Recenzja: Assassin's Creed Origins (PS4) - Hidden Ones DLC
Assassin’s Creed Origins to opowieść o tym, jak powstało bractwo asasynów, ale nie mieliśmy okazji nim pokierować. Tutaj miało wejść rozszerzenie „The Hidden Ones”…
Assassin’s Creed Origins pokazało, że Ubisoft jest w stanie nadać swojej serii drugie życie. Zmiana gatunku na RPG-a akcji była tym, czego potrzebowała ta marka. Tym, czego ja potrzebowałem! Po ukończeniu podstawki, wbiciu platyny i zrobieniu absolutnie wszystkiego, co przygotowali twórcy, zabrałem się za dodatek „The Hidden Ones”. Jakąż to innowacją deweloper zaskoczył tym razem? Żadną.
Nowe DLC powinno brnąć dalej w nowe pomysły na rozgrywkę i pokazywać świeże elementy, szczególnie że podczas przygody Bayeka nie mieliśmy okazji pokierować całym bractwem. Teraz niby jesteśmy jego częścią, lecz nie wynikło z tego nic dobrego. Minęło sześć lat od finału podstawki i asasyni (tutaj – Ukryci, ang. Hidden Ones) rozprzestrzeniają się po świecie. Nasz bohater rusza przez Morze Czerwone na półwysep Synaj, podążając śladem Rufio – generała zmarłego Juliusza Cezara, który… jest bardzo zły i trzeba go powstrzymać. Co prawda darmowa aktualizacja gry przyniosła misję wprowadzającą i wiemy, że Rufio planuje stworzyć siatkę agentów na terenie całego Egiptu, tyle że fabuła dodatku zupełnie nie tknęła tego wątku.
Przedstawiona tu historia jest nie tylko prosta i przewidywalna, ale też… zaskakująco nudna. Witają nas bezosobowi członkowie zamorskiego bractwa, którzy mówią, że Rufio tutaj nie ma, ale możemy zabić jego kamieniarza czy innego podwykonawcę. Mordujemy więc trzech ziomeczków naszego wroga, ten w końcu się stawia i staczamy z nim pojedynek. Czy ta czwórka bossów została jakkolwiek nakreślona? Przed zabójstwem każdego z nich widzimy krótką scenkę, gdzie są niemili dla miejscowych. Są oni okrutni do tego stopnia, że nawet kogoś popchną czy uderzą! Czy można się oprzeć tak silnej pokusie odebrania im życia?
Fabuła nigdy nie była mocną stroną serii Assassin’s Creed, ale Origins stało świetnymi postaciami Bayeka i Ayi. W „The Hidden Ones” protagonista rzuca tylko nieprowadzące do niczego kwestie, załatwiając serię tragicznie nijakich zadań pobocznych, by pod koniec finałowej misji fabularnej sprzedać nam kilka „głębszych” tekstów o kierunku, w jakim powinno iść bractwo – czyli to samo, co w każdej poprzedniej części. A co z poczuciem bycia członkiem asasynów? Cóż, teraz z niewoli ratujemy nie tylko zwykłych obywateli, ale też zakapturzonych braci. I mamy zupełnie zbędne tajne biuro w środku miasta.
Ale, ale! Co tam fabuła, dostaliśmy przecież kawał nowego terenu! Tutaj muszę oddać Ubi, że spory kawał ziemi podzielony na trzy części robi wrażenie swoim rozmiarem. Niestety, biegnie on wzdłuż brzegu, przez co mamy w tle albo góry, albo morze. Nie da się już uchwycić piękna krajobrazu ze szczytu wysokiego punktu, bo wszędzie tylko te skały i woda. A jak z atrakcjami? Mamy nowe obozy do wyczyszczenia, punkty szybkiej podróży do synchronizacji, kręgi kamieni, gdzie szukamy gwiazdozbiorów, legowiska zwierząt – po prostu trochę więcej tego, co zaoferowało podstawowe Assassin’s Creed Origins. Naprawdę, ani jednej oryginalnej rzeczy!
Czy jest cokolwiek, co ratuje ten dodatek? Nie, ale znalazło się kilka nowych, niezbyt istotnych bajerów. Maksymalny poziom doświadczenia wzrósł z 40. do 45., a ekwipunek Bayeka możemy rozwinąć o parę rang wyżej. Dzięki temu da się zwiększyć zadawane obrażenia, ilość punktów zdrowia czy liczbę strzał w kołczanie. Przygotowano też nowe legendarne bronie i tarcze, chociaż przypisane do nich rodzaje bonusów widzieliśmy już wcześniej. Ostatnią rzeczą jest porządny strój asasyna, ale dostajemy go z urzędu na samym początku i nie przygotowano żadnego innego.
Na koniec muszę wspomnieć jeszcze o błędach. Assassin’s Creed Origins zachwyciło mnie swoją szczegółowością i dopracowaniem. Do „The Hidden Ones” aż tak się nie przyłożono. Na niektóre elementy otoczenia zwyczajnie nie mogłem wejść (chociaż wyglądały jak oczywiste miejsce do wspinaczki), kamera parę razy zupełnie zwariowała i podczas walki pokazywała mi wszystko na stanowczo zbyt dużym zbliżeniu, z kolei w trakcie czyszczenia jednego z obozów liczba klatek spadła do zaledwie kilkunastu. Do tego doliczam strzały przelatujące przed skały oraz problemy z poruszaniem się postaci niezależnych. Ach, i wyobraźcie sobie pierwszą misję tego DLC, gdzie na gracza czeka eskorta NPC-a przez podziemne tunele. W pewnym momencie trzeba wykorzystać do tego platformę podłączoną do drugiej, którą należy obciążyć, jednak po wrzuceniu na nią ciężkiego przedmiotu, ta… zaczęła unosić się do góry. A jak już na nią wlazłem i w końcu poczuła ciężar, eskortowany idiota ustawił się centralnie pod platformą, na którą miał wejść, i nie dało się go ruszyć (a próbowałem wszystkiego!). Ponowne włączenie gry załatwiło sprawę, ale z nerwów musiałem zrobić sobie przerwę. I wszystko to po tak doszlifowanej podstawce…
Całość można wymaksować w jakieś 6-7 godzin, na co składa się paręnaście misji i kilka znanych już z Egiptu sandboksowych atrakcji. 42 zł nie jest jakąś wielką sumą, ale filozofia „więcej tego samego” zupełnie się tu nie sprawdza. W recenzji Assassin’s Creed Origins pisałem, że skoro Ubi znalazło nowy pomysł na serię, to jeszcze długo będzie go powielało, ale nie sądziłem, że kopiowanie samych siebie zacznie się już w formie pierwszego rozszerzenia do tej samej gry! Na mój gust to tylko przedłużenie tego ostatniego etapu każdej odsłony Assassin’s Creed, czyli czyszczenia mapy z zadań dodatkowych, słuchając seriali lub podcastów w tle. Mnie takie rzeczy odprężają, ale z własnej kieszeni czterech dyszek bym na to nie dał. Na koniec smutny wniosek – odsłony serii od „trójki” potrafią być dobre… jeśli tylko wywalić asasynów.
Gra recenzowana była na PS4 Pro
Kod na dodatek otrzymaliśmy razem z podstawową wersją gry w ramach przepustki sezonowej od Ubisoftu.
Ocena - recenzja gry Assassin's Creed: Origins The Hidden Ones
Atuty
- Duży kawał dodatkowego terenu
Wady
- ZUPEŁNIE NIC NOWEGO
- Fabuła, misje i postacie są do bólu nijakie
- Błędy, których nie było w podstawce
Nihil novi. „The Hidden Ones” oddaje nam więcej tego samego, tyle że z okazjonalnymi problemami technicznymi. A mogło to być miejsce na innowacje i eksperymenty…
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych