Recenzja: The Seven Deadly Sins: Knights of Britannia (PS4)

Recenzja: The Seven Deadly Sins: Knights of Britannia (PS4)

Patryk Dzięglewicz | 28.02.2018, 14:00

The Seven Deadly Sins: Knights of Britannia to egranizacja zabawnej animacji (oraz mangi), zdobywającej sporą popularność chociażby na Netfliksie. Czy możliwość zagrania nietuzinkowymi bohaterami oraz bojową świnką to wystarczająca zachęta, by produkcja była czymś więcej niż odcinaniem kuponów od będącego na topie anime?

Gry powstałe w oparciu o popularne animowane produkcji nie są niczym niezwykłym w branży i gdy anime The Seven Deadly Sins wybiło się nieco ponad poziom, je również musiał spotkać taki los. Szkoda tylko, że większość tego typu tytułów nie prezentuje dla gracza większej wartości, chociaż zdarzają się chlubne wyjątki. Przyszła pora sprawdzić, czy recenzowana tutaj standardowa do bólu, chociaż kolorowa i wesoła bijatyka zdołała utrzymać poziom serialu anime.

Dalsza część tekstu pod wideo

The Seven Deadly Sins: Knights of Britannia #1

Fabularnie gra do anime nic nie wnosi – nowych wątków nie odnotowałem, a do tego część została skrócona bądź w ogóle wyrzucona. Ogólnie jednak podobnie jak tam śledzimy przygody strąconej z tronu Brytanni młodej księżniczki Elisabeth. Poszukuje ona informacji o Seven Deadly Sins, grupie zasłużonych bohaterów królestwa, oskarżonych później o zdradę. Uciekając przed pościgiem, przypadkiem natrafia na ich byłego lidera – bystrego i nieco łobuzerskiego młodziana imieniem Meliodas – oraz jego gadającą świnkę Hawk o naprawdę ciętym języku. Razem wyruszają w podróż po kraju, by odnaleźć resztę tytułowych Grzechów. Niestety, chociaż historia sama w sobie potrafi bawić i śmieszyć, zwłaszcza dzięki obsadzie dość oryginalnych bohaterów jak zazdrosna olbrzymka Diane czy demoniczny Ban, to niespecjalnie wiadomo, kogo ma przyciągnąć. Osoby znające serial nie znajda tu nic nowego, a te z nim nieobeznane mogą mieć problem z pełnym zrozumieniem scenariusza, bowiem jak już wspomniałem, część rzeczy nie jest wyjaśniona. W każdym razie scenarzyści dali w grze ciała, gdyż nie trafili w oczekiwania żadnej grupy odbiorców, chociaż przyznaje, że w paru momentach można było się ostro pośmiać.

The Seven Deadly Sins: Knights of Britannia #2

Rozgrywka w grze również do rozbudowanych nie należy, lecz pojawia się w niej kilka elementów wartych uwagi. Zacznijmy od tego, że tytuł jest typową arenową bijatyką 3D jak J-Stars Victory VS czy (nieco naciągając) Dissidia. Dostaliśmy dwa tryby zabawy – przygodowy, gdzie swobodnie podróżujemy po krainie tocząc boje posuwające fabułę naprzód lub dające nam surowce, oraz standardowe pojedynki odblokowanymi w trakcie scenariusza postaciami. Wracając do trybu przygodowego, dostaliśmy typowy dla gatunku zestaw potyczek z limitem czasowym – jeden wojak (czasem z sojusznikiem) przeciwko grupie wrogów, starcia jeden na jednego/dwóch czy (rzadziej) dwóch na dwóch. Na początku nawet mnie wciągnęły, ale z czasem wkrada się nuda.

Sytuację lekko ratują zróżnicowane wady i zalety poszczególnych Grzechów wraz z ich umiejętnościami i możliwościami, bowiem wiadomo, że inaczej walczy się potężną, lecz powolną i wrażliwą na ciosy olbrzymką niż latającym Kingiem bądź szybkim, ale równie szybko męczącym się Banem. Taka różnorodność stanowi oczywiście jedną z tych dobrych rzeczy, podobnie jak zniszczalne środowisko w trakcie boju, lecz im dalej w las, tym bardziej chce się ziewać. Swoje dokłada też zbyt prostacki system walki, polegający właściwie na duszeniu jednego czy dwóch przycisków. Brak tu możliwości łączenia ciosów w co bardziej widowiskowe combosy, drażniły mnie również ataki specjalne/magiczne odpalane z opóźnieniem (lub nieodpalające się w ogóle). Poziom wyzwania też do wysokich nie należy i właściwie widać, iż gra nie była tworzona z myślą o zagorzałych wielbicielach bijatyk.

The Seven Deadly Sins: Knights of Britannia #3

Na szczęście trafiło się parę pomysłów ratujących ten tytuł przed miażdżąca krytyką. Jednym z bardziej oryginalnych jest system plotek. Meliodas posiada knajpkę, którą na grzbiecie wielkiego świniaka przemieszczamy z jednego miejsca do drugiego. Po udanym boju zbierają się w niej pobliscy mieszkańcy, których rozmowy pomagają nam odkrywać kolejne zadania. Wszystko jednak zależy od tego, jak znaczną ilość punktów zdobyliśmy w trakcie walki. Co ciekawe, im większa demolka na polu bitwy, tym ciekawsze plotki usłyszymy. Dostajemy również system tworzenia przedmiotów, co nadaje grze lekkiej otoczki RPG, oraz związane z nim zadania zbierackie Elisabeth, którą musimy chronić w ich trakcie. Z pewnością wielkim plusem produkcji jest bajkowa, kolorowa oprawa graficzna, wprawdzie lekko przestarzała, co da się zauważyć w poszarpanych krawędziach modeli postaci, jednak bardzo miła dla oczu. Zresztą mnie osobiście nasuwa dziwnie na myśl tytuły z serii Dragon Quest, co oczywiście jest pochwałą. Niestety gorzej z głosami bohaterów pozostawionymi w japońskim oryginale, bowiem, oprócz Hawka, dialogi często wywołują ciarki na plecach. Reszta oprawy dźwiękowej została wykonana na znośnym poziomie.

The Seven Deadly Sins: Knights of Britannia #4

The Seven Deadly Sins: Knights of Britannia to niestety kolejny typowy przykład odcinania kuponów od popularnego anime. Pomimo całkiem ładnej, kolorowej oprawy graficznej i oryginalnych bohaterów tytuł właściwie nie posiada nic, czym mógłby przyciągnąć gracza na dłużej. Wprawdzie nie mamy tu do czynienia z całkowitą porażką, jednak znów dostaliśmy średniaka, z którym miłe chwilę spędzą co najwyżej zagorzali fani tegoż serialu anime.

Grę do recenzji dostarczył nam polski dystrybutor gry - firma Cenega.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry The Seven Deadly Sins: Knights of Britannia

Atuty

  • Przestarzała, ale miła dla oka oprawa graficzna
  • Zróżnicowani bohaterowie
  • Humor
  • System plotek i kilka innych rozwiązań

Wady

  • Wraz z upływem czasu coraz bardziej nuży
  • Fabuła skierowana do nikogo
  • System walki pozbawiony głębi
  • Ciosy specjalne bohaterów często wchodzą z opóźnieniem

Kolorowa bijatyka będąca odcinaniem kuponów od popularnego anime. Tytuł tylko dla wielkich fanów oryginału – dla reszty graczy będzie to strata czasu i pieniędzy.

Patryk Dzięglewicz Strona autora
Były recenzent na PS Site, obecnie pisze dla PPE.pl. Uwielbia japońskie gry RPG, japońską animację, strategie i książkową fantastykę. Interesuje się historią, geopolityką oraz kolekcjonuje figurki i anime. Z wykształcenia technik ochrony środowiska oraz laborant. Tworzy teksty o grach od ponad 15 lat z dorobkiem ponad setki recenzji.
cropper