Shadow Warrior 3 – recenzja i opinia o grze [PS4, XSXS, XOne, PC]. Czarny koń roku z czarnym humorem
Pierwszy kwartał 2022 roku to tak ogromny zalew różnego rodzaju produkcji, że wyjątkowo trudno znaleźć na wszystko czas. Od produkcji Indie, przez te średniej wielkości, aż po największe AAA, w których możemy spędzać od kilkudziesięciu do nawet kilkuset godzin. Można czasem odnieść wrażenie, że trzeba albo zwariować, albo być niezwykle pewnym swojego projektu, aby rzucać go w tak gorący okres.
I o ile przy największych tytułach właściwie każdy może śmiało prężyć muskuły i z wypiętą klatką piersiową kroczyć przed siebie, o tyle przy tych nieco mniejszych trzeba mieć sporo zaufania do swojego dzieła. Niektórzy powiedzą, że to po prostu głupota, albowiem taka gra szybko zginie w zalewie innych, po które gracze całymi tabunami rzucą się do najbliższych sklepów z elektroniką lub na wirtualne regały.
Ja uważam nieco inaczej - w niektórych przypadkach, jak już wspomniałem, może to świadczyć po prostu o ogromnej pewności. Jeśli jakiś tytuł z niższego segmentu budżetowego pojawia się w tak zapchanym kalendarzu, to znaczy, iż twórcy są go w stu procentach pewni. Wiedzą, że niczego mu nie brakuje. I tak właśnie jest w przypadku Shadow Warrior 3, do którego recenzji serdecznie Was zapraszam.
Shadow Warrior 3 - Kolejny Etap
Recenzowany Shadow Warrior 3 to trzecia (cóż za zaskoczenie) odsłona serii, za którą odpowiada nasze rodzime Flying Wild Hog. W 2013 roku wypuścili pierwszą część (ta została bardzo ciepło przyjęta), trzy lata później dostaliśmy kontynuację (która okazała się jeszcze lepsza), a 1 marca, a więc po ponad 5 latach, zadebiutuje trzecia gra z serii. I już teraz zdradzę, że to kolejny znakomity krok.
Wyobraźcie sobie teraz taką sytuację. Budzicie się lekko skacowani i nie do końca ogarniacie, co się wokół Was dzieje. Cały czas czuć bujanie. Nie jesteście jednak na łodzi, a z Waszym błędnikiem wszystko zdaje się dobrze. Schodzicie z samochodu. Tak, bo na nim się obudziliście. Cóż, warto dodać, że samochód stoi na środku salonu. A salon jest zniszczony. Właściwie jak cały dom…
To bujanie natomiast… Wasz przybytek jest w kompletnej ruinie i na szczycie jakiegoś dziwnego pasma górskiego. Normalka, typowy dzień w biurze, co nie? Kto jest temu winny? Ten ogromny smok, którego można dojrzeć z okna, a który raczej nie pała do Was miłością. Właściwie to doszło do czegoś na wzór końca świata. I choć można oczywiście obwiniać wszystkich dookoła, to… Tak, to Wasza wina.
I dokładnie w tak absurdalny sposób zaczyna się przygodę w recenzowanym Shadow Warrior 3. Już wtedy wiedziałem, że czeka mnie coś, czego od dawna potrzebowałem. Maksymalne odprężenie, kupa śmiechu rodem z najlepszych kreskówek dla dorosłych i sieczka, jakiej nie spodziewacie się nawet po najgrubszych slasherach i produkcjach gore rodem z azjatyckich piwnic.
Jazda bez trzymanki i hamulców
Jeśli czytając powyższe akapity, rodzi Wam się w głowie jedno wielkie „WTF”, to… Słusznie. Dokładnie taki klimat ma ta produkcja. Nie traktujcie tego jednak jako wada - to prawdopodobnie największa zaleta tej gry i spoiwo dla wszystkiego, co w niej znajdziecie. A zdecydowanie jest co robić. Niech bowiem nie zmyli Was fakt, że sama przygoda przygotowana została na około 10 godzin (mi zeszło ciut mniej).
Pod względem samej rozgrywki dostajemy to, co w poprzednich odsłonach. Tylko wszystko jakby „bardziej”. To wciąż FPS, który w pewnym sensie nawiązuje do fenomenu serii DOOM, a przy tym umoczony jest w sosie z czarnego humoru, jaki możemy znać na przykład z Deadpoola. I choć nie ma tu przełamywania ściany między recenzowanym Shadow Warrior 3 a graczem, to nawiązania do popkultury sypią się jak z rękawa.
Piosenki o mordowaniu upiorów śpiewane w rytm kolęd, masa easter eggów w wypowiedziach głównego bohatera i pełno żartów na poziomie, który nie wywołują ścisku zażenowania. Mój ulubiony? Gdy raz śmigałem na kotwiczce (jeszcze do niej wrócę), moja postać zaczęła nucić melodię przewodnią ze Spider-Mana! Kapitalne, niby proste, a wcale się tego nie spodziewałem. Przez kolejne godziny zabawy uśmiech nie schodził mi z ust.
Jak zabijać? Jak chcesz!
Ogromną siłą Shadow Warrior 3 jest także arsenał, który dostajemy w nasze ręce. Do wyboru, do koloru. Zaczynamy ze zwykłą spluwą i kataną, a później - w miarę postępu fabuły - pojawia się cały szeroki wachlarz nowych możliwości. Lasery, wyrzutnie bomb, rewolwery, strzelby, a nawet kusze strzelające shurikenami! Ah, nie wspomniałem o przeróżnych mocach związanych z żywiołami i zdolności odbierania broni przeciwnikom po wykonaniu na nich akcji specjalnej.
Same owe akcje działają naprawdę genialnie. Przypominają nieco fatality z serii Mortal Kombat (rozłupywanie czaszek, wyciąganie organów, wyrywanie kręgosłupa i tak dalej), ale zawsze coś ze sobą niosą. Jeśli więc naładuje nam się pasek (który zapełnia się przy okazji ubijania wrogów), zdecydowanie warto korzystać. Można - jak wspomniałem - odebrać broń albo dodać sobie zdrowia, zamrozić innych i tym podobne. Dzieje się dużo.
Co ważne, w całym tym bałaganie, który rozgrywa się na naszych ekranach w recenzowanym Shadow Warrior 3, wcale nie jest się tak łatwo zgubić. Oczywiście, bywają starcia, gdzie ponosi się wrażenie, iż najlepszą opcją jest po prostu ciachać na oślep i strzelać czym popadnie, ale w ogromnej większości, da się kontrolować wydarzenia. I bardzo pomaga w tym kotwiczka, o której wspomniałem. Ta nie tylko jest świetnym dodatkiem do poruszania się po mapie, ale świetnie przydaje się w starciach.
Możemy bowiem przyciągać się do wrogów i niektórych powierzchni, dzięki czemu całość zyskuje dodatki dynamikę i pozwala nam bardziej kontrolować wydarzenia z placu boju. Gdy bowiem musimy się przemieścić, wystarczy użyć linki i zapewnić sobie lepszy ogląd na to, ile głów musimy jeszcze ściąć i jak wiele kończyn trzeba odstrzelić. To taka brutalność, którą po prostu uwielbiam w grach wideo.
Czy Shadow Warrior 3 ma wady?
No dobra, dobra - cały czas piszę w tej recenzji o tym, jak wspaniałym projektem jest Shadow Warrior 3. Cóż, jest to bowiem fakt. Niemniej, nie możemy tu mówić o pozycji bezbłędnej. Ma pewne minusy, które da się wychwycić dość szybko, a także kilka, które dałem radę zauważyć dopiero po pierwszych godzinach zabawy. I choć nie jest to coś, co bardzo przeszkadza, to z dziennikarskiego obowiązku muszę o tym wspomnieć.
Przede wszystkim, choć spełniam wymagania systemowe, notorycznie doświadczałem spadków klatek przy przejściach z rozgrywki na sceny przerywnikowe. I jest to dość dziwny moment, albowiem wydawać by się mogło, że najbardziej obciążające są walki z dziesiątkami przeciwników, którzy strzelają w nas, gryzą nas i starają się nas ciachać. A jednak nie - tam wszystko śmiga płynnie, a gdy dostajemy animacje, to choć przygotowane są starannie, potrzebują kilku sekund na normalne działanie. Czasem irytowało.
Co do samej rozgrywki - tu największym minusem jest chyba fakt, iż po kilku godzinach rozgrywki, pewne plansze zaczynają zlewać się w jedno. Jasne, między kolejnymi pojedynkami z zastępami demonów dostajemy korytarzowe momenty, gdzie czerpiemy radość z bardzo przyjemnego poruszania w roli ninja, ale niekiedy to za mało. Wiem, że mówimy tu o projekcie, którego fundamentem jest walka i strzelanie, ale jeśli już tak fajnie zrobiono kwestie przemieszczania, można było je bardziej wykorzystać.
Gdy jest bowiem tego mało, kolejne walki po prostu zaczynają się nieco dłużyć i można odnieść wrażenie, jakby w kółko robiło się to samo. Twórcy oczywiście chcieli tego uniknąć, stąd tak ogromny wybór broni i możliwości zabijania, ale po kilkugodzinnej sesji nawet humor, który do mnie trafia, przestaje maskować to, że jest podobnie. Niemniej - wystarczy na chwilę zrobić sobie przerwę i po kilku minutach czyszczenie świata ze zła znów staje się przyjemnością.
Shadow Warrior 3 - Podsumowanie
To właśnie ta przyjemność jest tu kluczowa. Shadow Warrior 3 to gra, która jest czystą frajdą w pełnym tego słowa znaczeniu. Recenzowany projekt pozwala oderwać się od świata rzeczywistego i zanurzyć w otchłani absurdu, satysfakcji i śmiechu. Choć jeszcze przed zagraniem wiedziałem, że czeka mnie wybitna przygoda, to powiem szczerze, iż nie spodziewałem się czegoś tak fajnego.
Flying Wild Hog znów dowieźli. Ekipa z Polski ponownie dostarczyła projekt, który nie odstaje od największych produkcji z całego świata - znów rozwijając swoją głośną serię. I niech nie odrzuci Was fakt, iż został wydany w tak napiętym terminie. Jak wspomniałem we wstępie - to nie głupota, a pewność i duża wiara w to, co się zrobiło. Tutaj widać to gołym okiem i rzeczywiście przekłada się to bezpośrednio na jakość produkcji.
Jeśli więc lubicie ostrą sieczkę, dynamiczną akcję i gry wypchane humorem aż po brzegi - nie wahajcie się. Dostaniecie to wszystko i jeszcze sporo w gratisie. Nie mamy nawet marca, a ja już teraz mam pewność, że miałem niebywałą przyjemność spędzić mnóstwo czasu w świecie inspirowanym azjatyckim klimatem, który będzie walczył w moim prywatnym rankingu o miano GOTY. To jak rollercoaster w najlepszym parku rozrywki, który daje przyjemność samym tempem jazdy.
Ocena - recenzja gry Shadow Warrior 3
Atuty
- Kapitalne podejście do komizmu
- Masa gagów i easter eggów
- Świetna kreacja głównego bohatera
- Pomysłowe bronie i sposób walki
- Kotwiczka robi robotę w pojedynkach oraz przy poruszaniu
- Satysfakcjonujące starcia i ogromna dynamika
- Frajda w najczystszej postaci
Wady
- Spadki płynności animacji przy przejściach na sceny przerywnikowe
- Niekiedy można poczuć monotonię działań
Shadow Warrior 3 to idealna kontynuacja uznanej serii. Flying Wild Hog raz jeszcze dostarcza nam projekt bardzo dopracowany i pełen pokręconych żartów, brudnej komedii oraz satysfakcjonującego ścinania głów. I tak, jak mamy do czynienia z czarnym humorem, tak samo możemy mówić o czarnym koniu 2022 roku.
Graliśmy na:
PC
Przeczytaj również
Komentarze (52)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych