Recenzja: Tethered (PS4)
Tethered może i wygląda jak baśniowa produkcja skierowana do młodszych graczy, ale nie dajcie się zwieść! To pełnoprawny, wymagający RTS, w którego teraz można już zagrać bez gogli PlayStation VR. Pozostaje tylko pytanie, czy jesteście gotowi kontrolować humorzastą zgraję samobójców…
Tethered przenosi nas na ponure, zawieszone wysoko w przestworzach wysepki. Szybko z nieba spadają jaja, z których wykluwają się stworki Peep i z ich pomocą musimy przywrócić zieleń na tych wyniszczonych, smutnych kawałkach terenu. Zbieramy więc zasoby i budujemy osadę, walcząc po zmroku z wszystkożernymi ślimakami. W założeniu to prosty RTS, którego największą zaletą jest wirtualna rzeczywistość, ale… deweloperowi wyszło coś wyjątkowo grywalnego. I to ze świetnym irlandzkim folkiem w tle!
Coś, co daje wrażenie uproszczonego do granic Black & White, stanowi przystępną podstawę dla wymagającej VR-owej strategii. Ożywanie każdej wyspy wygląda podobnie – zbieramy cztery rodzaje surowców, stawiamy budynki pomagające szkolić Peepy i bronimy się przed wolnymi przeciwnikami, aż zazielenienie wyspy osiągnie maksymalny poziom. Na przestrzeni dwunastu poziomów prostota rozgrywki nie przestaje jednak bawić, bo te proste, nieurozmaicone niczym specjalnym zasady pozwalają skupić się na zarządzaniu podopiecznymi. Wysyłamy ich po zasoby i do walki, nie zastanawiając się, jakież to nowe drzewko umiejętności czy inne ścieżki rozwoju czekają do odblokowania. To pozwoliło na stopniowe zwiększanie tempa rozgrywki i… to tyle. Ciągle gdzieś kogoś prowadzimy i zwyczajnie nie ma czasu, by zacząć się nudzić.
No dobra, jakieś tam drobne urozmaicenia się znajdą. Mamy wpływ na pogodę i ulepszanie budynków do jednego z trzech wariantów. Sama rozgrywka nie jest jednak skomplikowana. Przez większość czasu kontrolujemy wyspę, uważnie obserwując każdy jej zakątek w poszukiwaniu zagrożenia oraz oceniając stan zdrowia i psychiki Peepów. Co ciekawe, jeśli stworek poczuje, że brak mu środków do spełniania podstawowych potrzeb, w akcie desperacji rzuci się w przepaść. I tak, masowe samobójstwa są jak najbardziej możliwe. I tak, umyślnie zawaliłem misję, by sprawdzić, czy to zadziała. Poza tym, wszystko sprowadza się do oznaczania Peepa i kierowania go w wybrane miejsce. Niby proste, ale przy większej liczbie tych małych gówniarzy jest to dość wymagające zadanie, a każda kolejna noc przynosi coraz silniejsze ślimaki!
Jeszcze do niedawna Tethered było dostępne wyłącznie dla posiadaczy PlayStation VR. Wykorzystując kontrolery ruchowe PlayStation Move możemy dowolnie obracać i przesuwać całą wyspę, zaś z wykorzystaniem DualShocka musimy przenosić się między wyznaczonymi punktami, przedstawiającymi wyspę z różnych stron. Osobiście wolałem połączenie „celowanie czołem + przyciski DualShocka”, ale obie opcje są równie skuteczne i Move’y zdają egzamin. Ostatnia aktualizacja pozwoliła też na zabawę poza wirtualną rzeczywistością, a więc bez PlayStation VR. Rozwiązano to tak, że dalej mamy ściśle wyznaczone punkty kamery nad mapą, a wychyleniami kontrolera obracamy kamerę. Średnio wygodne, tym bardziej kiedy najmniejsze drżenie rąk trzęsie nam całym obrazem, ale da się grać. O swobodnym poruszaniu się nad planszą prawym analogiem niestety nie pomyślano.
Tethered świetnie łączy proste zasady z wymagającą uwagi i planowania rozgrywką, co sprawdza się na PlayStation VR. Do tego w przeciwieństwie do większości produkcji w wirtualnej rzeczywistości, nie kończymy tu zabawy po godzinie czy dwóch – tyle zajmie nam zaliczenie jakichś dwóch wysp. Ostatecznie dostajemy solidną strategię, którą warto poznać nawet bez gogli VR.
Gra recenzowana była na PS4 Pro
Ocena - recenzja gry Tethered
Atuty
- Proste zasady
- Wymagająca rozgrywka
- Muzyka
Wady
- Chciałoby się większej kontroli nad kamerą (bez PS VR)
Prosty w założeniach, a jednak wymagający RTS, który świetnie zgrywa się z wirtualną rzeczywistością.
Przeczytaj również
Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych