Recenzja: Surgeon Simulator: Experience Reality (PS4)
Jeśli symulator chirurga potrzebował czegoś, by uczynić te pseudooperacje jeszcze bardziej zabawnymi, to jest to wirtualna rzeczywistość. Pytanie tylko, czy poradzono sobie z tą technologią…
w swojej „zwykłej” wersji było wybornie absurdalne. Dokonywanie skomplikowanych operacji, gdy do dyspozycji mamy jedynie dłoń z kontrolowanymi osobno palcami? Zadanie iście karkołomne, ale to właśnie ten brak precyzji prowadził do przezabawnych sytuacji – wiertarka wpadała do jelit, wyjmując z ciała skalpel rozcinaliśmy przypadkiem tętnicę, a zegarek z wirtualnego przedramienia naszego bohatera zawsze wpadał gdzieś otwarte bebechy pacjenta. Głupie, bo głupie, ale bawiło.
VR-owa wersja gry powinna być jeszcze ciekawsza. Zakładałem, że dostaniemy naturalniejszą kontrolę rąk poprzez różdżki PS Move, uczucie „bycia” w grze i humor dewelopera, który zwyczajnie musiał przełożyć się na jakieś nowe atrakcje. Niestety, nie jest tak fajnie, jak mogłoby się wydawać.
Przede wszystkim w zawiodła precyzja. Przez pierwsze dwa tygodnie na rynku tytuł był praktycznie niegrywalny, bo kiedy tylko nasze dłonie (sztuk dwie) zawadziły o ciało pacjenta czy cokolwiek innego, traciliśmy nad nimi panowanie i nie dało się niczego zrobić. W końcu nadeszła łatka, ale i nie naprawiła wszystkiego. A w styczniu mamy dostać kolejnego patcha… No, ale obecnie da się w to grać.
W podstawowej wersji gry bawiło samo to, że sterowaliśmy palcami dłoni osobno, przez co wyzwaniem była tak prosta czynność jak podnoszenie przedmiotów. Mechanika ta nie sprawdza się w wirtualnej rzeczywistości i z Move’ami w dłoniach (równie dobrze można korzystać z trzymanych bokiem dwóch DualShocków 4) i najczęściej denerwowałem się, że trzymam dane narzędzie w zupełnie nierzeczywisty, mało wygodny sposób… ale inaczej się tego podnieść nie dało. Wolałbym już, by przedmiot od razu lądował poprawnie w dłoni, tyle że wtedy gra utraciłaby swoją tożsamość.
Zawartość w stosunku do podstawowej wersji pozostała bez zmian i nie pozbyto się nawet literówek w polskiej wersji. W kwestii dostępnych operacji oraz rodzajów otoczenia mamy więc przeszczep serca, nerek, mózgu, zębów i oczu. Zrobimy to na wszystko na sali operacyjnej, w jadącej karetce oraz w przestrzeni kosmicznej. Jakkolwiek kosmos jest ciekawą opcją, bo operujemy w zerowej grawitacji, tak trzęsąca się karetka dużej różnicy nie robi – obraz i tak często wariuje, przybliżając i oddalając się znienacka, bo gra nagle stwierdziła, że musi się ponownie skalibrować. Zwaliłbym to na kiepski sprzęt, ale niemal w żadnej innej produkcji VR-owej tego problemu nie ma, także musiała zawinić optymalizacja ze strony dewelopera.
Mimo wszystkich tych zgrzytów, ostatecznie operuje się dość przyjemnie. Jeśli akurat kalibracja nie wariuje, można w miarę precyzyjnie ciąć skalpelem (trzymanym pod różnymi dziwnymi kątami) i jest coś wyjątkowego w rozłupywaniu żeber, a potem wyjmowaniu na szybko wszystkiego i rzucaniu wnętrznościami po całej sali. Bywało, że z jakiegoś powodu nie mogłem odciąć kilku organów, ale koniec końców wydłubywanie oka łyżką czy wybijanie młotkiem chorego zęba (od razu z kilkoma zdrowymi) bawi jak zawsze.
Mam nadzieję, że styczniowa łatka naprawi problemy z kalibracją, ale czekaliśmy już wystarczająco długo z tą recenzją. Premierowy stan był opłakany, ale teraz, po niemal miesiącu, da się w to grać. Niestety, twórcy nie do końca zrozumieli technologię VR i zdecydowanie lepiej zrobicie inwestując w rewelacyjne .
Ocena - recenzja gry Surgeon Simulator 2013
Atuty
- Arcade’owe operacje wciąż bawią
- Możliwość wykorzystania DualShocka 4 jako PS Move’a
Wady
- Obraz wariuje sam z siebie
- Kontrola odmiennych części dłoni nie sprawdza się na PS VR
Surgeon Simulator w swojej podstawowej wersji miało urok całej tej niezdarności. Na PlayStation VR częściej jednak denerwuje niż bawi.
Przeczytaj również
Komentarze (2)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych