Beyond a Steel Sky - recenzja gry. Dziecię z Wyrwy, ruszaj w drogę
Czasem lata oczekiwań na kontynuację jakiegoś dzieła sprawiają, że nadzieje robią się tak duże, iż trudno jest im sprostać. Niekiedy twórcy decydują się w takich sytuacjach stworzyć sequel, który będzie dość mocno odbiegał od pierwotnych założeń. Tak było w recenzowanym Beyond a Steel Sky, które zadebiutowało ostatnio na konsolach nowej generacji.
Niekiedy jesteśmy świadkami, gdy kontynuacji pewnych dzieł popkultury musimy wyczekiwać przez naprawdę długi okres. Czasem po prostu technologia pozwala na realizację zamierzeń twórców, innym razem potrzeba odpowiedniej przerwy przed powrotem do uniwersum, a jeszcze kiedy indziej chodzi po prostu o wytrwałość i pomysł, który wpada do głów utalentowanych ekip po wielu latach.
Na pierwszy z prequeli Gwiezdnych Wojen wyczekiwaliśmy 16 lat, podobnie było w przypadku okresu między "Ojcem Chrzestnym II", a "Ojcem Chrzestnym III" - tu znów 16 lat. Na "Kolor Pieniędzy" musieliśmy czekać jeszcze dłużej, albowiem ćwierć wieku. W branży gier również mamy takie przypadki - na kontynuację Beneth a Steel Sky, zatytułowaną Beyond a Steel Sky, przyszło największym fanom czekać 27 lat. Sporo, prawda? Cóż, pierwsza część debiutowała przed moimi narodzinami.
Nie ukrywam więc, że nie jestem jedną z osób, które przez lata wyczekiwały tego, aby ponownie wrócić do znanego świata. Powiem więcej - nie miałem styczności z odsłoną z 1994 roku, więc jest to dla mnie świeże podejście. Czy trzeba znać pierwszą część, aby zrozumieć kontynuację i czy można się dobrze bawić, wchodząc do tego świata z zerową wiedzą? A przede wszystkim - czy taka forma gry przygodowej dalej się broni? Na te i inne pytania odpowiem w samej recenzji.
Beyond a Steel Sky - O co chodzi?
Recenzowana gra to, jak wspomniałem, pełnoprawna kontynuacja projektu z 1994 roku. I to pod każdym kątem. Nie tylko dostajemy dalsze losy znanych bohaterów (z Robertem Fosterem na czele), ale także dokładnie tych samych twórców, którzy mieli okazję kreować pierwszą grę. Dave Gibbons i Charls Cecil wrócili do znanego sobie uniwersum i postanowili dostarczyć coś, co ma nie tylko spodobać się fenom Beneth a Steel Sky, ale także przyciągnąć nowe osoby.
Biorąc pod uwagę odbiór samej gry (debiutowała przecież na PC oraz urządzeniach z systemem iOS ponad 1.5 roku temu), rzeczywiście się udało. Pod koniec listopada 2021 gra trafiła w końcu na wszystkie pozostałe sprzęty - konsole od Sony i Microsoftu (poprzedniej i nowej generacji), a także Nintendo Switch. Wymówki przed ograniem rzeczonego tytułu właściwie się skończyły - pozostało się za niego zabrać.
I choć nie mogę wypowiadać się z perspektywy persony, która pamięta wydarzenia pierwszej części, to jak najbardziej jestem w stanie stwierdzić, czy nowe osoby powinny sięgać po recenzowane Beyond a Steel Sky. Cóż, odpowiedź jest krótka - tak. Dostajemy tu bowiem całkowicie zmienioną formułę rozgrywki, która została kapitalnie przystosowana do naszych czasów. Nie tylko pod względem samych mechanik, ale również grafiki i rozwiązań fabularnych.
Orwell byłby dumny
Już po pierwszych godzinach gry zaczynamy rozumieć, że trafiliśmy do świata, gdzie kluczowa dla jego funkcjonowania jest ścisła inwigilacja. Wszyscy mieszkańcy, którzy chcą żyć stosunkowo dostatnio, płacą swoją prywatnością. W głównej metropolii mamy oczywiście bardzo wysokie standardy życia, opiekę społeczną, darmowe napoje, ale… Trochę jak z Facebookiem. Niby za darmo, a jednak płacimy informacjami o nas.
Bardzo szybko można znaleźć w recenzowanym Beyond a Steel Sky nawiązania do jednej z najznamienitszych powieści George’a Orwella, „Roku 1984”. Tam również obserwowaliśmy społeczeństwo, które cały czas było monitorowane i kontrolowane, a każdy odchył od normy traktowano jako przejaw niesubordynacji lub coś na wzór błędu w stałym kodzie. Tu można się poczuć identycznie i szybko sami cierpimy przez zaszczucie.
Rewia barw w Beyond a Steel Sky
Muszę jednak wspomnieć, że gdy czytałem „Rok 1984”, wszystko wyobrażałem sobie jako mroczne i brudne. Świat wykreowany przez George’a Orwella miał dla mnie odcienie szarości i widziałem go jak industrialną krainę, która wypełniona jest smogiem i metalem. W recenzowanej grze jest inaczej. Beyond a Steel Sky rzuca nas do naprawdę pięknego, baśniowego świata. Takiego, w którym mogłaby się dziać akcja bajki dla dzieci.
Jest tu serio kolorowo, a komiksowa oprawa graficzna ze wszystkimi tymi pastelowymi barwami sprawia, że naprawdę dobrze się na to patrzy. Klimat nie przytłacza i nie męczy, a to ogromna zaleta. Mam wrażenie, że poczucie inwigilacji, które budowane jest przez „znajdźki” i kolejne rozmowy, mogłoby być po prostu zbyt przytłaczające, gdyby uzupełnić je o brudny klimat rodem z postapokaliptycznych dzieł science fiction.
W tym przypadku znaleziono zdecydowanie odpowiedni balans, co na pewno nie było łatwym zadaniem. Wystarczy spojrzeć, jak kolosalna różnica jest pomiędzy tą odsłoną a grą z 1994. Tam właściwie nie można się było wcale opierać na walorach graficznych - tu mogą one służyć jako część opowieści. I niekiedy rzeczywiście się tak dzieje, choć mam wrażenie, że to bardziej rozładowanie napięcia. A może, jak się później okazuje, zaledwie uśpienie czujności? Nie zdradzę!
Wady są, nie można ukryć
Choć recenzowany Beyond a Steel Sky na PlayStation 5 wypada naprawdę dobrze, to ma kilka minusów, których po prostu nie można pominąć. Jednym z nich jest optymalizacja - twórcy oferują coś, co stało się już niejako standardem. Dostaliśmy Tryb Wydajnościowy i Tryb Graficzny. Ten pierwszy to oczywiście większa liczba klatek i mniejsza liczba detali, a ten drugi zupełnie odwrotnie. Wychodząc z założenia, że w grze przygodowej nie potrzebuję maksymalnej płynności, postawiłem na wygląd.
I jak wspomniałem w poprzedniej części tekstu, do nich nie ma sensu się przyczepiać - jest bardzo dobrze. Gorzej wypada natomiast kwestia płynności. Nie trzeba być specem z Digital Foundry, aby zauważyć okazjonalne spadki klatek. Właściwie to nie tak, że dzieje się dużo na ekranie i nagle dochodzi do „dropów”. Mam wrażenie, że w Beyond a Steel Sky na PS5 są one wręcz losowe. Nie jest to coś, co psuje rozgrywkę, ale jednak troszkę irytuje.
Kolejny minus należy się zdecydowanie za kwestie dialogów. Bywa zabawnie, przyjemnie i płynnie, ale uważam, iż w 2021 roku można troszkę zabezpieczyć powtórne klikanie tego samego. Po pierwsze - gra tylko delikatnie zmienia barwę opcji dialogowej, którą już wcześniej wybraliśmy. Prawie wcale tego nie widać. Po drugie - wybierając tę samą, nie jesteśmy w żaden sposób blokowani. Po trzecie - przy przewijaniu rozmów potrafią się one niejako rozjechać (tekst swoje, postać swoje). Można było to lepiej rozegrać.
Podsumowując…
Wydaje mi się, że pomimo kilkunastu miesięcy od premiery gry na PC, ta wciąż ma podobne błędy, o których czytałem wtedy w recenzjach. Optymalizacja dalej niby jest, ale jednak jej nie ma, a niektóre problemy zdają się wciąż denerwować w podobnym stopniu. Niemniej, jeśli chodzi o samą przygodę, trudno się tu do czegokolwiek przyczepić. To naprawdę przyjemny przedstawiciel gier przygodowych XXI wieku, a przechodzenie tej pozycji do recenzji było przyjemnością.
Jest ładnie, jest zagadkowo i jest stosunkowo logicznie. Ciąg przyczynowo-skutkowy, który bez wątpienia jest fundamentalną kwestią dobrych przedstawicieli tego gatunku, w Beyond a Steel Sky funkcjonuje na najwyższym poziomie. Grając, nie miałem wrażenia, że potrzebowałem farta, żeby dobrze układać konkretne sekwencje zdarzeń. Nie trzeba też klikać na oślep albo setki razy wracać do jednego miejsca. Chwila dedukcji i rozwiązane.
Kluczowe dla dobrej zabawy w recenzowanej grze nie jest więc to, czy zna się poprzedniczkę. Jest kilka nawiązań, ale bardzo szybko zaczynamy przyzwyczajać się do tego świata. Tu najważniejsze jest to, czy lubi się gry przygodowe, które łączą w sobie elementy point&click, a także po prostu platformówki w 3D. Liczę, ze najbliższa aktualizacja poprawi pewne aspekty, albowiem wtedy lekką ręką będę mógł dodać do oceny przynajmniej jeden stopień.
Ocena - recenzja gry Beyond a Steel Sky
Atuty
- Ciekawa warstwa graficzna
- Wciągająca historia
- Sensowny ciąg przyczynowo-skutkowy
- Mnóstwo interesujących postaci
Wady
- Spadki płynności
- Niedopracowany interfejs rozmowy
- Mniejsze błędy, które potrafią irytować
By dobrze bawić się w Beyond a Steel Sky nie trzeba znać pierwszej odsłony - wystarczy lubić ten typ produkcji. Warto jednak pamiętać, iż nie jest to produkcja pozbawiona błędów i przy okazji debiutu na nowych konsolach dalej się ich nie wystrzega.
Graliśmy na:
PS5
Przeczytaj również
Komentarze (15)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych