Recenzja: Star Ocean: The Last Hope 4K & Full HD Remaster (PS4)

Recenzja: Star Ocean: The Last Hope 4K & Full HD Remaster (PS4)

Patryk Dzięglewicz | 04.12.2017, 12:48

Star Ocean: The Last Hope jest prequelem całego sześcioczęściowego już cyklu gier jRPG, opowiadającego o początkach podboju kosmosu przez ludzi. Pierwotnie wydany kilka lat temu na konsolach poprzedniej generacji, po generalnym liftingu powrócił właśnie do sprzedaży. Czy na PlayStation 4 tytuł ten zachował swój dawny czar?

Gdy ładny szmat czasu temu PS3 zawitało do mojego domu, Star Ocean: The Last Hope było jedną z pierwszych gier na liście do zdobycia. Wielu recenzentów odradzało mi zakupu, twierdząc, że jest gniotem jakich mało, i krytykując każdy aspekt gry. Osobiście jednak nie dałem im wiary i z przyjemnością pozwoliłem się wciągnąć w wykreowany świat. Widocznie wbrew czarnemu PR-owi wiele osób żywiło podobne jak ja uczucia, skoro Square Enix postanowiło wydać odnowioną wizualnie wersję gry na PlayStation 4.

Dalsza część tekstu pod wideo

Star Ocean: The Last Hope #1

Skoro minęło już tyle lat, przypomnijmy sobie najpierw fabułę. Pomimo iż The Last Hope oficjalnie stanowi czwartą część serii, opisuje wydarzenia sprzed głównego cyklu. W drugiej połowie XXI wieku wybuchła trzecia wojna światowa i w ruch poszły rakiety nuklearne. Ziemia zamieniła się w wypaloną pustynię, a resztki ludzkości zmuszone zostały do zejścia pod jej powierzchnię. Pozostałe surowce zużyto na poszukiwanie nowej planety zdatnej do życia oraz stworzenie odpowiedniego napędu, by tam dolecieć. Trzydzieści lat po wojnie piątka gwiezdnych okrętów stała już gotowa do podróży poprzez odmęty kosmosu, a na jednym z nich, Calnusie, służy właśnie para młodych bohaterów – młodzieniec Edge Maverick oraz dziewczyna Reimi Sajonji. Niestety nie wszystko idzie zgodnie z planem i Calnus zalicza naprawdę twarde lądowanie na planecie Aeos. Ponadto nowy świat okazuje się wcale nie tak gościnnym miejscem, jak się na początku wydawało.

Oczywiście wizyta w raju to tylko nieśmiały wstęp do ciekawej space opery, podczas której sami będziemy dowodzić statkiem, zbierzemy plejadę różnorodnych postaci, odwiedzimy nieznane planety, a na sam koniec uratujemy wszechświat. Schemat stary jak świat, ale w tej grze sprawdza się naprawdę dobrze. Główne wydarzenia zostały opowiedziane dość konkretnie, bez rozbijania na niepotrzebne wątki czy budowania napięcia w błahych sprawach. Scenariusz niektóre kwestie wydaje się traktować pobieżnie, ale to tylko pozory, bowiem wiele rzeczy zostało szerzej wyjaśnionych w dostępnej encyklopedii albo w trakcie tzw. Private Actions (scenek rodzajowych). Wprawdzie dzisiaj takie rozwiązania są już archaiczne i graczom nie chce się specjalnie przedzierać przez ściany tekstu czy wyłuskiwać informacje ukryte między wierszami trywialnych dialogów, mnie jednak cała historia ponownie wciągnęła, zwłaszcza że odkrywałem nowe smaczki, których jakoś wcześniej nie zauważałem. Można na upartego przyczepić się kliszowatych do bólu bohaterów, lecz każdy z nich jest na tyle unikatowy z charakteru i wyglądu, by zbytnio nie narzekać – jak chociażby urocza kocia lolitka Meracle, skrzydlata Sarah, układny Faize lub złowrogi Arumat. Jedni wnoszą do rozgrywki humor i koloryt, od innych celowo wieje chłodem. Szkoda tylko, że fabuła w remasterze nie została wzbogacona o nowe wątki, ale takowych raczej nikt nie oczekiwał.

Star Ocean: The Last Hope #2

Cała inwencja twórców poszła za to w poprawę jakości oprawy graficznej, choć przyznać trzeba, iż pod tym względem Star Ocean: The Last Hope na PS3 zaliczało się do czołówki gier jRPG wydanych na ten sprzęt. Odnośnie PlayStation 4 tak dobrze już nie ma, lecz i tak gra niesamowicie wyładniała. Najwięcej zmian zobaczą rzecz jasna posiadacze PS4 Pro, bowiem dla nich przygotowano rozdzielczości 4K i Ultra HD do wyboru, ale posiadacze zwykłej czwórki również zauważą znaczną różnicę przy zwykłym Full HD. Ponadto zdecydowano się na ruch mało spotykany w grach konsolowych, dając graczom możliwość grzebania w ustawieniach graficznych na modłę pecetowych produkcji. Wprawdzie ilość opcji nie poraża, lecz te kilka rozwiązań antyaliasingowych FXAA3, cieniowanie, stopień rozmycia (bądź jego brak) obrazu, odległość rysowania obiektów czy jakość tekstur i tak dalej potrafią sprawić wizualne cuda. Niestety nie ma róży bez kolców i aktywując wszystkie to opcje, trzeba liczyć się z okazjonalnymi spadkami animacji. Mimo iż gra oferuje płynne 60 klatek, musimy wybierać pomiędzy wydajnością a jakością, co wiąże się z wyłączeniem niektórych „upiększaczy”. Osobiście uważam jednak, iż lepiej postawić na płynność, bo dostępnymi ustawieniami, jakiekolwiek by nie były, i tak nie zamaskujemy faktu, iż gra pochodzi z poprzedniej epoki, ale to już osobisty wybór każdego z Was. Z drugiej strony należy pochwalić deweloperów, że pozwoli nam dostosować sobie oprawę wizualną do własnych preferencji. Muzykę i grę aktorów pozostawiono natomiast po staremu, nie tworząc nowych aranżacji, co w przypadku dubbingu angielskiego dla niektórych graczy będzie wadą, bowiem już w oryginalnym wydaniu ten był ostro krytykowany, chociaż mnie przypadł całkiem do gustu.

Star Ocean: The Last Hope #3

Pozostałe elementy produkcji nie uległy żadnym zmianom, chociaż pewne poprawki byłyby wskazane. Nadal jest to jRPG akcji nastawione na widowiskowe, niesamowicie dynamicznie walki czteroosobowej drużyny z przeciwnikami. Zastosowany system wciąż jest niemal identyczny jak ten zastosowany w serii Tales, a przy tym podobnie jak on sprawia masę radości i daje multum możliwości do zagrywek taktycznych oraz efekciarskich ataków specjalnych. Zastosowano tutaj zasadę „jeśli coś działa, nie naprawiaj”, aczkolwiek oczekiwałem rozwiązania trzech irytujących spraw: szybkości ładowania starć, przyjemniejszych sesji treningowych w symulatorze (battlenet) oraz zbyt opartych na szczęściu walk z bossami – lecz się tego nie doczekałem. Również czasy ładowania kolejnych lokacji, mimo ich skrócenia, nadal trwają trochę za długo. Natomiast wciąż bawi bardzo rozbudowany system tworzenia nowych przedmiotów, przekraczający nawet to, co można spotkać w serii Atelier.

Star Ocean: The Last Hope #4

Suma summarum, pomimo kilku drobnych zgrzytów, zremasterowane Star Ocean: The Last Hope należy ocenić pozytywne. Chociaż osoby, które grały już na PS3, nie znajdą tu nic nowego dla siebie, pojawienie się odnowionej wersji stanowi gratkę dla graczy, których z różnych powodów ominęła ta przyjemność. Do zakupu zachęca całkiem rozsądna cena 89 zł, więc naprawdę warto spróbować.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Star Ocean: The Last Hope (2017)

Atuty

  • Rozdzielczość 4K (PS4 Pro).
  • Swoboda dostosowywania opcji graficznych
  • Rozsądna cena.
  • Wciąż wymagająca i wciągająca rozgrywka

Wady

  • Włączenie wszystkich opcji graficznych skutkuje spadkami animacji
  • Niektóre niedociągnięcia z przeszłości wciąż wymagają poprawy
  • Od czasu do czasu mignie gdzieś grafika w niższej rozdzielczości

Udany powrót kosmicznego jRPG-a akcji sprzed prawie dekady. Dzięki znaczącej poprawie jakości oprawy graficznej tytuł stał się przystępny dla graczy, którzy nie mieli jeszcze z nim styczności. Najlepsze wrażenia zostały jednak zarezerwowane tylko dla posiadaczy PS4 Pro (4K, Ultra HD)
Graliśmy na: PS4

Patryk Dzięglewicz Strona autora
Były recenzent na PS Site, obecnie pisze dla PPE.pl. Uwielbia japońskie gry RPG, japońską animację, strategie i książkową fantastykę. Interesuje się historią, geopolityką oraz kolekcjonuje figurki i anime. Z wykształcenia technik ochrony środowiska oraz laborant. Tworzy teksty o grach od ponad 15 lat z dorobkiem ponad setki recenzji.
cropper