Recenzja: Tooth and Tail (PS4)
Tooth and Tail to ciekawa produkcja łącząca w sobie elementy arcade’ówki, gry tower defense oraz RTS-a, którą można uznać za duchową następczynie Folwarku Zwierzęcego – kultowej powieści Orwella. W świecie bez ludzi, to zwierzęta prowadzą ze sobą wojnę, a stawka jest prozaiczna – żarcie.
Podobnie jak orwellowski klasyk, fabuła Tooth & Tail przenosi nas w czasy przełomu XIX i XX wieku. Światem rządzą zwierzęta, wśród których wybuchła rewolucja i wojna domowa. Cztery frakcje prowadzące do boju armie, składające się między innymi z pijanych wiewiórek, lisów snajperów, dzików z miotaczami ognia czy skunksów używających broni chemicznej, ścierają się na śmierć i życie. Cel mamy bowiem jeden – mięso, ale żeby ktoś mógł ucztować, inny musi zostać zjedzony. Opowieść jest krótka, lecz dość oryginalna i przepełniona humorem, więc całkiem miło się ją śledzi. Została przy tym przedstawiona w angażujący sposób, ponieważ brak scenek przerywnikowych wymusza rozmowy ze zwierzakami zamieszkującymi główną norę/bazę, także dopiero z dialogów dowiadujemy się, o co chodzi. Całą historię poznamy, rzecz jasna, z perspektywy wszystkich czterech liderów frakcji, którzy, w zależności od okoliczności, walczą bądź sprzymierzają się ze sobą. Najczęściej jednak prowadzą wesołe pogawędki z podwładnymi, zbywając ich pretensje pustymi obietnicami oraz zachęcając do wytrwałości w nadchodzących bojach. W każdym razie element fabularny odgrywa w grze dość ważną rolę.
W Sieci można znaleźć opinie porównujące tę produkcję do RTS-ów, zwłaszcza do Starcrafta. Owszem, jest w tym trochę prawdy, lecz tytułowi w moim odczuciu bliżej do gier typu tower defense. Wprawdzie dostępne misje są bardzo zróżnicowane i mają wymagające zadania dodatkowe, lecz najczęściej chodzi o to, by zniszczyć młyny (ang. Griftmils; produkują jedzenie) przeciwnika, broniąc przy tym własnych. Waluta jest jedna – żywność. To dzięki niej stawiamy struktury obronne oraz koszary-nory, gdzie rekrutujemy nasze oddziały. Produkcja wymusza bardzo agresywny styl gry, nie dając zbytnio czasu na kompleksowe przygotowania. W każdym razie, podobnie do Zergów w Starcrafcie, jak najszybciej zbieramy armię i hajda na wroga – prosta, ale dająca wiele radości i satysfakcji zabawa, która mocno trąci arcade’ówką. Jest tak dlatego, gdyż gramy wyłącznie dowódcą armii, którym ganiamy po planszy, wydając podwładnym rozkazy ataku jedynie wtedy, gdy uznamy to za konieczne.
Jeśli ktoś nastawił się, iż dostanie pełnoprawną strategię czasu rzeczywistego, pewnie się rozczaruje, ale obecny w grze styl rozgrywki jest bardzo miodny i nie ma co narzekać. Przyczepiłbym się jedynie do zbyt wielkiego wpływu szczęścia na przebieg walk. Mapy generowane są losowo, co oczywiście samo w sobie należy zaliczyć jako plus, lecz sprawia też, że jedne misje są banalne, natomiast inne mogą napsuć krwi. Oprócz trybu fabularnego, gra oferuje również rozgrywkę przez Sieć oraz zabawę na podzielonym ekranie – obie opcje rządzą się własnymi prawami, ale w sumie ich rdzeń pozostaje taki sam. Grając z żywymi przeciwnikami również bawiłem się świetnie, zresztą gdy ich zabraknie, do akcji wchodzi całkiem sprawnie działająca sztuczna inteligencja.
Oprawę wizualną, jak na typowego indyka przystało, utrzymano w konwencji pixel-artu, czyli w stylu nawiązującym do „złotych” lat 90. Wprawdzie tytuł był tworzony raczej z myślą o pecetach, ale na dużym ekranie również prezentuje się dobrze, chociaż początkowo trzeba przywyknąć do małych jednostek, które czasem ciężko odróżnić od otoczenia. Zastrzeżenia mam jednak do drobnej czcionki w trakcie dialogów – owszem, na komputerze, gdzie siedzimy blisko ekranu jest wystarczająca, ale na dużym TV po prostu męczy oczy. Inna sprawa, że to bolączka wielu innych gier niezależnych przenoszonych na grunt PlayStation 4. Jednak o ile ktoś nie ma alergii na piksele, oprawa powinna przypaść mu do gustu, bowiem tworzy odpowiedni klimat i przywołuje nostalgię za tytułami sprzed wielu lat. Strzałem w dziesiątkę jest motyw muzyczny, który słyszymy po zakończeniu misji. Bez użycia słów rewelacyjnie podsumowuje, o co w tej całej walce chodzi.
Tooth and Tail ze zwierzętami skaczącymi sobie do oczu stanowi idealną propozycję dla osób szukających dynamicznych i wciągających, a przy tym prostych starć z nutą strategicznego myślenia. Wprawdzie gra tylko w niewielkim stopniu jest RTS-em, lecz mimo to spełnia wyznaczone przez twórców zadanie i pozwala wykazać się graczowi umiejętnościami szybkiego podejmowania decyzji w ogniu walki przeciwko wirtualnemu lub żywemu przeciwnikowi. Na krótką sesję ze znajomymi z Sieci bądź z kumplem na kanapie jak znalazł.
Ocena - recenzja gry Tooth and Tail
Atuty
- Pomysł na fabułę inspirowany Folwarkiem Zwierzęcym
- Szybkie, wciągające starcia
- Humor
- Tryb multiplayer pozwalający ścierać się aż sześciu armiom
Wady
- Trochę zbyt wiele zależy od szczęścia
- Czcionka podczas dialogów
- Pijane wiewiórki czasem niewidoczne na tle otoczenia
Znakomita, niezależna gra tower defense, ze zwierzakami w roli głównej. Zażarte i wciągające starcia, gdzie panuje jedna zasada – przegrana strona zostanie zjedzona.
Przeczytaj również
Komentarze (0)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych