Miłość ponad czasem (2022) - recenzja, opinie o serialu [HBO]. Nowa adaptacja popularnej powieści romantycznej
Clare poznała swojego męża kiedy miała 6 lat, a on jakoś koło 40. Później po raz kolejny, kiedy miała 20, a on 24. Niełatwo jest być żoną podróżnika w czasie. To, co dla niej jest romantyczne, dla reszty świata może wyglądać trochę... Creepy.
Sam nie wiem czy kupuję tę romantyczną historię. Na pewno podobała mi się w filmie sprzed 13 lat, kiedy byłem młodszy i być może bardziej niewinny, ale dzisiaj, samemu będąc facetem po trzydziestce, idea "kolegowania się" z dzieckiem, które później ma zostać moją żoną wydaje mi się być trochę nie na miejscu. I niby z perspektywy Henry'ego (Theo James) wszystko jest ok, bo przecież on poznał Clare (Rose Leslie) kiedy oboje byli w podobnym wieku, później wziął z nią ślub i DOPIERO cofnął się na tyle daleko żeby poznać ją, kiedy miała sześć latek. No i ponieważ nie może ze sobą nic zabrać, kiedy się przenosi, za każdym razem ląduje w innym czasie na golasa. Tak więc mamy faceta, który będąc nago rozmawia z sześciolatką i spędza z nią tyle czasu, że niejako sprawia, że ta się w nim w końcu zakochuje. W dzisiejszych czasach ma to swoją nazwę - grooming - i jest nielegalne. Ale za to jakie romantyczne... Nie?
Miłość ponad czasem (2022) - recenzja serialu [HBO]. Świetna ekipa produkcyjna i odrobina tajemnicy
Ale pomijając już etyczność całej sytuacji (to zresztą i tak tylko fikcja, więc co za różnica), muszę przyznać, że wciągnąłem się w tę historię. Dawno już zdążyłem zapomnieć o wszelkich jej detalach, więc raz jeszcze wszystko jest dla mnie zupełnie nowe. Rzecz jest niby dosyć prosta, bo skoro Henry podróżuje w czasie to wie mniej więcej co się wydarzy i kiedy, a więc i widz zostaje raczej szybko wtajemniczony. Ale autorka sprytnie wplotła w swoją debiutancką książkę kilka zagadek, kilka niejasności, które mają zaintrygować odbiorcę i zachęcić go do dalszego czytania, czy, jak w tym konkretnym przypadku, oglądania. I kombinacja reżysera Davida Nuttera (kilka mocnych odcinków "Gry o Tron", "Kompania braci", piloty "Arrow" i "the Flash") oraz scenarzysty Stevena Moffata (między innymi "Doctor who" po Davidzie Tennancie i "Sherlock") doskonale przekłada te małe zagadki na ekran telewizora.
Kiedy Henry poznaje przyjaciela Clare, Gomeza (Desmin Borges), ten natychmiast okazuje mu wrogość. Lecz niedługo po tym dowiadujemy się, że w przyszłości będą dosłownie swoimi najbliższymi przyjaciółmi. Jak to możliwe żeby w ich relacji zaszła aż taka zmiana? Scenariusz zarzuca haczyk, a widz łyka go razem z metrem żyłki. Jeden odcinek kończy się natomiast znacznie bardziej przykuwającym uwagę zwrotem akcji. Henry odchodzi i znika, ale zostają po nim... Bose stopy. Co to oznacza? Tego dowiemy się dopiero w drugim sezonie (chyba że ktoś pamięta z książki, albo filmu).
Miłość ponad czasem (2022) - recenzja serialu [HBO]. To jeszcze nie koniec tej opowieści
592 strony w oryginale i trochę ponad 600 w polskiej wersji. Film z Baną uwinął się z tą historią w niecałe dwie godziny. Dzisiejszy serial nie dał rady w sześciu pięćdziesięciominutowych odcinkach. Historia - zakładam, bo ciężko o dokładność, kiedy cała opowieść przedstawiana jest nie w sekwencji - kończy się mniej więcej w połowie. Z jednej strony szkoda, bo byłby z tego elegancki, zgrabny miniserial, z drugiej Moffat i Nutter wybrali naprawdę porządny moment na zrobienie pauzy. Czuć w nim swego rodzaju finalność, dzięki czemu kolejny sezon będzie mógł zacząć się w bardzo naturalny sposób, być może nawet po lekkim przeskoku czasowym (żart zupełnie niezamierzony). Trzeba też przyznać, że całkiem zgrabnie udało się wkomponować w serial co ciekawsze elementy książkowej narracji. Zarówno starsza wersja Clare, jak i równie przyprószony siwizną Henry siedzą przed kamerą i opowiadają o swoich przemyśleniach na temat własnego i wspólnego życia. Nie wiemy kto ich nagrywa, ani w jakim celu - choć możemy się domyślać - co prowadzi nas do jednego faktycznie irytującego elementu nowej produkcji HBO.
Ponieważ mamy do czynienia z jedną, kompletną historią, którą ktoś postanowił podzielić na dwie części (zakładam), na rozwiązanie większości zagadek przyjdzie nam poczekać do drugiego sezonu. Henry przestaje się pojawiać w życiu Clare po skończeniu 43 lat. Nie żyje, czy znalazł lek na swoją przypadłość? O co chodzi ze stopami, z krwią w łazience, z tym wspomnianym przed chwilą nagrywaniem? Kim jest skryta w cieniu dziewczyna, którą widzimy w jednym odcinku? Nawet nieprzesadnie zaangażowany widz może się domyślić odpowiedzi na te pytania, ale nie zmienia to faktu, że finał sezonu zostawia nas bez konkretnych odpowiedzi na cokolwiek.
Theo James i Rose Leslie są całkiem sympatyczną parką. Czuć chemię między nimi, choć z początku nie mogłem się przyzwyczaić do tego jak nieziemsko napalona była na niego już od ich pierwszego spotkania w dorosłości. Później nabiera to sensu, bo dowiadujemy się, że działo się już między nimi w jej przeszłości, a jego przyszłości, ale z początku towarzyszy nam lekkie rozbawienie, albo wręcz zdziwienie. Doskonale dobrany został również aktor wcielający się w Gomeza. Aż bije od niego nienawiść do Henry'ego, ale na późniejszym etapie nie ma się żadnego problemu z uwierzeniem w ich głęboką przyjaźń. Z bardziej pobocznej obsady warto wymienić jeszcze zabawną siostrę Clare, graną przez Taylor Richardson oraz ich nieziemsko wkurzającego brata, Marka (Peter Graham). Reszta obsady... Jest. Wypadają porządnie, ale nie ma się o czym rozpisywać.
Trochę szkoda, że twórcom nie udało się zmieścić całej książki w jednym sezonie serialu, ale nawet mimo tego "Miłość ponad czasem" jest bardzo udaną produkcją. Wzruszającą, zabawną, dobre zagraną, porządnie wyreżyserowaną i pociętą. Na romantyczny wieczór z drugą połówką raz w tygodniu będzie jak znalazł. Pierwszy odcinek do obejrzenia już piętnastego maja na HBO max.
P.S. No i nie mogę się doczekać jak na serial zareagują zachodnie media, które w dzisiejszych czasach chcą cancelować znacznie mniej kontrowersyjne projekty.
Atuty
- Świetna chemia między główną obsadą;
- Dobrze podzielone odcinki, z kilkoma intrygującymi tajemnicami, przykuwającymi uwagę widza;
- Potrafi równie mocno rozbawić, jak i wzruszyć;
- Dla niektórych - dużo strategicznie ułożonego, nagiego Theo Jamesa.
Wady
- Każe czekać z odpowiedziami na kolejny sezon.
"Miłość ponad czasem" to wciągająca, zabawna i miejscami niezręczna opowieść o miłości z mocnym elementem science-fiction. Dobrze dobrana obsada i kilka intrygujących tajemnic sprawiają, że sześć kolejnych odcinków mija bardzo prędko. Szkoda, że na finał opowieści trzeba będzie jeszcze poczekać.
Przeczytaj również
Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych