodatkowych rzeczy do roboty. Ich przepis na sukces – ładna grafika, otwarty świat, sporo zadań pobocznych i zatrzęsienie znajdziek – sprawdza się od lat, więc postanowiono przenieść go do pierwszej gry w wirtualnej rzeczywistości. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, wyszło im to tak dobrze, że zwykłe latanie ptakiem stało się jedną z największych produkcji VR-owych na rynku, zdecydowanie wartej ponad stu złotych. Tak, ja też nie mogłem w to uwierzyć.

W z perspektywy orła obserwujemy przejmowany przez matkę naturę Paryż. Miejsce ulic zajęła wysoka trawa, niszczejące budynki porastają drzewa, a z Sekwany co rusz wyskakują dorodne łososie. Nie mówimy tu o fotorealistycznej oprawie, ale bajkowy styl produkcji wypada pięknie i odprężająco. Ruchami głowy kontrolujemy lot naszego ptasiego bohatera, przelatując między nogami żyraf i nad unoszącymi wesoło trąby słoniami, chłonąc całą tę atmosferę sielanki. Nawet gdy nastaje noc i na niebie pojawiają się wrogowie, produkcja jest jednym z najprzyjemniejszych wizualnie doświadczeń na PS VR. Cóż z tego, że czasami spóźni się z doczytaniem tej czy innej tekstury?

Zabawę zaczynamy od wyklucia się z jaja i towarzyszymy później kolegom z gniazda w eksploracji miasta, choć nie nazwałbym tego wszystkiego trybem fabularnym. Zaliczanie misji odblokowuje kolejne atrakcje, a te dzielą się na kilka rodzajów. Mamy tu poszukiwanie piór i przechwytywanie wyskakujących z wody ryb, lot przez obręcze czy ciężkie tory przeszkód w opuszczonej sieci metra i innych podziemnych tunelach. Każde takie wyzwanie nagradzane jest sumą do trzech gwiazdek, w zależności od wyniku czasowego, a te odblokowują zadania eksperckie. Mało tego, miasto zostało podzielone na części i ukryto w nim wiele znajdziek. Mamy tu więc pierwsze elementy sprawdzonego schematu gier Ubi.

Kolejnymi zadaniami są misje bitewne – walka z przeciwnikami oraz obrona ptasiego sojusznika. Zanim jednak przejdę do starć, muszę wspomnieć o sterowaniu. Kontrola kierunku lotu odbywa się poprzez wychylenia głowy, ale trzymamy także pada – oba spusty służą do przyspieszania i zwalniania. W trakcie samej walki, środek kamery służy za celownik, a my odpowiednim przyciskiem aktywujemy uderzenie wiatru lub działającą przez chwilę tarczę (wszystko z odpowiednimi cooldownami, by tym nie spamować). Wyjątkowo prosty w założeniu system dostarcza świetnych przeżyć, biorąc pod uwagę, jak naturalnie steruje się orłem i w jaki sposób urozmaicono wrogów. Sępy, nietoperze, sokoły, kruki – ich odmienne umiejętności połączone z radością z samego nawigowania i celowania wystarczyłyby na oddzielną grę. Chyba dlatego taką popularnością cieszą się walki kosmicznych statków w VR, ale to zupełnie nie moja bajka.

To już wszystko, co czeka nas w „kampanii” dla jednego gracza. Teoretycznie w kółko robimy to samo (w kilku odmianach), a jednak każdy przelot na czas, każde manewrowanie między przeszkodami i każda walka stale wygląda świeżo. Denerwowało mnie tylko zbieranie piór, choć latanie blisko tafli rzeki i wyszukiwanie wyskakujących ryb wspominam bardzo ciepło. Dodatkowo każde z tych zadań ma rankingi sieciowe, gdybyście chcieli porównać z innymi… swoje ptaki.

Tryb sieciowy obejmuje jeden rodzaj zabawy i jest to zwykłe Capture the Flag. Na mapie pojawia się zwierzyna, którą musimy przejąć i dolecieć z nią do gniazda. Rundy przebiegają tu w drużynach po trzech graczy i stanowiłoby to rozrywkę nawet na parę godzin… gdyby było z kim grać. Zwykle po długim oczekiwaniu godziłem się na zabawę 2v2 czy nawet 1v1. Rozumiem jednak, że PS VR jest wciąż za drogi, a gra o lataniu orłem nie będzie pierwszym wyborem wielu posiadaczy tego sprzętu (szkoda, że do platyny trzeba wygrać 200 takich online’owych rund).

Cała zawartość została omówiona, więc teraz najważniejsze – sprawa błędnika. Szybkie latanie, ostre zwroty czy koncentracja przy celowaniu we wroga łatwo mogłyby wywołać nudności, ale tutaj mamy do czynienia z cudem VR-owej biblioteki. Nie zrobiło mi się nie dobrze ani na moment! I nawet o tym nie pomyślałem, póki nie włączyłem innych gier dedykowanych PS VR! Czasem tylko przesadzałem z nagłymi przechyleniami głowy, lecz po zwiększeniu czułości wychyleń w opcjach gry, problem przestał być obecny, a ja z łatwością wykonywałem obroty nawet o 180 stopni i nie martwiłem się o swój kark.

Na papierze może wyglądać jak typowa „przechadzka po muzeum”. Jest to jednak gra z prawdziwego zdarzenia, zawstydzająca zawartością wiele zwykłych produkcji. W kwestii długości zabawy nie mówimy tu o godzinie czy dwóch, a raczej nawet o kilkunastu. Wciąż nie wierze, że tyle wyciśnięto z założenia „latasz ptakiem przekrzywiając głowę”. Świetna robota, Ubi!

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Eagle Flight

Atuty

  • Szybkie tempo i żadnych nudności!
  • Piękny Paryż „pożerany” przez naturę
  • Sterowanie wypada dość naturalnie
  • Świetne sekwencje walk
  • Masa rzeczy do roboty i masterowanie wyników
  • Niezły tryb sieciowy…

Wady

  • … chociaż w Sieci ciężko znaleźć pełną ekipę do gry
  • Miejscami doczytujące się tekstury

VR-owa pokazówka? A gdzie tam, pełnoprawna gra! Gdyby tylko ludzie się nią zainteresowali i odpalili tryb sieciowy. Najprzyjemniejsze doznanie VR-owe bez cienia nudności.

Jaszczomb Strona autora
cropper