NBA Live 19 – recenzja gry. Łeb w łeb z konkurencją
Koszykówka to piękna, niezwykle efektowna dyscyplina sportowa. Basket nabiera jednak zupełnie nowej jakości gdy w grę wchodzi NBA, najpopularniejsza i najlepsza liga koszykarska na świecie. Efektowne zwody, nieprzewidywalne podania, widowiskowe wsady, do wyboru, do koloru. Popularność ligi przenosi się oczywiście na jej obecność w różnych sferach życia – gracze od lat mogą się cieszyć wirtualnym odzwierciedleniem swoich ulubionych koszykarzy i choć przez chwilę poczuć się niczym gwiazdor NBA. Od dawna toczy się też walka o prym pomiędzy seriami NBA Live i NBA 2K i, co jest tylko z korzyścią dla wszystkich zainteresowanych, w tym roku ten pojedynek jest naprawdę wyrównany!
Największą zaletą tegorocznej edycji kosza spod szyldu EA jest przystępność. W przeciwieństwie do konkurencji, gdzie trzeba poświęcić trochę czasu na ogarnięcie co trzeba zrobić i jeszcze więcej na to, żeby zacząć robić to dobrze – tutaj wszystko jest jasne i klarowne od początku, można wskoczyć do gry i sensownie sobie radzić. Jeśli więc ktoś będzie miał pierwszy raz w rękach pada, a jest fanem koszykówki, NBA Live wyda mu się grą atrakcyjną, co jednak nie oznacza, że zapaleńcy i stare wygi wirtualnego kosza nie znajdą tutaj nic dla siebie. Tegoroczna gra niesie za sobą dużo zabawy, luzu i jak już się zasiądzie do sesji z konsolą ciężko się od niej oderwać, a chyba o to chodzi.
Szybko, łatwo i przyjemnie
Prowadzenie swojej drużyny na boisku jest bardziej intuicyjne niż kiedykolwiek wcześniej. Developerzy zapowiadali rewolucję i system Real Player Motion, który miał przynieść nowy poziom basketu. Rewolucji nie ma, ale jest duży progres i radocha z oglądania tego, co wyczyniają w tym roku koszykarze, całość jest szybka, płynna i efektowna. Trzeba zaznaczyć, że seria Live nie jest tak wierną symulacją koszykówki jak gry od 2K, ale nie musi to być wada. Zawodnicy czasami wyskakują do piłki niczym drewniane belki, ale często ten arcade'owy, casualowy feel (tyle angielskich słów w jednym zdaniu, mentalna piątka!) przyczynia się do większego funu (i jeszcze jedno, na dobicie!) wyciąganego z rozgrywki. Można też odnieść wrażenie, że gra często daje fory graczowi i pozwala mu na dużo, więc ciężko się zrazić do tak łaskawego produktu.
Jak Cię widzą, tak Cię piszą
Graficznie NBA Live daje radę. O ile w ubiegłych latach nie zawsze można było liczyć na sensowne oddanie atmosfery rodem z amerykańskich parkietów, a niektórzy zawodnicy wyglądali jak swoje parodie, tutaj nie ma o tym mowy. Tegoroczna edycja gry ma swój urok i akcję ogląda się z prawdziwą przyjemnością, a koszykarze wyglądają jak żywi. Do tego bardzo zgrabne i nowocześnie wyglądające menusy i kawał dobrej muzyki dopełniają obraz produktu, który prezentuje się jak należy, a do tego jest niezwykle grywalny, szczególnie w porównaniu z poprzednimi częściami serii.
Cała otoczka i wszystko co z nią związane nieco ustępuje konkurencyjnej pozycji, ale magia NBA wciąż unosi się w powietrzu, analizy komentatorów brzmią zawodowo i naprawdę nie ma do czego się przyczepić. Co ważne w kontekście grania na dłuższą metę – wstawki nie są irytujące, czy długie i w większości można przeskoczyć bezpośrednio do grania, a czas to pieniądz :)
To ja, typ niepokorny
Trybem rozgrywki na który mocno postawiono w tym roku jest The One. Stworzony przez nas koszykarz (lub koszykarka, bo można objąć kontrolę nad zawodniczką) stanie przed masą wyzwań i rozbudowanymi gałęziami rozwoju. W ramach prowadzenia kariery naszego gracza przyjdzie nam mierzyć się z różnymi konfiguracjami gwiazd NBA, kobiecej ligi WNBA oraz słynnych graczy ulicznych. Po pokonaniu rywali możemy korzystać z ich usług w kolejnych meczach, innymi słowy nasza ekipa ciągle się rozrasta i rośnie w siłę. Nie sposób się nudzić, bo ciągle się coś dzieje, a zadania stawiane przed naszym zawodnikiem są zróżnicowane. Oczywiście celem jest nabijanie umiejętności oraz ciągłe ulepszanie wyglądu naszego wirtualnego odzwierciedlenia, co w efekcie pozwoli nam stworzyć prawdziwego parkietowego zabijakę i prezentować jego umiejętności na boiskach świata.
Poza wcześniej wymienionym wpleceniem koszykarek WNBA do tego trybu, co jest fajnym dodatkiem i jedną z nielicznych rzeczy, której w 2K nie ma trzeba docenić format komunikacji i aspekty filmowe. Wypowiedzi internetowych influencerów na temat Twojego zawodnika, wstawki z programów telewizyjnych, rozmaite filmiki robią robotę i nie ma się wrażenia, że są wciśnięte do gry na siłę, sprawiają zaś, że całe doświadczenie bycia chłopakiem lub dziewczyną, w którym/w której cały świat widzi przyszłość koszykówki nabiera nowych barw.
Na osobne ciepłe słowa zasługuje tryb Court Battles, czyli arcade'owy tryb, w którym można pobawić się fundamentalnymi zasadami koszykówki i ustalić reguły na jakich będą się opierały kolejne mecze. Można np. sprawić, że dwutakt będzie wart więcej punktów niż rzut za trzy punkty. Fajne to, szczególnie jako przerywnik pomiędzy „poważnymi” zmaganiami w innych trybach.
Wszyscy mają drużynę! Mam i ja!
Uwielbiam wszelkie karciane tryby w grach sportowych i zawsze na nie poświęcam najwięcej czasu, nie inaczej jest w tym roku. Jest coś niezwykle uzależniającego i satysfakcjonującego w oczekiwaniu na kolejną gwiazdę wyciągniętą ze szczęśliwej dla gracza paczki, sprzedaży niepotrzebnych kart i przede wszystkim układania optymalnego składu z talii, którą mamy w inwentarzu i oglądanie poczynań naszych koszykarzy w akcji.
W tym roku Ultimate Team będzie w stanie utrzymać gracza przy padzie na bardzo długo, bo liczba wyzwań do pokonania i zadań do wykonania jest ogromna. Dodatkowo, w przeciwieństwie do NBA 2K19 nie trzeba przejmować się kontraktami zawodników, innymi słowy hulaj dusza, piekła nie ma, możesz za każdym razem wystawiać do akcji najsilniejszy skład, chyba, że do wykonania zadania potrzeba czegoś innego. Ciężko ocenić, czy brak kontraktów jest in plus czy in minus – z jednej strony jest to oszczędność czasu i waluty, z drugiej mniejszy realizm. To co na pewno ucieszy przeciwników mikrotransakcji, to fakt, że o ile oczywiście są one obecne, mile widziane przez twórców gry i dają realnego kopa do przodu graczowi to nie są konieczne do osiągnięcia celu i co bardziej zdeterminowani wirtuozi wirtualnej koszykówki mogą wypracować satysfakcjonujące wyniki poświęcając sporo czasu, ale zero zielonych.
Tak blisko!
Tegoroczne wydanie gry powinno być uznane za sukces i krok w dobrą stronę. Rywal wciąż mocniejszy i przede wszystkim – też nie próżnuje i nie stoi w miejscu. Podoba mi się, że EA idzie trochę swoją drogą i oferuje produkt z jednej strony podobny do tego co na topie i przystępny dla graczy, a z drugiej nie idzie na całość szukając symulacji, zostawiając coś dla casualowych fanów, którzy mogą po prostu chcieć siąść, zagrać meczyk i wracać do innych obowiązków. Jak pisałem w recenzji NBA 2K19, to naprawdę piękny czas dla fanów wirtualnej koszykówki. Mamy przed sobą dwie ciekawe pozycje, obie warte uwagi, obie warte swojej ceny. Śmiem twierdzić, że największym problemem NBA Live 19 jest po prostu obecność konkurencyjnej serii – bo lepsze jest wrogiem dobrego.
Ocena - recenzja gry NBA Live 19
Atuty
- Miodny gameplay
- Tryby The One i Ultimate Team
- Podbijanie współpracy z WNBA
Wady
- Momentami nierealistyczne zagrania
- Może się okazać zbyt łatwa dla wytrawnych graczy
- Obecność mikrotransakcji
Kawał dobrej koszykówki. Gra godna polecenia, jeszcze za plecami NBA 2K19, ale dystans się zmniejsza!
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych