Clark (2022) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Główny plakat

Clark (2022) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Najlepszy z najgorszych

Iza Łęcka | 06.05.2022, 21:00

Jedną z najbardziej obiecujących propozycji debiutujących na platformie Netflix w maju jest „Clark” - miniserial skupiający się na życiu Clarka Olofssona, którego nazwiska zapewne nie kojarzy zbyt wielu widzów, lecz już spore grono na pewno słyszało o „syndromie sztokholmskim”, który został odkryty właśnie dzięki niemu. Czym jeszcze zasłynął ten charyzmatyczny, ale szalenie niebezpieczny jegomość? Zapraszam do recenzji.

Powiedzieć, że życie Olofssona było bardzo burzliwe, to jakby nie powiedzieć nic – jego dzieciństwo naznaczyła patologiczna rodzina, młodzieńcze lata spędził w poprawczakach, by płynnie i bez żadnych zahamowań wkroczyć w dorosłe życie wypełnione po brzegi przestępczą działalnością. Z czym tutaj nie mieliśmy do czynienia! Od licznych rabunków, po napaści, 17 ucieczek z więzień, handel narkotykami, nielegalny przemyt, postrzały oraz ataki z bronią w ręku. I wydawać by się mogło, że ten zdeprawowany typ powinien zgnić w więzieniu, lecz o dziwo jego losy wyglądały zgoła inaczej – wszystko za sprawą niesamowitej umiejętności wpływania na innych i charyzmy, dzięki której szybko pozyskiwał przyjaciół. Do historii przejdzie napad na Kreditbanken przy placu Norrmalmstorg w Sztokholmie, w trakcie którego przez sześć dni zakładnicy byli przetrzymywani na terenie instytucji. Po tym zdarzeniu wszyscy uczestnicy odmówili pomocy policji, a jedna z pojmanych zaręczyła się z rabusiem – wśród przestępców był oczywiście „gangster-celebryta”, który już wtedy był znany niemal w całej Szwecji. Przez 75 lat było tego naprawdę sporo, dlatego też nikogo nie powinno dziwić, że ta biografia w końcu zainteresowała streamingowego giganta. Clark Olofsson to człowiek, którego historia powinna zostać opowiedziana – nie wiadomo jednak, czy ku przestrodze, czy pamięci potomnych.

Dalsza część tekstu pod wideo

Clark (2022) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Szwedzki celebryta-kryminalista

Clark (2022) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Przed procesem

Akcja rozpoczyna się (całkiem dosłownie) w 1947 roku w Trollhättan, kiedy główny bohater przychodzi na świat. „Nie lubiłem, gdy mówiono mi, co mam robić” – podkreślał już od pierwszych chwil Olofsson, który na każdym kroku udowadniał to swoimi czynami. Poprzez życie młodzieńcze i dorosłość wiele razy jego wizerunek znalazł się na głównych stronach gazet i to nie ze względu na swojej szlachetne czyny. W trakcie sześciu odcinków serialu poznajemy kulisy jego burzliwego, intensywnego życia, w którym przede wszystkim pakował się w kłopoty i uciekał przed odpowiedzialnością, garściami czerpiąc z naiwnych ludzi, jacy stawali na jego drodze.

Mając tak bogaty i niecodzienny materiał źródłowy twórcy mogli poszaleć – i naprawdę to zrobili. Choć momentami fabuła recenzowanego „Clarka” zwalnia, a niektóre wątki wydają się niepotrzebne, przedłużając długość trwania odcinków, miniserial zawiera szereg odjechanych scen, przy których nie można się nudzić. Wszystko realizowane jest z perspektywy protagonisty, dlatego niekoniecznie powinniśmy wierzyć w prawdziwość niektórych reakcji i efektów zdarzeń. Na wyróżnienie jednak zasługują ujęcia rozgrywające się w jego wyobraźni, które na myśl przywodzą tanie filmy o miłości czy sceny rodem z „Grease” – naprawdę robią one znakomite wrażenie. Jonas Åkerlund, który posiada ogromne doświadczenie w przygotowywaniu teledysków, serwuje istną jazdę bez trzymanki. Przekonany o własnej wyjątkowości Clark bierze z życia, co tylko może – nie hańbiąc się ani jednym dniem pracy, pozyskuje kasę z innych (najczęściej nielegalnych) źródeł, każdą kobietę kocha na zabój i twierdzi, że TA miłość będzie już do końca życia, imprezuje, chla i ćpa – ale po wyjściu z kicia obiecuje, że będzie już przykładnym obywatelem... Aż do momentu, gdy życie ponownie pisze swoje scenariusze. Pamiętajmy tylko, że „show must go on”.

Clark (2022) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Zabawa w kotka i myszkę

Clark (2022) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. W rękach policji

A w tym show gwiazdą jest znany z „To”, „Diabła wcielonego” czy „Deadpoola 2” Bill Skarsgård, który rządzi w każdej scenie. Bez ogródek stwierdzam, że bez szwedzkiego aktora „Clark” nie byłby tym samym serialem. Jego spojrzenie kradnące uwagę, lekkość, z jaką zdobywał on sympatię innych ludzi i błysk w oku powodowały, że chciało się go oglądać – zaangażowany artysta spisał się naprawdę dobrze i był niezwykle przekonujący, nawet w trudniejszych scenach, wymagających oddania tragedii tej postaci. Tłem dla niego była całkiem przyzwoicie dobrana ekipa, która spisała się bardzo satysfakcjonująco. Jak przystało jednak na produkcję poświęconą narcyzowi, bohaterom drugoplanowym nie poświęcamy zbyt dużo uwagi.

Najnowsza propozycja Netflixa wzbudziła we mnie jednak sporo złych emocji. Przede wszystkim od początku nie polubiłam głównego bohatera, a to bezpośrednio rzutowało na odbiór opowieści. Oczywiście sposób jej realizacji, wpadające niczym w teledysku ujęcia, pasują idealnie do intensywnego trybu życia, jaki prowadził Oloffson, i były bardzo udane. Po sześciu odcinkach dochodzę do wniosku, że to w gruncie rzeczy niezwykle przygnębiająca historia psychopaty i narcyza przekonanego o własnym sprycie, wyjątkowości i zdolnościach seksualnych. Jeżeli jednak będziemy chcieli spojrzeć nieco szerzej, poza ładne, kolorowe i dynamiczne ujęcia typowe dla stylu Åkerlunda, dostrzeżemy tylko skrzętnie tworzony, głośny mit Oloffsona – tak naprawdę człowieka cholernie zagubionego, wykorzystującego ludzi bez skrupułów i zakłopotania wyłącznie do własnych celów. Ucieczka to jego drugie imię, a we wszystkim liczył się tylko jego zysk.

Netflix zyskał w swojej bibliotece historię nietypową, niesamowicie zakręconą i interesującą, ale końcówka bardzo mnie nie satysfakcjonuje. Twórcy nie musieli tak dosadnie wszystko tłumaczyć, traktując widzów niczym półgłówków. Oglądając „Clarka” nie trzeba skupiać aż tak dużo uwagi i analizować, by poznać sedno problemu i sens, który krył się pod unikaniem rozmów o rodzinie, koloryzowaniem niektórych doświadczeń czy negowaniem przeszłości. Czy mimo tego warto sprawdzić recenzowany miniserial? Przekonajcie się na własnej skórze, czy Clark Olofsson byłby w stanie skraść Wasze serca.

Atuty

  • Pokręcona i niezwykle intensywna historia
  • Klimat lat 60. i 70. wylewa się z ekranu
  • Kreacja Billa Skarsgårda robi ogromne wrażenie,...
  • ...a pozostała część ekipy podąża za nim krok w krok
  • Różnorodna realizacja przyciąga uwagę
  • Retrospekcje, łamanie czwartej ściany

Wady

  • Momentami tempo produkcji zwalnia
  • Zakończenie serialu jest oklepane i nie pozostawia miejsca na własne przemyślenia

„Clark” zasługuje na rozgłos – historia bazująca na faktach, znakomity odtwórca głównej roli i całkiem przyjemna dla oka realizacja. Jest intensywnie i całkiem obiecująco, choć reżyser Jonas Åkerlund nie daje zbyt wiele szans na własne przemyślenia.

7,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper