South Park (1997) - recenzja, opinie o 25 sezonie serialu [MTV]. Powrót do klasyki?
Chłopaki walczą o prawo do noszenia piżam, Butters toczy zimną wojnę, a Randy szuka partnera do swojego interesu. "South Park" dawno już nie był tak randomowy. I bardzo dobrze!
Dzisiaj miał, teoretycznie, kończyć się dwudziesty piąty sezon serialu Matta Stone'a i Treya Parkera. Chłopaki zdecydowali się jednak na krótszy, sześcioodcinkowy sezon ze względu na swoją umowę z Paramount, według której czekają nas w tym roku jeszcze dwa dłuższe odcinki specjalne, na wzór zeszłorocznego "Post covid special" i "The pandemic special" sprzed dwóch lat. Ostatecznie więc dostaniemy nawet więcej przygód chłopaków, niż standardowo. Mógłby tylko ktoś wypuścić u nas te odcinki specjalne po ludzku żeby nie trzeba było kombinować.
South Park (1997) - recenzja 25 sezonu serialu [MTV]. Going down to South Park gonna have myself a time
Matt i Trey zaczęli łączyć poszczególne odcinki sezonu w szerszą całość jakoś od 20 sezonu. Z początku był to nawet ciekawy eksperyment, lecz plan wymknął się trochę spod kontroli, kiedy wybory prezydenckie w USA wygrał Trump, a nie Clinton, ponieważ scenarzyści w ogóle się tego nie spodziewali i musieli na szybko zmieniać cały zaplanowany scenariusz. Mleko się rozlało i od tej pory nigdy już szersza fabuła nie zrobiła na widzach większego wrażenia, powodując jedynie frustrację, bo często zabierała niepotrzebnie dużo czasu antenowego ciekawszym wątkom. Im bardziej odcinek był randomowy, traktujący po prostu o dzisiejszych sprawach, tym lepiej się go oglądało. Zakończony niedawno sezon teoretycznie wciąż trzyma się jakiejś tam ciągłości fabularnej, ale zazwyczaj raczej niezbyt nachalnie.
Sezon otwiera odcinek o dniu chodzenia w piżamach. Klasa pana Garrisona nie chciała brać udziału w jego romantycznym kombinowaniu na dwa fronty, za co spotkała ich "zasłużona" kara - zakaz noszenia piżamy w dniu noszenia piżamy. Sam pomysł i oczywiste odniesienia do przymusowego noszenia maseczek są całkiem zabawne, ale raczej nie na tyle żeby przepchnąć cały odcinek, a niestety nie ma w nim za wiele więcej. Na szczęście drugi odcinek robi już solidną robotę. Pamiętasz tego czarnego dzieciaka, kolegę z klasy głównych bohaterów. Stan dowiaduje się, że mylił się bardzo co do natury jego imienia. Sytuacja jest zabawna, zwłaszcza kiedy młody Marsh próbuje później zadośćuczynić za swoją pomyłkę. Najlepsze jest jednak to, że wszyscy poza nim najwyraźniej wiedzieli jaka jest prawda. Tylko Stan jest podłym rasistą. I ty pewnie też, bo twórcy poszli o parę kroków dalej niż trzeba i pozmieniali chłopakowi imię wszędzie na całej stronie South Park Studios - on zawsze się tak nazywał i to my po prostu źle to zapamiętaliśmy. Złoto.
South Park (1997) - recenzja 25 sezonu serialu [MTV]. Friendly faces everywhere, humble folks without temptation
kolejne trzy odcinki również oferują kilka ciekawych tematycznie i humorystycznie momentów. Pierwszy z nich jest wybitnie Cartmanowy, a te - jak wiemy - zawsze są zabawne. Kolejny poświęcono Buttersowi, kolejnym z jego nieszablonowych hobby oraz atmosferze strachu w obliczu agresji Rosji na Ukrainę. Istotną rolę w nim odgrywa również pan Mackey, ale nie jest to poziom odcinków takich jak "Insheeption". Przedostatni odcinek sezonu to również klasyka gatunku, tym razem poświęcona obcowaniu chłopaków z nastolatkami. Różnica polega na tym, że nie są to łobuzy o dziwnie ostrych twarzach, jak dawniej, lub jak ci, których możemy bić w grach "Stick of truth" i "Fractured but whole". Tym razem są to bardziej dzisiejsze nastolatki - nieogarnięte, niezdecydowane, znudzone wszystkimi i wszystkim. W rzadkim przypadku współpracy starego z nowym, chłopaki łączą siły z rodzicami aby się z nimi rozprawić, co samo w sobie jest całkiem urocze, ale ponieważ to Matt i Trey, nawet tak słodka chwila zostaje obrócona w jeszcze jeden, całkiem zabawny żart.
To całkiem zabawne, że najsłabsze odcinki sezonu to pierwszy i ostatni. Finał bierze na tapet dzień świętego Patryka - solidna baza - i raz jeszcze stawia w świetle reflektorów Buttersa, lecz później paruje go z Randym. Sam ojciec Stana przez wiele lat był moją ulubioną postacią - zawsze traktując wszystko zdecydowanie zbyt poważnie i intensywnie - lecz zmieniło się to w chwili założenia przez niego Tegridy Farms, jego farmy marihuany. No jak by się nie starali, ten wątek zwyczajnie nie jest zabawny, a Matt i Trey często poświęcają mu niemało czasu. Tęsknię za zwykłym geologiem (czasami prorokiem, albo gwiazdą speluniarskiego rocka) Randym. Z drugiej strony, jeśli twórcy serialu mogli dać nam najbardziej randomowy sezon od lat i do tego postawić Randy'ego w trudnej biznesowo sytuacji, to może gdzieś w niedalekiej przyszłości czeka nas powrót do starych, dobrych czasów? Byłoby miło.
Oceny poszczególnych odcinków:
"Pajama day": 6
"The big fix": 8
"City people": 8
"Back to the cold war": 7
"Help, my teenager hates me": 7
"Credigree Weed St. Patrick's day special": 6
Wszystkie odcinki do obejrzenia w pełni legalnie na stronie South Park Studios.
Atuty
- Bardziej samodzielny charakter poszczególnych odcinków;
- Chłopaki znowu są najważniejszymi postaciami;
- Cała akcja z Tolkienem;
- Dużo dobrego humoru.
Wady
- Tegridy Farms nadal nie bawi;
- Pierwszy odcinek za długo doi jeden kawał;
- Wątki A i B rzadko kiedy sensownie się uzupełniają, jak w dawnych sezonach.
Dwudziesty piąty sezon "South Park", mimo że wciąż zdecydowanie słabszy niż złote lata serialu, daje nadzieję na powrót do formy. Zabawne, samowystarczalne historie, powrót do bardziej klasycznych scenariuszy - czy to pierwsza jaskółka nowej wiosny serialu? Oby.
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych