Reklama
Recenzja: Yonder: The Cloud Catcher Chronicles (PS4)

Recenzja: Yonder: The Cloud Catcher Chronicles (PS4)

Kacper Mądry | 20.07.2017, 10:57

Yonder: The Cloud Catcher Chronicles już przed premierą zostało okrzyknięte produkcją będącą kopią najnowszego The Legend of Zelda: Breath of the Wild – choć jedyne, co te gry mają ze sobą wspólnego, to podobnie wyglądające światy. Czym więc jest recenzowana produkcja?

Yonder: The Cloud Catcher Chronicles to połączenie kilku rozwiązań znanych z różnych gatunkowo gier. Twórcy wrzucają nas do wypełnionego zadaniami świata Gemei, gdzie przyjdzie nam pomagać okolicznym mieszkańcom, a przy okazji odkryć prawdę o samym sobie. Kraina, po której się poruszamy, nie jest może ogromnych rozmiarów, ale ma jedną wspólną rzecz z najnowszą Zeldą – jest wypełniona zawartością. Gemeia została zaatakowana przez złowrogi mrok, który zaczyna coraz bardziej spowijać całą wyspę. Gdziekolwiek nie pójdziemy, będzie czekało na nas zadanie w postaci oczyszczenia obszaru z mroku, czy… przyniesienia przedmiotów do NPC-a. Niestety, największą bolączką Yonder: The Cloud Catcher Chronicles jest to, iż większość zadań to fetch questy polegające na przyniesieniu 10 kamieni czy 5 kwiatków. Bardzo nad tym ubolewam, ponieważ choć różnorodność czynności do wykonania w produkcji studia Prideful Sloth jest ogromna, tak same zadania potrzebne do ukończenia gry są zwykłym przynieś, podaj, pozamiataj, co po kilku godzinach zaczyna potwornie nużyć. W grze nie ma możliwości atakowania kogokolwiek, więc jeśli liczycie na machanie mieczem i walkę z potworami – zapomnijcie. Tutaj liczy się tylko przyjaźń i dobro wobec innych istot.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jak już wspominałem, Yonder: The Cloud Catcher Chronicles czerpie dużo elementów z innych gier i, co najlepsze, doskonale wykorzystuje je na własne potrzeby. Jeśli będziemy mieli już dość powtarzalnych zadań, możemy zająć się tworzeniem naszej farmy. Stawiamy zagrody, zaganiamy do nich zwierzęta, a następnie rozbudowujemy przybytek. Co jakiś czas przychodzimy pogłaskać zwierzęta, a jeśli będziemy utrzymywali dobre stosunki z mieszkańcami wyspy (poprzez przynoszenie im odpowiednich podarunków), możemy ich zatrudnić do pomocy. Posiadanie farmy i dbanie o nią przynosi korzyści w postaci potrzebnych do ukończenia zadań surowców. To, jak nasze gospodarstwa prosperują, jest zależne również od tego, jak dużo zadań wykonaliśmy w danym obszarze na mapie. Jeśli więc postanowimy, że przyszedł czas na oczyszczenie mapy z mroku – zaprocentuje to w postaci szybkości produkowania surowców na farmie. W Yonder: The Cloud Catcher Chronicles wszystko jest ze sobą połączone. No, może poza zmiennymi porami roku, które wprowadzają jedynie efekt opadu śniegu w zimie.

Do usuwania mroku ze świata Gemei potrzebujemy pomocy małych chochlików, które są poukrywane po całym świecie gry. Czasem odnajdziemy je w stogu siana, a czasem pojawią się, gdy odbudujemy okoliczny pomnik. Im więcej ich posiadamy, tym więcej mroku możemy usunąć, więc z czasem nasza przygoda zamieni się w poszukiwanie małych stworzonek. Podczas takiej wyprawy zapewne odnajdziemy też znajdźki w postaci małych kotów, a przy okazji nazbieramy surowców, którymi potem będziemy mogli handlować, wymieniając je na inne towary. Dzięki nim zakupimy nowe stroje dla bohatera (lub bohaterki) albo wytworzymy inne potrzebne przedmioty.

W trakcie naszych przygód przyjdzie nam przemierzać tereny leśne oraz tropikalne. Odwiedzimy również piaszczyste pustynie i ośnieżone góry. Różnorodność świata jest jego wielkim plusem, szczególnie że gra w większości czasu chodzi płynnie, a bajkowa grafika potrafi zachwycić widokami (niestety nie ma możliwości wyłączenia efektu ziarnistości obrazu, którego osobiście nienawidzę). Przyznam, że już dawno nie widziałem tak pięknie wyglądających krajobrazów. Świat Yonder: The Cloud Catcher Chronicles jest cudowny i nawet podróże z jednego końca mapy na drugi nie dłużą się, ponieważ jest co podziwiać – a przy okazji po drodze natrafimy na pełno zadań oraz surowców do zebrania, które przydadzą się na potem. Szkoda tylko, że zadania fabularne i poboczne są tak powtarzalne i w pewnym momencie zaczynamy się irytować, że mając tak świetny świat i tyle różnorodnych mechanik, twórcy sprowadzili wszystko do „przynieś mi przedmiot x” co oznacza „znajdź przedmioty a, b i c, aby stworzyć x” – i tak w kółko. Kończy się to tym, że przez większość czasu latamy po mapie, (włączając Spotify w miejsce nieciekawej melodii z gry) i idziemy od zadania do zadania, z przerwami na wytwarzanie przedmiotów czy zabawę w łowienie ryb.

Yonder: The Cloud Catcher Chronicles mogło być o wiele lepszą produkcją. Twórcy mieli świetny pomysł na wymieszanie ze sobą kilku gier, jednak wszystko zepsuli nudnymi zadaniami. Nawet te polegające na zrozumieniu, dlaczego tak naprawdę znaleźliśmy się na tej wyspie, nie wyróżniają się niczym oryginalnym i nie zachęcają do odkrycia, co przygotowano w ramach fabuły. Sprawia to, iż produkcja staje się tytułem do odpalenia raz na jakiś czas tylko po to, aby zająć się gospodarstwem i porobić kilka zadań dla zabicia czasu.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Yonder: The Cloud Catcher Chronicles

Atuty

  • Przyjemna dla oczu grafika
  • Różnorodność świata
  • Dobrze wymieszane ze sobą elementy innych gier
  • „Oczyszczenie” wyspy z pomniejszych celów

Wady

  • Tragicznie słabe zadania od NPC-ów
  • Niepotrzebny efekt ziarnistości obrazu
  • Muzyka nie zachęca do zabawy

Yonder: The Cloud Catcher Chronicles to tytuł, w którym działają wszystkie elementy oprócz tego najważniejszego – ciekawych zadań. Ich powtarzalność rujnuje przyjemność płynącą z gry.

Kacper Mądry Strona autora
cropper