Scarlet Nexus - recenzja gry. Zjadacz mózgów
Scarlet Nexus wydaje się nieco generycznym przedstawicielem gatunku, zwłaszcza jeśli sporo ma się z nim, czy ogólnie japońszczyzną, do czynienia. Czy zatem warto sprawdzić produkcję Bandai Namco? Na to pytanie odpowie poniższa recenzja.
Scarlet Nexus przez samych twórców określany jest mianem "brain punk". Ma to związek z tematyką poruszaną na przestrzeni całego wątku fabularnego, ale przekłada się również na styl artystyczny gry. Za produkcję odpowiadają ludzie, którzy wcześniej pracowali przy takich seriach jak Tales of..., czy jeśli chodzi o pojedyncze gry - Code Vein. W składowych gry można doszukać się pewnych wspólnych elementów z wymienionymi tytułami, ale najnowsze dzieło Bandai Namco ma swoją własną tożsamość i charakterystyczny styl. Jak natomiast wypada jako całość? O tym przeczytacie w recenzji.
Witaj w OSF. Odpocznij sobie teraz, bo jutro zaczynasz
Tak jak pisałem na wstępie recenzji, Scarlet Nexus sporo mówi o mózgach. W świecie przedstawionym w grze to wręcz temat przewodni. Społeczeństwo podzielone jest na "zwyklaków" i tych, których mózgi wykazują potężną moc. Ci drudzy, o ile namierzeni, trafiają do OSF - swoistego departamentu obrony przed Innymi (Others po angielsku). To coś w rodzaju obcych najeźdźców, którzy pojawili się po pewnych kluczowych dla ludzkości wydarzeniach. Nie chcę tutaj pisać zbyt wiele, bo fabuła i odkrywanie kolejnych niuansów to przyjemność sama w sobie.
Wystarczy powiedzieć, że scenariusz jest na tyle angażujący, że chce się poznawać kolejne wątki. Nie jest to mistrzowski poziom, ale wystarczająco dobry. Mamy też do czynienia z ciekawym konceptem (jak choćby cenzury narzuconej przez rząd wpływającej na to, co mieszkańcy mogą zobaczyć) i plejadę charakterystycznych postaci. Każda z nich jest wyjątkowa, o czym możemy przekonać się nie tylko dzięki głównemu wątkowi - okazje do tego pojawiają się przede wszystkim podczas wizyt w kryjówce, gdzie możemy uczestniczyć w wydarzeniach wzmacniających więź protagonisty z postaciami.
Wspomniana więź wzmacnia się również poprzez wręczanie im prezentów, czy korzystania z ich mocy podczas walki - o tym jednak będzie w dalszej części recenzji. Mimo, iż swoisty Social Link tutaj jest - nie ma co liczyć na finał rodem z Persona 5, gdzie po wielu godzinach dialogów możemy nawet związać się z postacią. Pogłębianie więzi wpływa bezpośrednio na rozgrywkę i zyskiwanie nowych możliwości w walce. Warto jednak brać udział w tych dodatkowych wątkach, bo sporo jest tutaj ciekawych, czy nawet zabawnych sytuacji.
Kolejną ważną rzeczą tyczącą się fabuły jest fakt, że do dyspozycji mamy dwie postacie. Wyboru dokonujemy na początku przygody i wiąże się to z czymś więcej niż zmianą awataru. Każda z postaci ma swoją własną historię i żeby poznać fabułę w pełni, konieczne jest ukończenie gry dwiema postaciami. W ten sposób obejrzymy nowe scenki fabularne i zwiedzimy inne miejsca. Warto więc ukończyć grę dwukrotnie, w czym pomaga tryb EX New Game - odpowiednik Nowej Gry +, gdzie przenoszony jest poziom postaci, posiadane przedmioty i tym podobne.
Inni niż inni
Pozostając jeszcze w temacie fabuły Scarlet Nexus, na rzecz tej recenzji muszę wspomnieć o tym, że pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to duża ilość statycznych scenek. Przyznam szczerze, że nieco mnie to raziło, zwłaszcza jeśli chodzi o sceny akcji. Z czasem się przyzwyczaiłem, ale zdecydowanie wolałbym gdyby wspomniane sceny były w pełni animowane, tym bardziej że lubię te wymyślne akrobacje serwowane przez japońskich twórców. Sytuacja o tyle dziwna, że czasem podobne przerywniki są w pełni animowane.
Drugie, co rzuca się w oczy to styl artystyczny. Postacie jak widać, to coś dla entuzjastów anime. Pod tym względem jest typowo i poprawnie. Wyróżnia się nieco otoczenie, choć też nie zawsze. Artyści bardziej popisali się dopiero w późniejszych etapach. Było kilka lokacji, w których podziwiałem ich kunszt, choć też nie będę przesadnie słodzić, że jest to coś wielce wyszukanego. Miło jednak dla odmiany trafić do lokacji z deszczem padającym do góry - ot jeden przykład.
Gra również ładnie się prezentuje podczas walki, choć oczywiście nie jest to poziom największych hitów jak choćby Final Fantasy VII Remake, czy nawet Kingdom Hearts III. W moje poczucie smaku trafiła kolorystyka - jednym razem zimna i stonowana, by w następnej chwili stać się neonową. Przy tym wszystkim nie zabrakło ciekawych efektów podczas korzystania z kolejnych mocy i wykańczania przeciwników w charakterystycznych dla japońskich dzieł animacjach.
Doceniam też muzykę, ale nie będę ukrywać, że musiałem się nieco do niej przyzwyczaić. Nieco melancholijny temat przewodni przygrywający w menu głównym dobrze nastraja, ale podczas wizyty w mieście mieszczącym OSF, klimat nieco się zmienia i zaproponowane utwory nie znalazły od razu mojego uznania. Lepiej było natomiast w następnych lokacjach, a zwłaszcza podczas walk z bossami, gdzie do czynienia mamy z miksem gitarowych brzmień, dubstepu i wszelkiej elektroniki. Muzyka jest na tyle dobra, że z przyjemnością słuchałem jej również poza grą.
Scarlet Blade
Systemu walki Scarlet Nexus mogliśmy skosztować dzięki wersji demonstracyjnej. Niestety, nie jest tutaj idealnie. Jeśli liczyliście na poziom produkcji Platinum Games to możecie się trochę zawieść. Recenzowana produkcja nie była kreowana przez prawdziwych mistrzów (a przynajmniej na to wskazuje efekt końcowy), dlatego też system walki pozostawia trochę do życzenia. Największy problem miałem z zachowaniem postaci w niektórych sytuacjach. Często po wykonaniu ataku, uniku i kolejnych ciosów nie mogłem zmienić kierunku w jakim postać była skierowana - co też jest dziwne, bo korzystałem z systemu namierzania.
Zabrakło też możliwości anulowania ataku, by natychmiastowo wykonać unik, co doskwiera już nawet na normalnym poziomie trudności i w momentach, kiedy walczymy z większym przeciwnikiem, któremu towarzyszy kilku mniejszych. Niewygodne jest również korzystanie z przedmiotów szybkiego użytku - choć problem pojawia się dopiero podczas dłuższych i trudniejszych walk, kiedy to podczas akcji musimy się przedzierać przez kolejne przedmioty, których akurat nie potrzebujemy. Zabrakło tutaj opcji rozwinięcia listy przedmiotów i szybszego znalezienia ich.
Nie do końca wygodne jest przełączanie się pomiędzy celami, bo żeby to zrobić, musimy przytrzymać jeden przycisk i następnie użyć odpowiedniego drążka analogowego. Tyle dobrego, że klawisze możemy sobie dowolnie przypisywać. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet jeśli nie przeszkadza to na początku, może zacząć przeszkadzać w końcowych etapach, które też przecież są najbardziej wymagające. Grę ukończyłem na poziomie normalnym i było kilka sytuacji, w których niemal zmieniłem na niższy. Dla zainteresowanych: poziom trudności możemy zmieniać w każdej chwili poza scenkami, więc nie musicie się martwić, że źle wybierzecie i gdzieś utkniecie.
Mimo pewnych braków, system walki jest ciekawy i fajnie się rozwija na przestrzeni gry. Z podstawami zapoznajemy się w samouczku, ale wraz z postępami fabularnymi dochodzi wiele nowych możliwości. We wcześniejszej części recenzji wspominałem o korzystaniu z mocy naszych towarzyszy. Całość polega na tym, że przez ograniczony czas możemy przykładowo widzieć rzeczy niewidzialne, przyprawić nasze ataki ogniem, czy korzystać z teleportacji. Początkowo możemy używać tylko jednej mocy jednocześnie, ale z czasem twórcy pozwalają nam łączyć je ze sobą, co w niektórych walkach jest kluczem do sukcesu.
Nie ma więc w żadnym wypadku swoistego zastoju. Twórcy stopniowo i sukcesywnie częstują nas nowymi mechanikami, których użyjemy nie tylko podczas walki, ale również w trakcie eksploracji. Do tego dochodzi rozbudowane drzewko rozwoju, w którym rozbudujemy umiejętności naszego bohatera. Szkoda, że przy tym wszystkim zabrakło lepszej pracy kamery i opcji wpływających na jej zachowanie - czy przykładowo oddalenie.
Zmieńmy świat
Na potrzeby recenzji spędziłem ze Scarlet Nexus ponad 40 godzin. W tym czasie rozwiązałem kilkanaście zadań pobocznych, wszystkie wątki mające na celu budowanie więzi (Bond Episodes) i poznałem historię jednej z postaci. Zacząłem drugie przejście, którego jeszcze nie ukończyłem, ale już teraz mogę powiedzieć, że warto poznać obie ścieżki. Szkoda, że zadania poboczne to nic innego jak swoiste wyzwania (typu "zabij 2 przeciwników korzystając z określonej mocy") okraszone kilkoma linijkami tekstu od postaci, od której to zadanie otrzymujemy.
Mimo wszystko Scarlet Nexus to solidna pozycja. Szczerze mówiąc trochę stęskniłem się za czymś podobnym. Za tą japońską szkołą tworzenia gier. Bawiłem się bardzo dobrze, choć były momenty frustracji. Końcówka w pewnym momencie wydawała mi się przeciągnięta, ale zrzucam to na fakt, że przez ostatnie kilka dni w zasadzie nie odchodziłem od tej produkcji.
Całość prezentuje dobry poziom, ale mogło być oczywiście lepiej. Podczas grania na PlayStation 4 nie uświadczyłem spadków animacji, czy innego rodzaju problemów. Graficznie gra prezentuje się poprawnie, choć jednocześnie bardziej oko cieszy sam styl artystyczny, o czym też wspominałem wcześniej. Jeśli więc macie ochotę na rasowego przedstawiciela Action-jRPG z angażującą fabułą, Scarlet Nexus zapewni kilkadziesiąt godzin dobrej zabawy.
Ocena - recenzja gry Scarlet Nexus
Atuty
- Ciekawa stylistyka
- Muzyka
- Rozbudowany system walki
- Angażująca fabuła
- Plejada zróżnicowanych postaci
- Dwie różniące się od siebie ścieżki fabularne
- Bond Episodes stanowiące fajną odskocznię od wątku głównego
Wady
- Pewne braki w systemie walki
- Praca kamery
- Sporo statycznych przerywników
- Nieciekawe zadania poboczne
Scarlet Nexus to przyjemne Action-jRPG na kilkadziesiąt godzin. Oferuje dobrą fabułę, ciekawą stylistykę, udany system walki (choć mający pewne braki), wpadającą w ucho charakterystyczną muzykę i nieciekawe zadania poboczne - które pełnią raczej funkcję dodatkowych wyzwań. Warto jednak sprawdzić.
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (35)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych