Recenzja: Snake Pass (PS4)
Snake Pass to pozornie zwykły kolorowy platformer ze zwierzęcym protagonistą. Zamiast biegania i skakania mamy jednak wyłącznie… pełzanie. Czy to miało jakiekolwiek szanse, żeby się udać?
Snake Pass z miejsca polubiłem za odwagę twórców. Obecnie wydawane produkcje dla młodszych graczy, które nie opierają się na znanej marce, mają ciężko już na wstępie, nie mówiąc o upychaniu tam tak drastycznych zmian jak zupełnie nowe, niespotykane dotąd nigdzie indziej sterowanie. Wydaje się, że wszystko robione jest według podobnych schematów, żeby przypadkowy niedzielny gracz się nie pogubił. Tutaj zaś dostajemy węża i zamiast standardowego trzonu „bieg-skok-atak”, mamy tylko wychylanie głowy gada na różne strony i przycisk odpowiedzialny za ruch. Ale z tego też powodu mówimy o grze niezależnej – żaden duży wydawca by na to nie poszedł, zbyt ryzykowne.
Zapomnijcie o przeciwnikach czy ograniczeniach czasowych. Snake Pass to seria rozbudowanych poziomów, gdzie na spokojnie możemy obwijać się wokół wszystkiego i szukać rozmaitych znajdziek. Nietypowe sterowanie jest tu zabawą samą w sobie, choć trzeba je wyczuć. Początkowo miałem problemy i pierwsze pół godziny upłynęło mi w nerwach, ale winię jedynie coraz prostsze i podobne do siebie gry, które rozleniwiają dzisiejszego gracza. Tu się unosi łeb, tam się ściska wokół obiektu, a jak po czymś się wspinam, to muszę pamiętać o odpowiednim ułożeniu podłużnego ciała – i nagle wszystko nabiera sensu. Co więcej, nawet zwykłe pełznięcie do przodu nie jest takie łatwe, bo prędkości nabierzemy dopiero sunąc ruchem falistym. Niby oczywiste, a jak urozmaica sterowanie! Tylko kamera sprawia tutaj problemy, gdyż czasami zwyczajnie mamy wciśniętych zbyt dużo przycisków, żeby panować jeszcze nad dodatkowym analogiem.
Nie tylko metody kontrolowania węża Noodle’a są przemyślane, bo rozległe plansze to również niemały popis dewelopera. Na każdym poziomie czekają trzy klucze do otworzenia portalu, który zabiera nas dalej, ale po drodze skryto też bańki i monety. Znaleźć je to jedno (po ukończeniu gry dostajemy pomocną „wężową wizję”), a dostać się do nich – często stanowi to wyzwanie samo w sobie. Planując drogę do celu, trzeba myśleć jak wąż, a tego jeszcze w grach nie było. Jeśli jest wyrwa, to przecież jej nie przeskoczymy, tylko trzeba znaleźć odpowiednie elementy otoczenia, wokół których się owiniemy i przejdziemy dalej. Tutaj właśnie widać kunszt w tworzeniu poziomów. Często ścieżek do celu jest kilka, więc jak z jednej strony nie wyjdzie, nie ma co się denerwować tylko szukamy innej drogi. Najważniejsze to opanować ruchy bohatera i myśleć nieszablonowo.
Tytuł utrzymuje poziom graficzny typowego kolorowego platformera, za to oprawa audio jest najwyższych lotów – motyw muzyczny przygotował David Wise, którego kojarzyć możecie z serii Donkey Kong. Cieszą też zabawne nawiązania do MGS-ów w nazwach trofeów. Ogólnie czuć tu zamiłowanie do gier. Niezależny autor tworzył coś, w co chciałby sam zagrać – i tak ambitny plac zabaw udało mu się świetnie zrealizować. Zmyślnie przygotowana i pobudzająca kreatywność perełka, którą podsunąłbym swojemu dzieciakowi, relaksując się przy brzmieniach Wise’a i chętnie pomagając młodemu przy cięższych sekcjach. Po to właśnie mamy niezależnych deweloperów – by dostarczali oryginalne eksperymenty takie jak Snake Pass.
Gra recenzowana była na PS4 Pro
Ocena - recenzja gry Snake Pass
Atuty
- Oryginalne sterowanie
- Rozbudowane plansze
- Rozgrywka pobudza kreatywność
- Ścieżka dźwiękowa
Wady
- Czasem problematyczne ustawianie kamery
Wielki triumf gier niezależnych. Gdybym miał ten tytuł w dzieciństwie, pewnie wspominałbym go dziś równie dobrze co Crasha czy Spyro. Odważny, udany eksperyment.
Przeczytaj również
Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych