Recenzja: Surf World Series (PS4)
Surf World Series miało być zręcznościowym tytułem pozwalającym wykręcać na desce surfingowej nieziemskie akrobacje. Dostaliśmy jednak produkt, który lepiej ominąć i nie zaprzątać sobie nim nigdy głowy.
Surf World Series jawiło mi się jako mała produkcja, którą odpalę raz na jakiś czas, aby pozaliczać postawione przed nami wyzwania, jednocześnie słuchając sobie podcastów czy zerkając na film w tle. Niestety, tytuł ten szybko zaczął nudzić, a podstawowa mechanika surfingu – męczyć. Jednak nie wszystkie elementy są tutaj wykonane źle. Produkcja Climax Studios wita nas krajobrazem plaży, zapowiadając wodne szaleństwo. Do naszej dyspozycji oddano kilku surferów, którym możemy przebierać kąpielówki, koszulki czy całe jednoczęściowe stroje. Do tego pozostaje kilka wariantów naszej deski, a dodatkowo każdy z wymienionych elementów można umalować tak, jak się nam to podoba. Ilość opcji w zwykłym kreatorze zaskakuje i nastraja pozytywnie do dalszej gry, skoro tak mało znaczące rzeczy zostały dopieszczone. No, nie do końca. Pierwsze fale, jakie złapiemy, to te w specjalnie przygotowanym do tego basenie. Lokacja ta jest samouczkiem mającym przygotować nas do podbijania plaż na całym świecie, ale robi to z średnio skutecznie. Niektóre z zadań są tak fatalnie wytłumaczone, że umiejętność płynięcia w tunelu zamykającej się fali opanowałem przez przypadek dopiero podczas normalnej gry, musząc samemu zrozumieć, jak tego dokonać. Z drugiej strony mamy również akrobacje, które objaśniono na tyle prosto, że nawet osoby niemające na co dzień do czynienia z padem poradzą sobie bez większych problemów.
Gdy opanujemy już sterowanie, przechodzimy do gry właściwej. Czeka tu na nas tryb swobodnego surfowania oraz mistrzostwa podzielone na pojedyncze zadania. Możemy zatem w dowolnej chwili wskoczyć na plażę w Brazylii, Portugalii, USA, Australii czy RPA tylko po to, aby poćwiczyć własne umiejętności. Możemy to również zrobić w różnych warunkach pogodowych. Gdy już poczujemy się pewniej, rozpoczynamy liczne zadania, które od razu uświadamiają nas, że wcale nie umiemy surfować. Zaliczenie kilku pierwszych celów w Surf World Series było istną mordęgą. Nie wynikało to jednak z braku umiejętności, lecz z przedziwnej fizyki występującej w grze. Potrzebowałem dużo czasu, aby w miarę wyczuć moment, kiedy płynę z odpowiednią prędkością pozwalającą wybić się wysoko w powietrze i wykonać akrobację. Do tego dochodzą sytuacje, w których czasem fala zrzuci nas z deski, a czasem przenikniemy przez nią jak gdyby nigdy nic. Problem w tym, że sprawia to, iż stale nie jesteśmy pewni, czy to już „ta” prędkość lub czy się nie zderzymy się ze ścianą wody, a przez to cała frajda z sunięcia po ogromnych falach znika. Co nam po tym, że początek zabawy zaczyna się naprawdę zachęcająco. Szukamy jak największej fali, wskakujemy na deskę, kilka pierwszych zakrętów dla wczucia się i… znowu nam nie wyszło, bo nie jesteśmy w stanie sprawnie określić, czy to już odpowiedni moment, aby wybić się w powietrze.
Gdy jednak jakimś cudem trafimy idealnie w okienko, kiedy możemy rozpocząć akrobacje, to pokazuje się magia tej gry. Poprawne wykonanie kilku trików poprzez wciśnięcie odpowiednich klawiszy przed wyskokiem jest niezwykle satysfakcjonujące i gdyby ta mechanika zawsze sprawnie działała, mielibyśmy produkcje idealną do zagrania raz na jakiś czas, gdzie wywijalibyśmy niestworzone ewolucje. Niestety tak nie jest. Również gra z innymi osobami przez Sieć nie sprawia, że tytuł nagle zyskuje na „miodności”. Rywalizujemy z graczami o najlepszy wynik lub o to, kto najdłużej utrzyma się bez spadnięcia z deski. Po jakimś czasie tryb ten męczy tak samo jak w singlu, nie wnosząc żadnych dodatkowych atrakcji. Po prostu musimy pobić najwyższy wynik ustanowiony przez jednego z graczy. Czyli podobnie jak w kampanii – osiągnąć dany wynik. Tutaj jednak pozbawieni jesteśmy dodatkowych wyzwań, jakie stawia nam gra przy każdej planszy. Czasem musimy wykonać skok na kilka metrów, a czasem jechać w korytarzu zamykającej się fali. W przypadku trybu online na próżno szukać takich urozmaiceń.
W Surf World Series postanowił pobawić się technicznymi czarami i wybrał ładowanie lokacji za jednym zamachem. Oznacza to, iż na początku gry czekamy dość długo na odpalenie rozgrywki, aby następnie każde kolejne ładowanie było o wiele szybsze, ale... coś tutaj jest nie tak. Zdarza się, że i tak przydługie wczytywanie trwa nawet kilka razy dłużej niż zazwyczaj. Dzieje się to raz na jakiś czas i nie potrafię stwierdzić, co powoduje wydłużone loadingi. Odłączenie od Internetu również nie pomagało. W porządku natomiast wypada grafika. Widać twórcy wzięli sobie do serca komentarze pod zwiastunami „delikatnie” informujące, że to, co w grze najważniejsze, czyli woda, wygląda fatalnie. W finalnym produkcie styl artystyczny jest spójny i schludny. Jak na taką grę, postacie mają szczegółowe modele, a menusy są na tyle intuicyjne, że mogą być przykładem dobrego wykorzystywania kafelków w grach. Fantastycznie jest również dobrany przekrój utworów dostępnych w grze. Mamy tutaj piosenki z gatunku indie rock oraz kilka elektronicznych brzmień i wszystkie idealnie wpasowują się w klimat gry.
Otrzymujemy zatem produkcję o dobrej grafice, świetnej muzyce i… nieprzyjemnej mechanice surfowania. Twórcy polegli na najważniejszym elemencie, bez którego gra nie może dawać nam frajdy. A chyba o to chodziło, prawda?
Ocena - recenzja gry Surf World Series
Atuty
- Edytor postaci
- Styl artystyczny
- Muzyka
Wady
- Surfowanie jest niedopracowane
- Słaby samouczek
Wydać grę o surfowaniu i sknocić ten element? W takim stanie gra nie zdobędzie wielu fanów.
Przeczytaj również
Komentarze (0)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych