Recenzja: Star Wars Battlefront 2 (PS4)
Star Wars Battlefront 2. Prawdopodobnie największe samobójstwo marketingowe Electronic Arts od dawna. Gra, na którą czekały miliony, będąca aktualnie pod nawałem krytyki. Tytuł, w który gra się znacznie lepiej niż w poprzedniczkę, ale... z którym nie chce się spędzać zbyt dużo czasu. Zapraszam do recenzji najdziwniejszej kontynuacji tego roku.
Pierwsza część Star Wars Battlefront, z powodu ogromnych oczekiwań, pokładanych w niej nadziei nie spełniła. Tytuł zmagał się od początku z wieloma głosami krytyki, wytykającymi grze DICE braki i dziwne decyzje w kwestii mechaniki. Brak kampanii, kompletne zignorowanie kooperacyjnej rozgrywki, fatalny system żetonów, budzący wątpliwości dobór bohaterów czy wymóg płacenia za nowe mapy – listę zarzutów może każdy sobie wydłużyć, ja dorzucę do tego prostacki gunplay, który powodował po prostu brak jakichkolwiek emocji w sieciowych potyczkach. Gra w czasie premiery mogła się pochwalić jedynie klimatem Gwiezdnych wojen i oprawą audiowizualną, która była (i nadal jest!) olśniewająca.
DICE przy produkcji Star Wars Battlefront 2 miało do wyboru dwie ścieżki – albo nie zmieniają w mechanice gry praktycznie niczego, tworząc tytuł bogatszy w zawartość, albo biorą do siebie całą krytykę, jaką zebrała ich gra, i poprawiają to, co nie działało, dodając przy okazji brakujące (jak kampania) elementy. Po pierwszych zapowiedziach wydawało się, że innych opcji nie ma i stworzenie kontynuacji idealnej to coś prostego. Jednak Szwedzi postanowili mnie negatywnie zaskoczyć i wybrać trzecią drogę – uzupełnić braki i poprawić to, co funkcjonowało źle, psując jednocześnie to, co działało dobrze (a za dużo tego na początku nie było).
Od pierwszych zapowiedzi EA starało się przekonać wszystkich swoim marketingiem, że gra jest trzy razy większa od poprzedniczki, co ostatecznie jest niezłą ściemą, bo tak faktycznie to jedyną nowością jest fabularna kampania, którą kończy się w okolicach czterech, może pięciu godzin. Kampania, która jest najzwyczajniej w świecie poprawna. Jej zadaniem było powiązanie starej trylogii z tą najnowszą. Disney pobłogosławiło pomysł doklejając metkę "zgodne z kanonem", do napisania scenariusza zatrudniono z pozoru odpowiednie osoby i oddano tryb w całości ekipie EA Motive, by DICE przypadkiem nie klepnęło nam czegoś tak nudnego jak kampania w Battlefield 1. I tutaj się udało – nudno nie jest. Most, który kampania buduje, ma solidne fundamenty, ale całość zrobiono wyjątkowo bezpiecznie (nie żeby kogoś to miało dziwić przy EA i disneyowskim podejściu pt. "zero kontrowersji, maksimum bezpieczeństwa"). Nie mamy tu praktycznie żadnych scen zbudowanych od zera (poza, bodajże, dwoma), wrzucając wszystko w znane i akceptowane scenki z historii świata Gwiezdnych wojen, do czego doklejono postać Iden Versio.
I ktoś może zapytać – to gdzie ten zawód? Otóż żadna z misji nie powoduje opadu szczęki, żadna z nich niczym się nie wyróżnia. Żadna nie sprawi, że za kilka miesięcy, zapytany o kampanię, odpowiem, że ta i tamta scenka z którejś tam misji zapadła mi w pamięć i w singla Battlefronta 2 trzeba zagrać. Jest po prostu ok – czyli za mało jak na tę markę. Bo Star Wars to przede wszystkim kwestie wizualne i rozmach przedstawionych scen. A tego tutaj brakuje. Kampanię jednak zaliczyć warto, bo jest różnorodna i pozwala w naturalny sposób poznać rozgrywkę poszczególnymi bohaterami, co przydaje się już w sieciowej rozgrywce.
Tu zatrzymam się na chwilę przy rodzimej wersji gry. Gdy polski oddział Electronic Arts udostępnił fragmenty nagrań ze studia, od razu pojawiły się głosy pełne krytyki. Według wszystkich naokoło polski dubbing był fatalny i nic nie miało tego zmienić – a jednak. Ku wielkiemu zaskoczeniu polskie głosy wypadają pozytywnie. Oczywistym jest, że polska wersja nie ma w ogóle startu do oryginału, ale aktorzy postarali się i dzięki pracy włożonej w obróbkę, efekt końcowy pozytywnie mnie zaskakuje. Są oczywiście słabsze momenty, zwłaszcza przy postaciach pobocznych w kampanii, ale główni aktorzy (czyli głosy herosów i złoczyńców) z powierzonym im zadaniem poradzili sobie bez dwóch zdań. Szkoda, że ciut gorzej wypada polska czcionka w menu głównym, gdzie ktoś postanowił zajumać polskie znaki i zamiast tego mamy krzaczki. Nie wiem, jak to mogło w ogóle przejść przez testy.
Drugi filar narzekania przy poprzedniej odsłonie – zawartość offline i kooperacja. W Star Wars Battlefront zostało to uzupełnione kolejnymi aktualizacjami, tutaj oferuje trochę więcej już na start. Każda ze stron konfliktu ma osiem misji, które możemy rozegrać w kooperacji. Możemy też powalczyć przeciwko sobie w małym PvP, więc jakaś forma zabawy się pojawia. Tylko że misje są za krótkie (nawet na wyższych poziomach trudności) i dodatkowo – mają nałożony dzienny limit zdobytych kredytów. Tak, dobrze widzicie. Dziennie można zdobyć TYLKO 500 kredytów, co przekłada się na przykład na zaliczenie pięciu misji na najłatwiejszym poziomie trudności. Moja pierwsza myśl – komuś coś się pomyliło. Moja druga myśl – ktoś upadł na głowę lecąc z rowerka. Staram się zrozumieć tłumaczenie DICE, że ograniczenie służyć ma zachowaniu balansu gry. Jak? Ograniczając możliwość farmienia kredytów, za które kupuje się skrzynie z losową zawartością. Jednak z racji tego, że skrzynie można kupić za prawdziwą kasę, to ostatecznie odebrano niepłacącym dodatkowo możliwość podjęcia jakiejś sensownej rywalizacji z tymi bogatszymi.
Mikrotransakcje, skrzynki z losową zawartością i totalnie zepsuta ekonomia gry...
Star Wars Battlefront 2 jest grą, w którą gra się dobrze, ale nie chce się w nią grać dłużej. DICE postanowiło zbudować kosztującą nas pełną kwotę grę AAA wokół designerstwa rodem z mobilnych produkcji F2P. Skrzynie z losową zawartością stały się chłopcem do bicia, bo są najbardziej widoczne, ale podstawowym problemem jest po prostu fatalna ekonomia gry, która niszczy jakiekolwiek poczucie progresu. Poprzednia odsłona operowała na niezbyt udanym systemie kart ze zdolnościami, które mogliśmy kupować za kredyty. Te wypadały w sensownych ilościach po końcu rundy (zasada była prosta – ilość otrzymanych kredytów = 10% wyniku w trakcie rundy), co nawet przy chowaniu umiejętności za kartami pozwalało nam zachować poczucie postępu i sprawiedliwego zaangażowania, jeśli chcieliśmy dostać coś lepszego.
W Star Wars Battlefront 2 postanowiono drastycznie obniżyć otrzymywane kredyty. Normą jest zakres 200-400 kredytów po jednej rundzie Galaktycznego Szturmu. Kredyty są przyznawane przede wszystkim za czas spędzony w grze, w nikłym stopniu zależą od tego, jak sobie radzimy. Możemy więc całą mapę przesiedzieć pod głazem i dostać 200 kredytów, a możemy też wejść w połowie gry i wymiatać, dostając na koniec 100 kredytów. Nie, to nie ma sensu. Właśnie to w połączeniu ze skrzynkami, do których wrzucono losową zawartość kosmetyczną i – przede wszystkim – ulepszenia, powoduje, że gra staje się niczym innym jak ładnie ubranym P2W. Skrzynki kupujemy za kredyty (3,000-4,000 kredytów) albo za kryształy, które najszybciej zdobywamy płacąc prawdziwą kasą. Osoba, która zdecyduje się wyłożyć gotówkę od razu, nabiera gigantycznej przewagi, wystarczy, że wypadną jej karty ulepszenia na najwyższym poziomie i ktokolwiek bez ulepszeń nie ma z nimi szans. To widać najlepiej w trybie Bohaterowie i Złoczyńcy, gdzie walczymy tylko bohaterami. Tam bez ulepszeń będziemy zabijani co kilka sekund.
Ktoś tu doda, że przecież są wyzwania. Owszem, są. Z początku nawet gra hojnie nas nagradza zaliczaniem ich na lewo i prawo, ale robi to w ten sam sposób, co najbardziej męczące fritupleje. Dostajemy sporo nagród na początku, by szybko nas od tego odciąć, oferując nic innego jak żmudny grind w niesprzyjającym środowisku, w którym, mając pecha lub nie chcąc wydawać gotówki, jesteśmy na straconej pozycji. Bo tu nie ma szans, żeby umiejętności gracza wygrały z kimś, kto zapłaci za to, by mieć mocniejszą postać.
Najgorsze jest jednak to, że Star Wars Battlefront 2, poza tą fatalną ekonomią, oferuje znacznie lepszą rozgrywkę niż poprzednia odsłona. Poprawiony gunplay wreszcie sprawia przyjemność i nie nudzi. Podział na cztery klasy podstawowe sprawia, że na polu walki wreszcie istnieje różnorodność i współpraca potrafi urodzić się nawet z losowymi ludźmi. Wywalenie idiotycznych żetonów z pojazdami, bohaterami i specjalnym ekwipunkiem jest ogromnym krokiem naprzód. Teraz każdy z tych elementów wybieramy sami, jeśli uzbieramy wystarczająco dużo punktów. Mówiąc wprost – jesteś dobry, to w nagrodę możesz zagrać bohaterem. Ci są odpowiednio silni i w porównaniu do poprzedniczki – ich wybór ma sens. Mamy tu autentycznie ikonicznych bohaterów z każdej trylogii. Mogę się spierać, że jest ich za mało (bo tylko po siedmiu na stronę), a po Jasnej Stronie Mocy mamy zbyt mało Jedi, ale... gdy zacząłem się zastanawiać, kogo wyrzuciłbym z gry za chociażby Qui Gon Jinna – nie wiedziałem. Han Solo, Luke, Yoda, Chewie, Leia, Palpatine, Darth Maul, Kylo Ren czy Bobba Fett to wybór, który po prostu się obroni.
Dobór map w Star Wars Battlefront 2 też uważam za odpowiedni, chociaż tak jak wyżej – jest ich za mało. Zwiedzimy Tatooine, Kamino, Hoth, Kashyyyk, Naboo, Takodanę czy Jakku. W przypadku niektórych map widać recykling tego, co było już zrobione, ale postarano się, by te uczucie pojawiało się jak najrzadziej. Trybów gry mamy tylko pięć, co wypada trochę biednie. Ale i tak większość spędza czas w Galaktycznym Szturmie. Z tym trybem mam ten problem, że zbyt dużo w nim nieinteresujących map/misji. Hoth, Kashyyyk czy Kamino bronią się same, ale gdy przychodziło mi grać na Takodanie czy Naboo – odechciewało mi się wszystkiego. Mapy zupełnie nijakie, misje bez balansu lub potrafiące skończyć się przy pierwszym punkcie (Takodana). Znacznie lepiej wypada za to przebudowane latanie pojazdami oraz tryb Natarcia Myśliwców. Widać, że Criterion do serca wzięło sobie uwagi o słabym modelu latania, który nie sprawiał trudności i trzymał nas na smyczy. Teraz lata się znacznie lepiej i wyjątkowo swobodnie, dzięki czemu wreszcie pojedynki w kosmosie robią odpowiednie wrażenie. Boli jednak, że to tylko jeden tryb oferujący tak niewiele map.
W Battlefronta grałem na PS4 Pro, co pozwoliło mi cieszyć oko najwyższą jakością grafiki bez spadków płynności. I tu przyznaję – jestem pod gigantycznym wrażeniem. Star Wars Battlefront 2 w kwestii oprawy wizualnej to zdecydowanie absolutny top tej generacji. Mapy w Star Wars Battlefront były ładne, ale... wyjątkowo plastikowe. Mogliśmy czuć się jak pionek biegający po makiecie. Kontynuacja dokłada nam mnóstwo efektów graficznych, które nadają niesamowitego klimatu. Bez padającego deszczu Kamino nie byłoby tak piękne wizualnie. Śniegowa atmosfera na Hoth podczas jazdy na tauntaunach sprawia, że czujemy się jak w filmie. Wpakowanie na mapy ogromnej liczby obiektów i dorzucenie różnych pór dnia z rozbudowanym oświetleniem czynią atak na Kashyyyk zapierającym dech w piersiach doświadczeniem. Nie wiem tylko, dlaczego oprawa dźwiękowa wypada gorzej niż w poprzedniej odsłonie. Tak jakby efektom brakowało mocy, co słychać najlepiej w przypadku implodera, który dużo stracił ze swojego powera dźwiękowego.
Nie wiem, jak cała ta burza wokół Star Wars Battlefront 2 wpłynie na ekonomię gry i jak EA ma zamiar wspierać tytuł w najbliższej przyszłości. Mam szczerą nadzieję, że doczekamy się solidnego planu naprawy ekonomi, bo bez tego tytuł jest po prostu męczący, niesprawiedliwy i odbiera nam całą radość z gry. Aż żal patrzeć, jak wszystkie dobre zmiany DICE są zabijane przez tak chamskie wymuszenie grindu i kuszenie nas łatwym rozwojem postaci za kupno skrzynek, które najszybciej zdobędziemy za prawdziwą kasę. Nie dajcie się więc zwieść głosom, że zawartość schowana za ohydnym grindem i w skrzynkach nie ma wpływu na grę. Ma. I to ogromny. Bez zmian Star Wars Battlefront 2 pozostanie niestety największym zawodem 2017 roku.
Gra recenzowana była na PS4 Pro.
Tytuł do recenzji dostarczył nam wydawca gry.
Ocena - recenzja gry Star Wars: Battlefront II (2017)
Atuty
- Oprawa graficzna
- Dobór bohaterów i podział na klasy postaci
- "Feeling" strzelania jest znacznie lepszy od poprzedniczki
- Część map jest wyjątkowo ładna i udana, ale...
Wady
- ...równie dużo jest nijakich map i operacji
- Kompletnie zepsute ekonomia i uczucie postępu w grze
- Brak możliwości dołączenia do wybranych map
- Kampania bez zapadających w pamięci scen
Star Wars Battlefront 2 to przykład, jak nie wykorzystać z pozoru prostej formuły do stworzenia kontynuacji. DICE postanowiło naprawić to, co nie sprawdzało się w "jedynce", psując jednocześnie to, co w pierwszym Battlefroncie działało dobrze. No i ta ohydnie zepsuta ekonomia gry...
Przeczytaj również
Komentarze (35)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych