Recenzja: Call of Duty: Black Ops 3 Zombie Kroniki (PS4)
Jeżeli małym świętem dla fanów trybu zombie w Call of Duty nazywamy pojedyncze DLC, Zombies Kroniki powinny być co najmniej Bożym Narodzeniem. Treyarch wpadło na rewelacyjny pomysł przypomnienia o Black Ops 3 wszelkim miłośnikom FPS-ów. Nagle Infinite Warfare poszło w odstawkę, a Internet zawrzał, wyczekując premiery największego dodatku zombie.
Dostaliśmy remaster historii całego trybu na przełomie serii Call of Duty – od pierwszych map będących eksperymentami, aż do najświeższych wariacji, kiedy pomysł zyskał już sobie rzeszę fanów. Łącznie osiem odświeżonych lokacji potwierdzających fakt, że Treyarch zna się na zombie i dokładnie wie, czego pragną gracze.
Wliczając Zombies Chronicles, Black Ops 3 posiada już 14 grywalnych map. Najnowszy, bogaty w zawartość dodatek odświeżył następujące miejsca: Nacht der Untoten, Verruckt, Shi No Numa, Kino Der Toten, Ascension, Shangri-La, Moon oraz Origins. Weterani znają na pamięć wszystkie lokacje, niektórzy może kojarzą pojedyncze nazwy, a jeszcze inni przesiedzieli większość odsłon Call of Duty w trybie wieloosobowym, zabijając innych graczy w Dominacji. Zombie Kroniki są doskonałą okazją dla każdego, żeby poznać zremasterowane mapy z nieumarłymi.
Ogarnięci nostalgią gracze powinni jednak zastanowić się dwa razy nad zakupem. Na wstępie warto bowiem zaznaczyć, że nie jest to pełny remaster. Będąc bardziej konkretnym, można nazwać to starymi mapami dostosowanymi do warunków Black Ops 3. Mechaniki, sposób poruszania się oraz bronie pozostają twardo przy poprzedniej odsłonie Call of Duty. Czasami w zrzutach losowych przedmiotów udawało się znajdować klasyki pokroju M16, ale na ścianach dalej wiszą do kupienia obrysowane kontury KN-a, VMP czy Kudy.
To samo tyczy się samej rozgrywki. Wędrujemy przez podkręcone do HD stare mapy znane z World at War czy Black Ops, jednak najszybszym sposobem poruszania się dalej pozostaje ciągłe używanie wślizgu. Jeżeli ktoś miał przyjemność w poprzednim Call of Duty przetestować tryb Zombie, ten mniej więcej wie, czego się spodziewać. Żaden z tych aspektów nie wpływa aż tak negatywnie na odbiór nowego dodatku. Black Ops 3 pod kątem broni było bardzo różnorodne – już na samym początku pistolet RK5 potrafi ułatwić życie, dostępne na ścianach karabiny czy strzelby oferują szereg możliwości dla odmiennych stylów gry, a charakterystyczny dla nowych CoD-ów sposób poruszania się dodaje dynamiki.
Co jednak najważniejsze, mapy są rewelacyjne. Najbardziej fascynującą funkcją jest bez wątpienia ogrywanie poszczególnych lokacji po kolei. W jeden wieczór udało nam się przeżyć całą przygodę, od Verruct aż po Origins. Osoby przyzwyczajone do aktualnych scenariuszy rodem z Infinite Warfare, gdzie dominują humor, duże przestrzenie i mnóstwo easter-eggów, mogą być zdziwione, jak wyglądało to kilka lat temu.
Najlepiej zmiany te widać na przykładzie Nacht der Untoten, niemal klaustrofobicznej mapy z Call of Duty: World at War. Mamy tam mały, dwupiętrowy, zdemolowany budynek i raptem trzy pokoje do odblokowania. Zombie po prostu wysypują się z okien dokoła, a głównym celem jest przeżycie. Trzeba zabić jak najwięcej potworów, znaleźć sobie odpowiednie miejsce do obrony i zwyczajnie strzelać w głowy. Główną odmianą pozostają atuty, balonowe gumy dające nam rozmaite ulepszenia oraz skrzynia z losową bronią.
Kilka lat później światło dzienne ujrzało Black Ops 2, a razem z nim nowa mapa zombie – Origins. Nagle znajdujemy się w okopach. Nad głowami graczy chodzi ogromny robot, depcząc wszystko, co stanie na jego drodze. Pod tabelą wyników widnieje kilkanaście różnych znaczków odpowiedzialnych za różne aktywności. Mapa jest wręcz ogromna, naszpikowana osiągnięciami. Z jednej strony przejmujemy wieżyczki, które zaczynają przywoływać silniejsze zombie, a z drugiej – możemy poruszać się po lokacji na dachu opancerzonego pojazdu. Oczywiście już w World at War pomysły były liczniejsze, a sam tryb oferował znacznie więcej niż świetne na swój sposób Nacht der Untoten. Na tym przykładzie dobrze widać drogę, jaką przeszedł ten tryb w Call of Duty.
Sam remaster pod względem technicznym również zasługuje na pochwałę. Na pierwszy rzut oka zmienił się oczywiście wygląd. Mapy zostały dostosowane do warunków Black Opsa 3 i teraz prezentują się znacznie lepiej. Najbardziej wyraźną zmianą jest jednak warstwa audio. Ze słuchawkami na uszach, na mapach pokroju Kino der Toten czy Verruckt, można przeżyć przygodę rodem z Outlasta. Każde kolejne wychodzące zombie wydaje z siebie dźwięki znane z The Walking Dead. Dokładnie przy tym słychać ich ruchy, co w parze z okazjonalnymi ciemnymi korytarzami potrafi porządnie zbudować klimat.
Kiedyś zupełnie nie wyobrażałem sobie kupowania Call of Duty wyłącznie dla trybu zombie. Widywałem same wysokie poziomy, szukając losowych ludzi do ogrywania dodatków, i zastanawiałem się, jak można grać w kółko na tych samych mapach. W Black Ops 3 jest ich 14. Od małej i nastawionej na zabijanie hord zombie Nacht der Untoten aż po rozwinięte fabularnie Ascension. Będąc wyposażonym w poprzednie DLC, można dosłownie przebierać w możliwościach. Jeżeli już poznacie mapy i zaczniecie dochodzić do dalszych rund, warto się zorganizować, żeby spróbować speedrunów albo zacząć przeglądać setki wyzwań dostępnych w grze.
Zombies Kroniki to nie tylko rewelacyjny pomysł, ale również imponująca realizacja. Treyarch podeszło do tego remastera z wyraźną dbałością o szczegóły. Udało się nadać dodatkowego klimatu znanym już mapom i poprawić je pod względem wizualnym. Najnowsze DLC do trybu zombie to przepełniony zawartością dodatek idealny dla wszystkich miłośników kooperacji.
Ocena - recenzja gry Call of Duty: Black Ops 3 Zombie Kroniki
Atuty
- Różnorodność map
- Udany technicznie remaster
- Warstwa audio
- Easter-eggi
Wady
- Nowe bronie na starych mapach
Treyarch zabrało swoich najwierniejszych fanów w nostalgiczną podróż, czyniąc jednocześnie doskonałą okazję dla mniej doświadczonych, żeby nadrobić zaległości.
Przeczytaj również
Komentarze (6)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych