Piraci: ostatni królewski skarb (2022)

Piraci: Ostatni królewski skarb (2022) - recenzja, opinie o filmie [Netflix]. Koreańscy korsarze

Piotrek Kamiński | 09.03.2022, 21:00

Ekipa piratów, wespół z grupką bandytów wyrusza na poszukiwanie wielkiego skarbu, zanim dobiorą się do niego ich rywale i duchy z przeszłości. Jak "Piraci z Karaibów", tylko... Gorzej. Ale za to z typową dla kina azjatyckiego werwą!

Koreańczycy potrafią w kino gatunkowe, więc niezmiernie ciekawiło mnie, co zaprezentują w temacie filmów o piratach. Nie jest to prosty gatunek i poza "Piratami z Karaibów" Verbinskiego właściwie wszystkie próby pokazania bukanierskich przygód na wielkim ekranie kończyły spektakularną klapą. Już sama warstwa techniczna wymaga nie byle jakich nakładów finansowych, a przecież potrzeba jeszcze mocnego scenariusza, charakterystycznych bohaterów, choreografii, muzyki. Właściwie każdy jeden element takiego filmu bardzo łatwo jest zepsuć, na czym mocno ucierpi cała produkcja, bo albo cały film ma odpowiedni ton i klimat, albo cały jest klapą. Wręczenie takiego projektu początkującemu reżyserowi nie było najlepszym pomysłem pod słońcem. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Piraci: Ostatni królewski skarb (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Mierna charakteryzacja 

Szef bandytów i kapitan piratów

 

Ekipa bandytów pod dowództwem Woo Moo-Chi dogorywa na tratwie, palona nieubłaganym słońcem, kiedy zostają  uratowani przez kapitan Hae-Rang i jej piracką załogę. Kilka miesięcy później dokonują abordażu przepływającego akurat obok statku, gdzie dowiadują się o istnieniu wielkiego, ukrytego skarbu. Mają już mapę, mają czas i chęci, więc ruszają na poszukiwania! I tak przez dwie godziny.

Nie licz na to, że dowiesz się czegoś więcej o pani kapitan piratów, albo w ogóle o jej załodze. W zasadzie jedyną postacią, która ma w sobie deko osobowości jest szef bandytów, Moo-Chi. W drugiej połowie filmu dowiadujemy się jak to się stało, że został bandytą, co nim kieruje, jaki jest jego cel. Nie ma tego zbyt wiele, ale dostajemy chociaż jedną postać, z którą można sympatyzować. Zawsze coś.

Brak odpowiedniego zaplecza fabularnego u znakomitej większości bohaterów to nie jedyny problem filmu. Podobnie ma się sprawa z całą resztą fabuły. Najlepiej byłoby wręcz znać odrobinę koreańskiej historii żeby samemu nadać wydarzeniom kontekst, ponieważ film nie robi tego w żaden skuteczny sposób. Nic nie jest porządnie umotywowane - od początku do końca filmu nasi piraci pchają się w kolejne miejsca, gdzie znajdują wskazówkę co do dalszej podróży, więc wybierają się tam i tak dalej i tak dalej. Niemalże jak podwórkowa gra w podchody, w której biegało się po prostu od strzałki do strzałki, aż doszło się do końca, po drodze wykonując czasami jakieś zadania. A tu potrzebny byłby jakiś RPG, coś chwytającego, stawiającego wydarzenia w odpowiednie ramy, stawiającego solidne fundamenty pod poszczególne postacie i relacje między nimi. Niestety, zamiast tego reżyser poszedł w komedię. I to taką niezbyt dobrą, przynajmniej nie dla typowego widza z Polski. Eh. Nakręciłby już ktoś po prostu filmową wersję "Małpiej wyspy"...

Piraci: Ostatni królewski skarb (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Niezłe walki i kiepskie żarty

Moo-Chi

 

Często powtarzam, że humor jest rzeczą bardzo subiektywną więc nie powinno się jakoś bardzo czepiać filmu za suche żarty, bo dla innych ludzi mogą być one szczytem szczytów dowcipkowania. Ja nie przepadam za "Kapitanem bombą", ale wielu moich znajomych uważa, że nie ma lepszego serialu animowanego. Nadal za to bawią mnie "Głowa rodziny" i "South Park". Moim zdaniem solidny gag powinien być odpowiednio zbudowany - przygotowanie podłoża, zwrot, puenta. Najlepiej jeśli scenarzyści potrafią wykorzystać go w satysfakcjonujący sposób kilka razy, tak żeby mógł po drodze ewoluować. Odpowiedzialni za "South Park" Trey Parker i Matt Stone byli kiedyś mistrzami tego typu humoru, a i Seth MacFarlane potrafił atakować jeden temat z kilku stron zanim przygody Petera Griffina i jego rodziny nie dewoluowały w festiwal niepowiązanych z niczym, umiarkowanie humorystycznych klipów. Żaden z nich nie zniżył się natomiast nigdy do prostackiego robienia głupich min i przewracania się o własne nogi, a dokładnie tak wygląda 90% żartów w dzisiejszym filmie. Raz na pół godziny uda się szczerze zaskoczyć i rozbawić widza, ale to wciąż tylko 4 dobre dowcipy na cały film. Mało.

Obiektem większości żartów w pierwszej połowie filmu jest wspomniany już Moo-Chi, bo doskonała pani kapitan jest zbyt doskonała aby móc zrobić cokolwiek niepoważnego. W drugiej połowie rola ta spada na bufonowatego Mak-Yi, ponieważ Moo-Chi zalicza progres i staje się poważniejszą, nawet godną szacunku postacią. Pokazuje też swój talent do szermierki, krzyżując miecze z wieloma przeciwnikami. I trzeba przyznać, że choć walki na miecze w koreańskich "Piratach" nie są przesadnie realistyczne, to przynajmniej nakręcono je z energią i pomysłem. Kamera trzyma się blisko walczących, miecze wyszczerbiają się zapewne od ciągłego zderzania się z klingą przeciwnika, piruety i inne zbędne ruchy, które w prawdziwym życiu szybko zakończyłyby się śmiercią walczącego tutaj służą spektaklowi. Grunt to nie oczekiwać realizmu.

Jak to często bywa w kinie azjatyckim, umiar nie istnieje. Miecz rażony piorunem dla zwiększenia obrażeń? Jasne, czemu nie. Wystrzeliwywanie ludzi wysoko w powietrze i lądowanie właściwie bez szwanku, czy to po władowaniu się na rogi jakiegoś byka, czy zostaniu połkniętym przez wieloryba? Tak, proszę. Prądy wodne ciągną nas setki metrów pod wodą, wśród pięknych meduz, które na szczęście nigdy nikogo nie parzą i nie robią mu krzywdy, bo mają jedynie ładnie wyglądać. Niestety, wcale nie wszystkie efekty wizualne prezentują zadowalający poziom. Część otoczeń boleśnie razi w oczy plastikowością, skutecznie wyrywając widza z seansu. Na szczęście niemalże zawsze natychmiast po tym twórcy prezentują nam zapierające dech w piersiach zachody słońca, ogromne panoramy nieskazitelnie czystego morza i tym podobne widoczki, z których każdy mógłby zapewne być niezłą tapetą na pulpicie komputera.

"Piraci: Ostatni królewski skarb" to taki ubogi krewny tych z Karaibów. Kino przygodowe z elementami humorystycznymi, z tym że ani przygoda nie jest przesadnie porywająca, ani humor nie zrzuci raczej nikogo z krzesła. Aktorzy zawstydziliby swoją teatralnością nawet najbardziej przebojowych, najbardziej ekspresyjnych wykonawców dziecięcych teatrzyków na świecie, efekty wizualne na przemian bawią i robią wrażenie, a muzyka niby brzmi dostatecznie piracko, ale ten prostacki podkład w stylu "dupci dupci" sprawia, że nie potrafię się w nią wczuć. To dwugododzinna antyteza dobrego filmu pirackiego, lecz mimo to, potrafi utrzymać widza w fotelu. Mogło być gorzej, ale z drugiej strony, powinno było być niebo lepiej. Podręcznikowy średniak.

Atuty

  • Widowiskowa akcja;
  • Parę niezłych żartów;
  • Ładne zdjęcia;
  • Kostiumy.

Wady

  • Słabo rozpisana historia;
  • W większości płascy, słabi bohaterowie;
  • Efekty wizualne zazwyczaj poprawne, ale jak już nie działają, to spektakularnie;
  • Dziwny miks pirackich smyczków z dance'owym podkładem jak z lat 80ych.

"Piraci: Ostatni królewski skarb" to film o tyle interesujący, że reprezentuje gatunek szczegółowo zdefiniowany i raczej nie ruszany przez Koreę, przy czym twórcy w nosie mają standardy, dając nam film, który zasadniczo nie działa, ale przyciąga właśnie tą swoją dziwnością. Niezbyt udany, ale ciekawy eksperyment.

5,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper