Książę (2020) - recenzja, opinie o filmie [Monolith films]. Robin Hood naszych czasów
Prawdziwa historia kradzieży tak prostej i zuchwałej, że aż trudno uwierzyć, że mogła się wydarzyć. Czy można pożyczyć sobie obraz z muzeum jeśli ma się dobre chęci?
Uwielbiam brytyjski humor, tak teoretycznie prosty, a jednak wymagający niesamowitej powściągliwości ze strony aktora, pewnej elegancji i wyczucia od autora i z pewnością odpowiedniego podejścia w przypadku odbiorcy. Nie każdego rozbawi żart powiedziany z kamienną twarzą, pozbawiony nagłej, głośnej reakcji i podobnych fajerwerków. Nikt nie krzywi się dziwacznie, nie robi niczego obrzydliwego. To sama sytuacja jest komiczna i trzeba dobrze się w nią wczuć, aby prawdziwie ją docenić. Jak wtedy gdy policja w telewizji tłumaczy przebiegłość, zorganizowanie i potencjalne położenie złodziei, twierdząc, że z całą pewnością mamy do czynienia z profesjonalnym złodziejem sztuki, podczas gdy sprawca siedzi w domu, względnie niedaleko i popija zupkę, kłócąc się z żoną. Taki to film.
Książę (2020) - recenzja filmu [Monolith films]. Zupełnie nieprawdopodobna historia
Kempton Bunton (Jim Broadbent) jest taksówkarzem i przy okazji aktywistą, bardzo wokalnie wyrażającym swoją niechęć do działań rządu. Obecnie jego uwaga skupia się na oprotestowywaniu abonamentów telewizyjnych dla osób starszych i biednych. Pan Bunton twierdzi, że telewizja powinna być darmowa i ogólnodostępna. Jest o tym przekonany na tyle mocno, że nie ma zamiaru płacić choćby nawet miał za to iść do więzienia.
Idzie więc za to do więzienia. Na krótko, ale jednak. Jego żona (Helen Mirren) ma już dosyć ciągłego słuchania marudzenia swojego męża. Ma też dosyć jego częstego rozmijania się z prawdą. Za to ich syn (Fionn Whitehead) zdaje się stać po stronie taty. Kiedy z telewizji dowiadują się, że słynny portret Księcia Wellingtona został zakupiony przez brytyjski rząd aby tylko zatrzymać go w kraju, a biedni emeryci wciąż muszą płacić ten przeklęty abonament telewizyjny, rodzi się w nich plan - zwędzić obraz, a następnie zażądać zań okupu, który rządzący musieliby przeznaczyć na emerytów!
Historia przedstawiona w filmie jest raczej prosta, ale to właśnie w tej prostocie kryje się cała jej siła. Broadbent i Mirren jako stare małżeństwo są po prostu doskonali. On szczery do bólu, poczciwy i uparty jak krowa. Ona praktyczna, dbająca o rodzinę i zmęczona jego wiecznymi krucjatami przeciwko światu. Już same ich interakcje są komediowym złotem, a kiedy tytułowy książę znajduje się już bezpiecznie za fałszywymi plecami szafy w ich domu, robi się tylko zabawniej. Aż mnie skręcało, kiedy Bunton obiecywał swojej żonie, że koniec z dziwnymi pomysłami i kłamstwami. Cóż technicznie rzecz biorąc nie kłamał, bo mleko zdążyło się już rozlać. Największą beczką śmiechu jest jednak jego sprawa sądowa (to nie spoiler, cały film dosłownie zaczyna się od Kemptona Buntona na sali sądowej), podczas której nasz bohater zdaje się po prostu dobrze się bawić, za nic mając potencjalne konsekwencje.
Książę (2020) - recenzja filmu [Monolith films]. Kamera też opowiada historię
Film Rogera Michella jest również bardzo przyjemnie wyreżyserowany. Zbudowany w znacznej mierze z raczej długich ujęć, poprzecinanych zbliżeniami tylko tak, gdzie było to rzeczywiście konieczne. Kamera czasami przesuwa się niespiesznie razem z bohaterami, nadając scenom sympatyczny rytm, choć zazwyczaj stoi po prostu w odpowiednio dobranym miejscu i pozwala znakomitej obsadzie robić swoje. Nie do końca rozumiem dlaczego spora część ujęć prezentuje wydarzenia zza wejścia do pomieszczenia, przez framugę. Czy ma to jakieś znaczenie symboliczne, że zaglądamy do prywatnego życia tych ludzi (taką teorię miałem oglądając naszą "Ostatnią rodzinę"), czy wynika to po prostu z przyczyn czysto technicznych i nie dało się jej postawić nigdzie indziej tak, aby aktorzy nadal mieli jak poruszać się po pomieszczeniu?
"Księciu" nie brakuje również gagów wizualnych. Kiedy ktoś zabiera portret z jego miejsca w galerii, oczom widza ukazuje się wiszący za nim "Krzyk" Edvarda Muncha, wyrażając reakcję ludzi (i widzów) na tak zuchwałą kradzież. Do pełni szczęścia zabrakło mi tylko dramatycznego "tam tam taaaaaaam!", które ktoś mógłby mieć jako dzwonek w telefonie (może gdyby nie fakt, że rzecz dzieje się w latach sześćdziesiątych...). Albo kiedy Bunton dostaje nową pracę w piekarni i na dzień dobry pozwala chlebom po prostu spadać na ziemię, ponieważ bardziej interesują go dywagacje na temat literatury i przyszłości świata.
Jedną z największych sił filmu jest fakt, że Kempton Bunton jest osobą tak poczciwą, szczerą, oczytaną. Emerytowanym, domorosłym filozofem, którego życie nie ułożyło się tak, jak być może powinno. Widz natychmiast czuje do niego sympatię, a reżyser mądrze przecina momenty humorystyczne tymi naprawdę czułymi, pokazując nam jak bardzo wciąż kocha swoją żonę, jak potrafi odrzucić własną wygodę aby wstawić się za słabszymi. To rola jakby specjalnie napisana dla kogoś z aparycją Broadbenta. Oczywiście nie wszystko, co oglądamy w filmie wydarzyło się dokładnie w taki sposób. Część wydarzeń zmieniono, a całą oś czasu odpowiednio skrócono, aby film mógł płynąć odpowiednim tempem. Nie wszystko jednak, w moim odczuciu zagrało. Jeden, ale za to spory problem mam z tym jak o położeniu obrazu dowiedziała się pewna osoba trzecia. Rozumiem, że to komedia i pewne rzeczy wydarzyć się muszą żeby było się z czego pośmiać, ale jakoś ubodło mnie to jak nieprawdopodobne było zachowanie tej postaci. Zwłaszcza, że większość filmu płynie bardzo logicznie.
"Książę" jest prostą opowiastką nastawioną na zapewnienie widzom dobrej zabawy. Tylko tyle i aż tyle. Nie jest ani przesadnie odkrywczym, ani głębokim filmem, za to pełno w nim serca i radości. To film który na 100 minut pozwoli widzowi zapomnieć o reszcie świata. Przydatny w czasach takich jak te, w których przyszło nam obecnie żyć.
Film wejdzie do polskich kin 20 maja.
Atuty
- Doskonali Broadbent i Mirren;
- Subtelny, bardzo brytyjski humor od początku do końca;
- Dużo serca;
- Przemyślana, wykorzystana do opowiadania żartów praca kamery.
Wady
- Ze dwa odrobinę za mocno naciągane wątki.
"Książę" to typowa, komediowa farsa wymieszana z ciepłem klasycznych dramatów, podlana doskonałym aktorstwem aktorów wcielających się w głównego bohatera i jego małżonkę. Prosta, zabawna, w sam raz żeby się odstresować.
Przeczytaj również
Komentarze (2)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych