Recenzja: How to Survive 2 (PS4)
Kilka dni temu, bez specjalnej promocji, w cyfrowym sklepiku PlayStation zadebiutował How to Survive 2, czyli sequel całkiem udanej produkcji z 2013 roku. Czy kolejna survivalowa lekcja Kovaca bawi równie dobrze?
How to Survive 2 zaskakuje już w pierwszych sekundach, ale nie tak, jak bym tego chciał. Menu główne oferuje wielkie przyciski, które aktywujemy… kursorem. Tak, na konsoli, na ekranie telewizora poruszamy się komputerowym kursorem przypisanym pod lewą gałkę. Nie, nie działa krzyżak. I nie ma innej możliwości niż zabawa z przesuwaniem mikroskopijnej strzałeczki po ekranie. Padem. Można pomyśleć, że ktoś przy portowaniu zapomniał o menu, ale podczas samej gry jest jeszcze ciekawiej. Ekran postaci wywołujemy kółkiem, ale poruszamy się po nim znowu kursorem. Zakładki przełączamy trójkątem i triggerami, ale już zawarte w nich opcje musimy obsłużyć strzałką. Chcąc założyć postaci ochraniacz, niczym w starych erpegach trzeba przeciągnąć przedmiot na odpowiedni slot w karcie postaci. A gdy chcemy jakiś przedmiot przekazać kompanowi czy po prostu go wyrzucić? Wtedy trzeba go odnaleźć w zaśmieconym, nieprzemyślanym ekwipunku, przejechać grotem na koniec opisu, rozwinąć dodatkowe menu, wskazać kosz lub przekazanie i zatwierdzić, najeżdżając na podświetlony przycisk. Koszmar.
To najmniej intuicyjna gra, w jaką przyszło mi grać od niepamiętnych czasów. Niestety wygląda to na niedokończony produkt, który został wypuszczony tylko po to, by zadebiutował razem z wersją na PC. Najbardziej boli fakt, że wszystkie karty i ekrany są tak proste, że przypisanie funkcji pod konkretne przyciski wydaje się banalne i deweloper nie powinien mieć z tym problemów. Na konsole udało się przecież przenieść tak skomplikowane produkcje jak Divinity: Original Sin, Wasteland czy chociażby klasyczne przygodówki point and click. Innym się udało, ale twórców How to Survive 2 to zadanie przerosło.
Recenzencki obowiązek powstrzymał mnie przed usunięciem gry, więc wykrzyczałem w myślach rozmaite epitety, zacisnąłem zęby i postanowiłem przebrnąć przez grę. Zlecane przez szereg napotkanych NPC misje zastąpiły tutaj fabułę. Dalej naszymi poczynaniami kieruje Kovac, ulepszający swój poradnik przetrwania dla opornych. Co pewien czas człowiek w masce do spawania podrzuci krótki, zabawny filmik instruktażowy i da znać o nowych ocalałych, oferujących kolejny zestaw zadań. Zmianą na gorsze okazuje się rezygnacja z otwartych przestrzeni na rzecz stosunkowo niewielkich, tematycznych lokacji, do których przenosimy się na czas misji.
Rozgrywka zaprezentowana jest w rzucie izometrycznym, charakterystycznym dla gier gatunku hack’n’slash. Po obszarach poszczególnych misji poruszamy się swobodnie, używając broni białej lub palnej. System walki ogranicza się do wciskania kwadratu w celu zadania ciosu lub celowania prawą gałką i strzelania z łuku czy pistoletu za pomocą R2. Kombinacje w stylu „trzy wciśnięcia krótkie i czwarte długie” formują kombinacje, ale mają jedna dużą wadę – gdy już uruchomimy sekwencję ataku, nie możemy jej przerwać. Jeśli przeciwnik zginie, chcemy uciec albo po prostu zombie odsunie się w bok, to i tak nasza postać wykona sekwencję ciosów w powietrzu, całkowicie odsłaniając się na ataki. Tym samym ograniczenie ataków do jednego przycisku powoduje wiele bezsensownych śmierci, ponieważ bardzo często kombinacja odpali się przypadkiem podczas próby skorzystania z taktyki „hit-and-run” przy bossach.
Pomiędzy misjami dostajemy dostęp do pełniącej rolę huba rozległej mapy, gdzie budujemy swój obóz. Za zebrane składniki stawiamy zbrojownię, kuchnię, coś w rodzaju kuźni i wszelkiego rodzaju ogrodzenia chroniące przez szwędającymi się zombiakami. Budynki rozwijamy inwestując zebrane punkty XP, a im wyższy poziom przybytku, tym więcej planów nowych przedmiotów do wytworzenia. Wspominam o tym, ponieważ tylko dzięki tworzeniu możemy zdobyć broń zadającą duże obrażenia. Zaglądanie w każdy kąt każdej z map i przeszukiwanie zwłok owocuje ekwipunkiem wypchanym wszelkiego rodzaju śmieciami, które wykorzystać można w budowanym przez nas obozie. Szkoda jedynie, że gra nie motywuje nas szerokim wachlarzem oręża, które moglibyśmy wymieniać czy ulepszać co jakiś czas. Po pierwszych dwóch godzinach czekałem kilka kolejnych, aby zdobyć młot wyrównujący szanse przy stale rosnącym poziomie trudności. Zdobycie upragnionej mocniejszej broni oznacza dłuższy czas posuchy, zanim będziemy mogli sprawić sobie nową, co niestety wprowadza niełatwą do wynagrodzenia nudę.
Podwyższając poziom obozu, możemy podnieść poziom postaci do tego samego numerka. Pomysł wydaje się bezsensowny, ponieważ wymaga, by wydawać tę samą ilość punktów doświadczenia podwójnie. Samo podniesienie poziomu postaci nie przynosi wymiernych efektów jak chociażby mocniejszych statystyk, a wręcz zwiększa poziom trudności, ponieważ na mapach zaczynają pojawiać się coraz silniejsi przeciwnicy. Za zwiększanie statystyk odpowiada ekran umiejętności, gdzie zwiększamy ataki wręcz i dystansowe, wytrzymałość, ilość amunicji itp. A jak je zwiększamy? Oczywiście za pomocą zebranych punktów doświadczenia. Jakby nie było zbyt chaotycznie, to danej statystyki nie zwiększymy, nie podwyższając wcześniej poziomu postaci, a jeszcze wcześniej poziomu obozu. Zupełnie niepotrzebne pomieszanie z poplątaniem.
How to Survive 2 nabiera rumieńców, gdy bawimy się w trybie wieloosobowym. Na jednej konsoli możemy grać we dwie, trzy lub cztery osoby i jeśli ekipa będzie współpracować, zamiast biegać przy krawędziach ekranu, to zabawa jest całkiem niezła. Rozgrywka online działa bez zarzutu pod warunkiem, że uda się połączyć z innymi graczami. Nawet premierowy patch naprawiający problemy z połączeniem nie zmienił w tej kwestii wiele. Ale już po wykonaniu kilkunastu prób połączenia i wylądowaniu na jednej mapie, problemy zdarzały się bardzo rzadko.
Przy rozgrywce wieloosobowej świetnym pomysłem okazuje się wybór poziomu trudności misji. Prostym sposobem możemy dostosować wyzwanie do naszych postaci. Mając ekipę na poziomach 5-10, możemy spokojnie powalczyć z zombie na spacerowym poziomie 3, a nic nie stoi na przeszkodzie, by spróbować przetrwać na poziomie 15. Ilość punktów doświadczenia skaluje się razem z wybranym poziomem, więc warto podkręcać śrubę i czerpać większe korzyści. Pamiętajcie jednak, że każda śmierć postaci lub drużyny podczas misji oznacza stratę 10% punktów doświadczenia przy podsumowaniu. Analogicznie cztery porażki w trakcie odbiorą aż 40% zdobytego XP. Fajna motywacja do kalkulowania i podejmowania ryzyka.
Powyższe światełko w tunelu niestety nie zmienia mojego rozczarowania grą How to Survive 2. Pierwszej odsłonie nie brakło problemów, ale bawiłem się przednio. Kontynuacja to masa nieprzemyślanych decyzji, które zamiast rozwijać pomysły oryginału, cofają produkcję wstecz. Nieprzemyślany ekwipunek, zepsuty system tworzenia przedmiotów i koszmarnie spartolone, nieprzystosowane do konsoli menusy to wystarczające argumenty, żeby dwukrotnie przemyśleć decyzję o zakupie. Lepiej wrócić do „jedynki”.
Ocena - recenzja gry How to Survive 2
Atuty
- Bezmyślne ubijanie zombie zawsze bawi
- Kooperacja daje radę
Wady
- Kursor w grze konsolowej
- Chaotyczny rozwój postaci
- Mało przedmiotów do stworzenia
- Problemy z połączeniem
Stanie w rozkroku jeszcze nigdy nie wyszło nikomu na dobre, a wydanie niedokończonego portu z PC na konsoli jest tego dobitnym przykładem
Przeczytaj również
Komentarze (5)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych