Recenzja: The Evil Within 2 (PS4)
The Evil Within 2 to raczej jeden z ostatnich, jeśli nie ostatni przedstawiciel gatunku horrorów w kategorii AAA. I to właśnie dlatego warto dać tej grze szansę, chociaż powodów jest znacznie więcej.
The Evil Within 2 to bezpośrednia kontynuacja wartej uwagi, ale niezbyt docenionej gry z 2014 roku. Pierwsza część z jednej strony cechowała się ciekawym, acz nierównym klimatem, ale z drugiej – oferowała mocno toporną i archaiczną mechanikę, która potrafiła zniechęcić nawet największych entuzjastów gatunku. Nie będę jednak powtarzał tego, co Andrzej w swoim czasie napisał w recenzji, więc przejdę do sedna. Druga część jest lepsza, choć przenosi cały trzon pierwowzoru. Tyczy się to zarówno zastosowanych mechanik, jak i wątku fabularnego. Ponownie wcielamy się w Sebastiana Castellanosa, który po wydarzeniach z pierwszej części popadł w ciężką depresję. Ze swoimi problemami został sam, a dodatkowo okrzyknęli go wariatem. W takim stanie znajduje go Kidman, czyli funkcjonariuszka mająca swój udział podczas incydentu w Latarni. Informuje go, że jego córka Lily wciąż żyje. Żeby jednak móc ją odzyskać, musi ponownie wejść w świat koszmarów.
Fabuła w pierwszej części utrzymana była w formie niespodzianki, dzięki czemu całość zyskiwała na tajemniczości. W The Evil Within 2 twórcy postanowili pociągnąć wątek znany z poprzedniczki, więc to, co kiedyś zaskakiwało, teraz powiedziane jest na samym początku. W trakcie opowieści na jaw wychodzą kolejne szczegóły i to one stanowią o jej sile. Postacie są o wiele wyraźniej nakreślone, mają swój cel i przeszłość, a całość opiera się na czymś więcej niż typowe zagranie z horrorów rodzaju „wszedł i nie wyszedł”. Po raz kolejny mamy do czynienia z miszmaszem gatunkowym, ale mi się ta mieszanka spodobała. Jest tutaj trochę Resident Evil ze złą korporacją i eksperymentami, ale też trochę Silent Hilla z całym szaleństwem, melancholią i mrokiem. Trafimy na wiele ciekawych postaci, wśród których nie zabraknie fanatyków religijnych, matek zabijających podczas karmienia czy niespełnionych artystów poszukujących piękna w śmierci. Do tego wszystkiego dodajmy wiele emocji i mamy coś, co zwyczajnie trzeba poznać. Należy jednak mieć na uwadze, że bez znajomości pierwowzoru może nam coś umknąć, zwłaszcza w chwilach, kiedy postacie wspominają wydarzenia z „jedynki”. Dla fanów pierwszej części przygotowano też kilka atrakcji, więc jak najbardziej warto ją znać.
To, co jeszcze stanowi o wysokiej jakości The Evil Within 2, to styl artystyczny ujęty w bardzo dobrej oprawie graficznej. Świat, który przemierzamy, zmienia się wraz z kolejnymi wydarzeniami. To sprawia, że często lądujemy w różnych miejscach. Zaczyna się dość typowo, kiedy to trafiamy do obskurnych miejskich lokacji, ale szybko się to zmienia na rzecz surrealizmu i miejsc z najbardziej pogiętego umysłu. Niektórym może przeszkadzać to, że klimat często się zmienia, podobnie jak było w moim przypadku w niektórych sytuacjach. Po namyśle dochodzę jednak do wniosku, że jest to na tyle świetnie zrealizowane, że nie psuje całego konceptu, a po prostu sprawia, że czujemy się niemal tak samo zagubieni jak protagonista. Artyści pracujący nad projektami lokacji spisali się na medal, bo niejednokrotnie wpadałem w zachwyt oglądając niektóre z miejscówek – szczególnie te z końca gry, kiedy deweloper mógł pozwolić sobie na więcej. Świetnie zaprojektowano również maszkary, z którymi walczymy – zarówno te mniejsze, jak i te większe. Większość z nich przypomina ludzi, ale zdarzają się też tacy, którym do tego daleko, np. chodzący zlepek zwłok i kolczastych drutów czy wielki pająk z rękami zamiast odnóży. Znów na myśl przychodzi Silent Hill ze swoimi świetnymi projektami potworów.
Jeśli chodzi o charakter rozgrywki The Evil Within 2, mamy tu do czynienia w zasadzie z tym samym, co dostaliśmy w części pierwszej. Przez większość czasu się skradamy, bo najlepszym sposobem na pozbycie się przeciwników jest zakradnięcie się do nich od tyłu i kilkukrotne wbicie noża w zniekształcone głowy. W skrajnych sytuacjach dochodzi do otwartych starć i wtedy jest znacznie trudniej. Przeciwnicy są szybcy, a strzelanie z broni palnej – niełatwe. Dodatkowo często brakuje amunicji, choć możemy ją sobie wytworzyć w odpowiednim warsztacie. Mamy wiele możliwości, np. zastawianie pułapek, które na jakiś czas unieruchomią przeciwników lub nawet zlikwidują całą ich grupkę. Możemy też wykorzystać otoczenie i rozlać wodę, a gdy paskudy znajdą się w kałuży, strzelić bełtem elektrycznym, sprawiając, że wszystkie padną w jednym momencie. Z zabitych przeciwników otrzymamy żel, który możemy później wykorzystać do ulepszenia naszych umiejętności – dzięki temu sprawniej będziemy posługiwać się bronią i wytrzymamy więcej obrażeń, choć to tylko przykłady. Możliwości w skradaniu się i likwidowaniu przeciwników jest naprawdę sporo, co tylko udowadnia, jak bardzo atrakcyjne mechaniki gra ma do zaoferowania. Jedynym, co mi przeszkadzało, to wolny bieg bohatera i okazyjne problemy z celowaniem – ale tyczy się to jedynie kuszy.
Znaczącą różnicą w stosunku do pierwowzoru jest bardziej otwarta struktura plansz. Wiele czasu spędzamy w mieście, skąd możemy się dostać do kolejnych lokacji. To właśnie tamtejsze ulice dają więcej możliwości w eksploracji. Do dyspozycji mamy też specjalny transmiter, który zaprowadzi nas do pobocznych wątków. Zwykle polegają one na dotarciu do danego miejsca i odsłuchaniu dialogu z przeszłości. Są również momenty, w których będziemy zmuszeni zrobić coś więcej – zawsze jednak wiąże się to z atrakcyjną nagrodą. Jeśli więc obawiacie się otwartego świata z masą pierdółek do znalezienia – niepotrzebnie. Otwarte obszary nie są ani porażająco duże, ani wypełnione wieloma aktywnościami. Służą po prostu jako sposób na dostanie się do nowych miejsc oraz ewentualnie do zdobycia ulepszeń. Wykonanie jednego z takich zadań umożliwiło mi korzystanie ze skrzyń, które wcześniej były zamknięte. Gdyby tego było mało, do dyspozycji mamy też strzelnicę na wzór tej z gry Resident Evil 4. Za osiąganie wysokich wyników w dwóch dostępnych trybach możemy zdobyć surowce do ulepszeń czy klucze do szafek z dodatkowymi przedmiotami. Podczas recenzowania The Evil Within 2 skupiałem się na wątku głównym, ale okazyjnie odbijałem na bok, aby zdobyć coś coś więcej. Tu pojawia się kolejna zaleta gry, czyli długi czas zabawy – w ten sposób do ostatniego bossa dotarłem w 25 godzin.
Wiecie już, że The Evil Within 2 cechuje świetna stylistyka. Obok tego i świetnie skonstruowanej mechaniki, mamy też genialny klimat. Wspominałem wcześniej, że jest zróżnicowany, choć mówienie o tym wprost wiązałoby się z ujawnianiem treści fabularnej. Mogę tylko zapewnić, że jako długoletni fan gatunku czułem się jak w domu. W zasadzie od dłuższego czasu nie spotkałem się z czymś podobnym. Twórcy umieją zbudować atmosferę do tego stopnia, że niejednokrotnie poczułem autentyczny niepokój, zwłaszcza jeśli do gry przysiadłem nocą ze słuchawkami na uszach. Ważną rolę odgrywa tutaj oczywiście udźwiękowienie, które stoi na najwyższym poziomie – przez zjawę nucącą swoją upiorną melodię dostawałem gęsiej skórki. Temu wszystkiemu towarzyszy świetna ścieżka dźwiękowa, odpowiednio zmieniająca nastrój i dająca o sobie znać w odpowiednich momentach. Mamy tu do czynienia nie tylko z utworami rodem z najgorszych koszmarów (choć nie jest to poziom Yamaoki), ale również bardziej melancholijnymi, mającymi oddziaływać na emocje. Dodatkowe oklaski należą się za umieszczenie klasyka w postaci „Clair de lune” Debussy’ego, który obecny był również w pierwszej części.
The Evil Within 2 to klasyka gatunku w nowoczesnej oprawie. Od strony technicznej mogło być lepiej, bo płynność ogranicza się do 30 klatek na sekundę, a czasem zdarzają się tekstury gorszej jakości. Niemniej jest to gra jedyna w swoim rodzaju, bo takich się już nie tworzy, a na pewno nie w głównym nurcie. Resident Evil za bardzo zmieniło charakter, serii Silent Hill już nie ma, a reszta horrorów to twory niezależne – pomijając nieco zapomniane Obcy: Izolacja. Fanom gatunku gorąco polecam, bo to co najmniej 15 godzin świetnej zabawy w wyśmienitej atmosferze. Do tego dodajmy jeszcze fabułę, która może zawstydzić The Last of Us. A gdyby nie wystarczył Wam wątek podstawowy, pozostaje jeszcze tryb Nowa Gra+, do którego przechodzą ulepszenia, zdobyte przedmioty i nowe stroje, ale wszystko to na tym samym lub niższym poziomie trudności. Oprócz tego możemy sięgnąć po tryb klasyczny, w którym nie możemy dokonywać ulepszeń ani korzystać z autozapisu. Jeśli kręcić nosem, to tylko od smrodu gnijących zwłok!
Ocena - recenzja gry The Evil Within 2
Atuty
- Wciągająca rozgrywka dająca wiele możliwości
- Wyśmienity styl artystyczny i klimat
- Ścieżka dźwiękowa i udźwiękowienie
- Półotwarta struktura świata
- Długi czas zabawy
- Ciekawa, emocjonująca fabuła
Wady
- Powolne poruszanie się bohatera
- Od strony technicznej mogło być lepiej
Jeśli uważacie się za fanów horrorów, zwłaszcza jeśli chodzi o klasykę survival horroru, to The Evil Within 2 jest dla Was. Dostajemy wyśmienitą atmosferę, wciągającą rozgrywkę w półotwartym świecie i fabułę, która nie tylko angażuje, ale potrafi też wzruszyć.
Przeczytaj również
Komentarze (23)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych