Wyjazd na weekend (2022)

Wyjazd na weekend (2022) - recenzja, opinie o filmie [Netflix]. Kolejna adaptacja takiej samej powieści

Piotrek Kamiński | 05.03.2022, 20:00

Świeżo upieczona mama jedzie ze swoją przyjaciółką na wakacje do Chorwacji. Noc klubowania i podrywania przypadkowych chłopaków kończy się bólem głowy, wyrzutami sumienia i... Zaginięciem przyjaciółki. Co się z nią stało? Czy jest bezpieczna? Czy główna bohaterka miała z tym coś wspólnego? Czy kogoś to obchodzi? W tekście znajdą się nieprecyzyjne spoilery, ale spoko - I tak nie warto. 

Autorki umiarkowanie akceptowalnych thrillerów mają teraz z Netflixem raj. Czerwoni na potęgę skupują prawa do wszystkiego co się da, a jeśli do kompletu nie trzeba na to wydawać za dużo pieniędzy, to już w ogóle luksus i produkcja dostaje zielone światło zanim jeszcze umowa licencyjna zostanie podpisana. Dostajemy więc kolejne filmy i seriale o niepewnych narratorkach, które każdorazowo są tylko cuchnącą na kilometr zmyłką, podczas gdy prawdziwe rozwiązanie jest albo prostackie, albo niedorzeczne. Albo, tak jak dzisiaj, oba naraz.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wyjazd na weekend (2022) - recenzja filmu [Netflix]. A mama mówiła "nie pij" 

Kate i Beth na imprezie

 

Ok, jak można rozpoczynać swoją historię o zaginionej dziewczynie od pokazania jej zwłok pływających w wodzie?! Żeby jeszcze sprawa była od początku szybka, jasna i oczywista, ale najpierw cały pierwszy akt dziewczyny spędzają razem, a później, od momentu zaginięcia, musi upłynąć 25 minut zanim film nie powie nam czegoś, co i tak wiemy. Kto wymyślił, że to będzie dobry pomysł? Beth (Leighton Meester) przyjeżdża do Chorwacji na wczasy ze swoją przyjaciółką, Kate (Christina Wolfe), mimo że nie ma na to ochoty i zostawiła w domu ciągnące cycka dziecko. Dziewczyny zaliczają dosłownie jedną noc balowania, ponieważ Kate uważa, że jej koleżanka powinna kopnąć męża w tyłek, skoro od roku nie uprawiał z nią seksu, i tyle wystarczyło żeby zaginęła i żeby rozpoczął się festiwal absurdów, niedorzeczności i zbiegów okoliczności. Zapnij pasy. 

Fabuła "Wyjazdu na weekend" to jeden wielki dowcip. Główna bohaterka trafia na najbardziej sympatycznego taksówkarza na świecie (Ziad Bakri), który do kompletu ma dojścia i jest więcej niż zaradny. Z drugiej strony barykady czekają na nią absolutnie najbardziej niemożliwi, buraccy policjanci we wszechświecie, którzy patrzą na nią podejrzliwie i pytają, czy jest ćpunką po tym, jak ta opowiedziała im, że ktoś dosypał jej czegoś do drinka i nie ma pojęcia gdzie jest jej przyjaciółka. Dziewczyna musi kręcić się między nimi aby spróbować ustalić prawdę, a kolejne fałszywe tropy rzucane przez scenarzystów co i raz przerzucają podejrzenie z jednej osoby na drugą. Byłby z tego całkiem w porządku, głupkowaty thriller, gdyby nie to, że kolejne zwroty i tajemnice nigdy nie przestają się pojawiać. Jeden za drugim, pchają i tak mało sensowną fabułę w paszczę szaleństwa. 

Wyjazd na weekend (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Rozwiązanie bez krztyny sensu 

Taksówkarz-detektyw

 

Aktorsko i artystycznie jest tak jak należało się tego spodziewać, czyli rzemieślniczo. Nic w filmie Kim Farrant, autorce hitów takich jak "Tajemnice anioła" i "Strangeland" nie wybija się ponad przeciętność i nie ma co się na ten temat rozgadywać. Zwłaszcza, kiedy to zagadka w tym kryminale jest tak popsuta, że można by o niej pewnie i całą książkę napisać!

Pomijam już nawet absurdy takie jak nieskazitelnie piękna, tylko przypudrowana na biało twarz topielca, który "spędził trochę czasu w wodzie", niewinny podejrzany, który nawet nie próbuje się bronić, czy zboczony właściciel (albo pracownik, nie pamiętam) hotelu, dzięki któremu rozwiązanie zagadki powinno być trywialnie proste. Dlaczego nie jest? Bo ktoś zwyczajnie nie zauważył, że mu się scenariusz nie klei. To znaczy zauważył, ale tylko połowicznie.

Rozwiązanie zagadki, jak to często bywa w tego typu produkcjach, wjeżdża na sam koniec, oczywiście w formie jeszcze jednego, ostatniego zwrotu akcji. Prawda wychodzi na jaw właściwie przypadkiem, ale raz, że to kompletny absurd, że dowód w ogóle znalazł się w tym akurat miejscu, a dwa, że sceny, które oglądamy jako retrospekcję prawdziwych wydarzeń tamtej nocy powinny były być doskonale znane policjantom, biorąc pod uwagę to, co wiemy. I tak oto absolutnie poprawny, choć ze wszech miar średni thriller staje się dziurawą, naciąganą do granic możliwości komedią. Szkoda tylko, że dzieje się to wbrew planom reżysera. Moim zdaniem strata czasu.

Atuty

  • Poprawna gra, reżyseria i warstwa techniczna.

Wady

  • Pełna niesamowitych zbiegów okoliczności, dziurawa jak ser fabuła.

"Wyjazd na weekend" to kolejny nijaki thriller Netflixa na podstawie względnie niezłej książki. Akcja gna na złamanie karku, zapominając po drodze o logice i zasadniczo błagając widza o wyłączenie mózgu. Jeśli dasz radę to zrobić, to może Ci się nawet spodoba.

4,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper