Recenzja: Life is Strange: Before the Storm (PS4)
Lfe is Strange: Before the Storm z założenia miało być krótszym prequelem ukazującym przeszłość Chloe pod nieobecność Max. Twórcy postanowili przedstawić początek burzliwej (żart niezamierzony!) relacji z żywiołową Rachel, poruszając przy tym kilka ciekawych kwestii i problemów. Nie wszystko się udało, ale ostatecznie możemy mówić o przyjemnie przedstawionej opowieści.
Pierwsze dwa odcinki sprawiały wrażenie zbyt szybkiego parcia naprzód, przez co cierpiała relacja głównych bohaterek, która wypadała nie do końca wiarygodnie. Finał serii dość umiejętnie zaciera ten problem. Mimo że trzeci odcinek należy do krótkich, wciąż boryka się z problemem treściwego zapełnienia wydarzeń. Widać to w postaci pewnego stalkera oraz za sprawą przesadnego stosowania momentów "deus ex machina". Zakończenie jest jednak satysfakcjonujące i w moim przypadku wpłynęło bardzo pozytywnie na odbiór całej gry. Nie wszystko do końca zagrało, ale to bez wątpienia najlepszy element opowieści.
Mając wgląd w całość, możemy się przyjrzeć, co próbowali przekazać twórcy. Tym razem nie mamy do czynienia z historią o życiu i śmierci. Bardziej osobista przygoda porusza motyw skomplikowanych relacji rodzinnych i ich problemów. Spodobał mi się wątek zahaczający o kwestię błędnego idealizowania najbliższych – szczególnie gdy zabraknie ich przy naszym boku. Ważną częścią opowieści jest również niewygodna prawda i kojące kłamstwa tworzące naszą rzeczywistość. Od nas zależy, którą drogą będziemy kroczyć. Nasze wybory nie mają większego wpływu na historię i zmieniają jedynie kilka scen, ale ich brzemię odczuwamy w głowie.
Kolejne odcinki rozpoczynały się w ciekawy i artystyczny sposób. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale studio kilka razy zastosowało nieźle prezentujące się patenty narracyjne. Dobrze sprawdzały się także filmowe ujęcia kamery. Warto wspomnieć, że cały prequel wypełniony jest drobnymi smaczkami dla spostrzegawczych fanów oryginalnego Life is Strange. W tym przypadku historia jest opowiadana nie tylko przez dialogi i sceny, lecz również poprzez elementy otoczenia, które rozbudowują nasze pojęcie o bohaterach oraz ich przyszłych relacjach znanych z poprzedniej gry. Jednocześnie nie starano się wyłożyć wszystkiego na tacę, więc pewne kwestie nadal pozostają w sferze domysłów. Odczułem kilka sprzeczności i dziur w scenariuszu, ale to częsta wada prequeli.
Graficznie mamy do czynienia ze stagnacją. Na próżno szukać większych różnic poza czystą kosmetyką. Największe wrażenie robi operowanie ujęciami, używanie filtrów graficznych oraz stosowanie światła budującego atmosferę – zapomnijcie jednak o dynamicznym oświetleniu. Niedoróbki maskuje styl graficzny i pastelowe odcienie, ale bardzo irytuje mimika. Wypowiadane kwestie często sprawiają wrażenie niedopasowanych pod wyraz twarzy bohaterów – u części postaci widać to bardziej, u innych mniej. Tego typu animacje wykonano bardzo źle, co mocno rzuca się w oczy, bo w końcu mamy do czynienia z filmową grą narracyjną. Sklejone włosy przypominające ulepioną plastelinę też nie wypadają zbyt dobrze.
Trudno również powiedzieć coś pozytywnego o samej rozgrywce. Sprowadza się ona do chodzenia i podnoszenia przedmiotów w odpowiedniej kolejności. Twórcy pod tym względem nie zaskakują. Nowa mechanika w postaci pyskowania nadaje trochę dynamiki rozmowom, ale jest stosowana bardzo okazjonalnie. Interakcja ze światem rozczarowuje i nie należy do rozbudowanych. Jako klasyczna gra, Life is Strange: Before the Storm wypada blado i nie potrafi zainteresować jak poprzedniczka ze swoim prostym, acz przyjemnym systemem cofania czasu. Nawet prymitywne zagadki sprawdziłby się lepiej niż przenoszenie rzeczy z miejsca na miejsca.
Ekipa z Deck Nine opracowała kilka mocniejszych scen fabularnych, a jedna z nich autentycznie potrafi silnie ścisnąć serce. Większość przygody cierpi jednak na brak wyróżniających się momentów. Wprowadzenie jednowymiarowych i podrzędnych antagonistów miało za zadanie doprowadzić do paru wydarzeń i spotkań, ale studio najwidoczniej nie posiadało pomysłu, aby lepiej zarysować te charaktery. Rzadko też trafiamy na ciekawsze dialogi, bo i przygoda jest napisana co najwyżej poprawnie. Głębsze wypowiedzi zostawiono na sam koniec. Nie jest źle, choć widać, że pewnego poziomu studio nawet nie starało się przeskoczyć i wolało kroczyć bezpieczną ścieżką. Na szczęście nie oszczędzono kilku zaskoczeń – szkoda tylko, że jest ich mało.
Każdy, kto zagrał w pierwsze Life is Strange, jest świadom tego, jaki los przygotowało przeznaczenie dla Rachel i Chloe. Studio również o tym wiedziało, więc sama historia nie próbuje wprowadzić do tamtych wydarzeń. Zamiast tego mamy osobną i samodzielną przygodę. Fani będą usatysfakcjonowani, bo otrzymają sporo fajnych smaczków. Znowu będzie im dane chłonąć świetną atmosferę potęgowaną przez pięknie dobraną ścieżkę dźwiękową. To także dobra okazja, aby spędzić około pięciu godzin ze starymi bohaterami i poznać paru nowych. Nie nastawiajcie się jednak na wybory – są kompletnie bez znaczenia, jest ich bardzo mało i tylko dwa można uznać za faktycznie ciężkie.
Kod do recenzji otrzymaliśmy od wydawcy gry za pośrednictwem firmy Cenega.
Ocena - recenzja gry Life is Strange: Before the Storm
Atuty
- Poruszona problematyka
- Zakończenie
- Świetny klimat i ścieżka dźwiękowa
Wady
- Fabularny pośpiech
- Rozczarowujące wybory
- Banalnie zaprojektowana rozgrywka
Udany prequel, który nie uniknął kilku istotnych problemów. Parę scen, liczne smaczki i emocjonalne zakończenie wynagradzają większość wad, a pewien moment chwyci za serce niejednego fana.
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych