Recenzja: A Total War Saga: Thrones of Britannia (PC)
Total War Saga: Thrones of Britannia to pierwszy spin-off popularnej serii. Mają to być niezależne produkcje opowiadające o niewielkich okresach w dziejach. Niewielkich, ale nie mniej znaczących.
Zamiast średniowiecza czy starożytności, dostaniemy tutaj czasy kruchego pokoju między Anglikami a wikingami. Małe wyspy są zasiedlone dużą ilością niezbyt chętnych do koegzystencji ludzi i władców. W sumie to zadziwiające, jak wielu królów zmieściło się na tych małych wyspach. My wcielamy się w rolę jednego z władców i w czasach niepewnego zawieszenia broni musimy poprowadzić swój lud ku zwycięstwu.
Zabawę zaczynamy od wyboru jednej z dziesięciu dostępnych frakcji. Każda zaczyna na podobnym poziomie technologicznym i z podobnymi jednostkami. Nie znajdziecie tutaj tak znaczących różnic między frakcjami jak chociażby w niedawnym Total War: Warhammer II. Jednak wraz z rozwojem gry da się zauważyć pewne mechaniczne smaczki, które odróżniają jednych Anglików od drugich. Jedna z frakcji będzie bardziej wydajna w prowadzeniu wojen, z kolei druga będzie mogła podwoić swoje zyski z niewolnictwa.
Ale co to by była za kampania, gdyby nie można było jej zwyciężyć? Wydaje mi się, że dość słaba. Z tego powodu przedstawiono nam trzy możliwe drzewka zwycięstwa. Każde z nich podzielono następnie na krótkie i długie zwycięstwa. Mamy możliwość podbijania i kontrolowania określonej liczby prowincji, zdobywania punktów sławy czy kontroli określonych dla naszej frakcji prowincji. Jest też możliwość osiągnięcia zwycięstwa ostatecznego poprzez pokonanie watach wikingów. Jest to opcja najtrudniejsza, ale z pewnością najbardziej satysfakcjonującą. Z kolei najmniej frajdy sprawia zdobywanie sławy. Można ją pozyskać nawet grając bardzo słabo, co nie daje kompletnie żadnej satysfakcji.
Nasze cele pomagają też wyznaczyć specjalne wydarzenia dynamiczne. Są to zadania, które zostają przydzielane królom. Co ciekawe misje dostaje także komputer, więc jeśli sądzicie, że będziecie mogli spokojnie zbroić się w czasie pokoju, to porzućcie takie marzenia. Wcześniej czy później ktoś wymusi na Was wojnę, więc lepiej przygotujcie się do dużej ilości bitew. Oprócz misji musimy być też przygotowani na reagowanie na różne dynamiczne wydarzenia. Tracimy wpływy w królestwie? Być może szykuje się spisek na naszą głowę, z którym trzeba będzie się uporać. A może zbyt ambitny szlachcic wywoła bunt, korzystając z niezadowolenia głodujących chłopów? Z tymi i wieloma innymi problemami będziemy musieli sobie radzić na bieżąco. Nikt nie mówił, że życie króla będzie łatwe.
Sama rozgrywka nie zmieniła się tak bardzo od tego, do czego zostaliśmy przyzwyczajeni przez kolejne odsłony Total War. Zabawa rozgrywa się na mapie wysp brytyjskich, a akcja podzielona została na tury. Każda tura trwa kwartał i w jej trakcie możemy wykonywać wiele akcji: szkolić oddziały, budować budynki czy zajmować się sprawami dyplomatycznymi. Z gry usunięto jednak możliwość podpisywania traktatów handlowych oraz wysyłania szpiegów, co wyraźnie wskazuje kierunek, jaki przybrała ta część. A jest to kierunek wojaczki. Wojska możemy rekrutować w ciągu jednej tury, jednak zajmie trochę czasu, nim nabiorą one pełnej siły bitewnej. Zrezygnowano też z rozbudowanych drzewek rozwoju niczym w Cywilizacji. Zamiast tego nasza technologia rozwija się w miarę inwestowania w słabsze budynki. Prosto i przyjemnie.
No właśnie – bitwy. Kwintesencja serii Total War. Przede wszystkim gra w trybie walki wygląda obłędnie. Nic nie daje więcej radości, jak wydanie rozkazów i przyglądanie się z bliska toczącej się bitwie. Walki, z uwagi na okres, w którym dzieje się akcja gry, zostały uproszczone. Nie mamy tutaj wyszukanych jednostek. Ot, wojownicy walczący wręcz, łucznicy czy konnica. Z czasem pojawiają się jednostki charakterystyczne dla frakcji, ale wczesna gra po każdej ze stron wygląda podobnie. Ważną rolę w walce odgrywają formacje i taktyka. Warto pomyśleć o rozstawieniu jednostek w odpowiedni sposób. Łucznicy na czele formacji raczej się nie sprawdzą, za to tarczownicy pasują tu idealnie. Możemy też przeprowadzać oblężenia, chociaż z uwagi na epokę, w której osadzona jest gra, brakuje tutaj fortec do oblegania.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to byłyby to niezbyt rozbudowane samouczki. Jako powracający do serii gracz musiałem spędzić sporo czasu na zrozumieniu mechanik rządzących światem. Szczególnie przerażająca była mapa świata, która mimo iż ładna, była strasznie nieczytelna. Dużo miast, armii i niezbyt czytelne granice wprowadzały niepotrzebny zamęt w mojej biednej głowie. I jestem pewien, że nie tylko ja się z tym męczę.
Problemem gier strategicznych zawsze była sztuczna inteligencja. Mimo jej rozwoju, wciąż nie udało się rozwiązać problemu popełniania prostych błędów przez oddziały sterowane przez komputer. Rzucanie wszystkich sił w bezmyślną szarżę to niezbyt dobre rozwiązanie. Mimo wszystko komputer potrafi też czasem napsuć krwi, więc jest tutaj mocno nierówno.
Technicznie jest naprawdę dobrze. Gra działała bez żadnych zarzutów. Nie spotkałem się z problemami typu spadki klatek czy wywalenie do pulpitu. Główne zastrzeżenia to działające tak sobie SI. Dużo bardziej martwią uproszczenia w zarządzaniu, ale tu już wszystko zależy od preferencji gracza. Jednym zmiany przypadną do gustu, a innych odrzucą. Mnie osobiście nie przeszkadzało uproszczenie rozwoju technologii, ale smuciło zmniejszenie opcji interakcji na arenie politycznej. Zdarzyły się też błędy w tłumaczeniu, ale tutaj warto zaznaczyć, że grałem w wersję recenzencką, więc do czasu premiery powinny być usunięte.
Podsumowując, dostaliśmy ciekawego spin-offa serii Total War. Z pewnością nie jest idealny i ma pewne uproszczenia, ale stanowi dobrą bazę do dalszego rozwoju. Grafika cieszy oko, muzyka nastraja bojowo, a zarządzanie królestwem może przyprawić o ból głowy nie jednego stratega. Smuci jednak fakt, że znów osadzono grę w okresie średniowiecza. Miejmy nadzieję, że następnym razem twórcy zdecydują się na trochę bardziej nowoczesny okres. Wiecie, taki z muszkietami i armatami. Jeśli lubicie serię Total War, sięgnijcie po ten tytuł. Jeśli jesteście nowi, to możecie dać jej szansę, bo wprowadzono trochę uproszczeń. Ale brak porządnego samouczka dalej przytłacza.
Grę do recenzji dostarczyła nam agencja Cosmocover w imieniu wydawcy.
Gra recenzowana była na następującej specyfikacji PC:
- MOBO: Gigabyte Z170-Gaming K3
- CPU: Intel Core i5 7600K
- GPU: Gigabyte GeForce GTX 1070
- RAM: 16 GB
- Dyski: 512GB SSD + 1TB HDD + 2TB HDD
Ocena - recenzja gry Total War Saga: Thrones of Britannia
Atuty
- Bitwy sprawiają dużo satysfakcji
- Uproszczenia w rozwoju technologii
- Grafika
Wady
- Brak możliwości zawierania traktatów handlowych i wysyłania szpiegów
- Mało jednostek
- Problemy z SI
Total War Saga to próba podania serii w skondensowanej formie. Wyszedł kąsek smaczny, ale zabrakło kilku przypraw, aby stworzyć arcydzieło. Dla fanów serii pozycja obowiązkowa.
Graliśmy na:
PC
Przeczytaj również
Komentarze (5)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych