Rzut życia (2022)

Rzut życia (2022) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Nigdy się nie poddawaj

Piotrek Kamiński | 10.06.2022, 21:02

Kiedy rekruter Philadelphia 76ers traci już nadzieję, że kiedykolwiek awansuje na trenera, czystym przypadkiem trafia w Hiszpanii na młody, WIELKI, naturalny talent. Jedyny problem w tym, że jego szef nie chce o tym nawet słyszeć. Mimo to, postanawia rzucić na szalę całe swoje zawodowe życie i przywieźć go do USA. 

Powtarzam to za każdym razem, recenzując film z Adamem Sandlerem i powtórzę się i tym razem. Kiedy Adam Sandler robi film, bogowie rzucają monetą. Jeśli wypadnie orzeł, film będzie przynajmniej dobry, a może wręcz świetny. Jeśli wypadnie reszka, Adam będzie miał dziwny głos, a całość będzie w najlepszym wypadku "do obejrzenia". Krytycy powiedzą, że częściej wypada reszka, ja - wierny fan Adama od dziesiątek lat - lubię większość tych jego głupich komedii. Ale dzisiaj nie muszę zasłaniać się fanbojką. "Rzut życia" jest po prostu porządnym filmem sportowym z masą serca. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Rzut życia recenzja filmu 2022 - Skąd my to znamy

Bo i Stan

Sandler gra Stanleya Sugarmana, zmęczonego życiem łowcę talentów dla Sixersów. Całe życie spędza w biegu, mieszkając w hotelach, szukając kolejnego wielkiego talentu - zwykle z umiarkowanym skutkiem. Jego żona (Queen Latifah) nie jest z tego powodu zachwycona, ale rozumie, że koszykówka to całe jego życie. Gorzej z córką (Jordan Hull), której urodziny co roku omija, która ledwo go widuje. Już miał się wycofywać z tego życia, kiedy jego wzrok przykuł młody Hiszpan, Bo Cruz (Juancho Hernangomez) grający na ulicznym boisku z jakimiś ludźmi. Postanowił postawić całą swoją karierę i przyszłość w tym sporcie na szali dla tego jednego chłopaka. 

Konstrukcja scenariusza jest prosta jak diabli i każdy jest w stanie zidentyfikować główny konflikt, antagonistów, przyjaciół, kiedy i dokładnie w jaki sposób wszystko się posypie, a także jak dokładnie się naprawi. Standardowa struktura na trzy akty. Lecz tam, gdzie scenarzyści gubią punkty za mało ambitną historię, odzyskują je za dobre poczucie humoru. Nie jest to typowa komedia Sandlera w której śmiech bierze się z tego, że Adam krzyczy, ma dziwny głos i komuś dzieje się krzywda. Żarty są bardzo organiczne, wynikające z fabuły, a nie odwrotnie. Oczywiście nie każdy trafia. Niektóre są już dosyć mocno oklepane i z daleka czuć puentę, przez co ciężej dać się rozbawić. Na przykład, kiedy Bo załatwił Stanleyowi zdrowy rachunek hotelowy między innymi za kupowanie sobie dostępu do porno. Sandler przychodzi do niego i mówi, że musi z tym skończyć, na co tamten, że to nie on. Sandler rozgląda się po pokoju i pyta kto inny więc?! "No dobra, to ja", odpowiada Bo. Boki zrywać, nie? 

Rzut życia recenzja filmu 2022 - Koszykarzy więcej niż na meczu NBA

Nowe okazje biznesowe?

Oczywiście nie jest tak, że scenariusz autorstwa Willa Fettersa i Taylora Materne zostanie zaraz nominowany do Oskara, bo taki jest milutki i zabawny. Ponad wspomniany już festiwal klisz, scenarzyści wielokrotnie przesadzają z pianiem z zachwytu nad talentem Bo. Dosłownie wszyscy poza dwoma czarnymi charakterami co i raz przeżywają, że ten dzieciak kompletnie odmieni grę, że jest najlepszy od x lat, że coś tam. Co za dużo, to nie zdrowo. Bardzo fajnie, że udało im się zaangażować do filmu masę znanych nazwisk od Juliusa Ervinga, przez Charlesa Barkeya i Shaqa, a na Allenie Iversonie kończąc. A to nie wszystko, bo w treningach pomagają również znani streetballiści, jak Professor i Lethal Shooter. Widać, że twórcy kierowali się swoją własną pasją do tego sportu, kiedy pisali tę historię. 

Reżyser filmu, Jeremiah Zagar nie ma przesadnie wielkiego doświadczenia. Nakręcił właściwie jeden mało znany film, „My, zwierzęta”, kilka etiud, parę dokumentów. Można więc powiedzieć, że „Rzut życia” jest jego wejściem do świata względnie dużego kina. I trzeba przyznać, że jak na niemalże debiut, poszło mu bardzo dobrze. Sandler gra oczywiście samego siebie – jak zwykle, z resztą. Tym razem w wersji stonowanej, coś pomiędzy „Opowieści o Rodzinie Meyerowitz”, a „Nieoszlifowane diamenty”. Jest raczej sympatyczny, nieogolony, względnie cichy i rodzinny, ale potrafi też wciąż krzyknąć. Po tym filmie zaczyna być widać jak stary zaczyna się robić. Niedługo będzie mógł grać ortodoksyjnych Żydów, stojących gdzieś po ulicach i dyskutujących o tym i tamtym. 

Reszta obsady nie jest tak istotna jak on, choć jeszcze trzy osoby były dla sukcesu filmu szalenie istotne. Ben Foster jako właściciel Sixersów jest niemożliwie wręcz wkurzający – czyli dokładnie taki, jaki miał być. Wśród młodzieży konflikt reprezentują natomiast Hernangomez, który na co dzień gra w Utah Jazz i jego nemezis, młody, zadzierający nosa byczek imieniem Kermit (Anthony Edwards z Minnesota Timberwolves). Aby być profesjonalnym koszykarzem trzeba mieć w sobie trochę sceniczności, więc nie powinno nikogo dziwić, że obaj panowie radzą sobie przed kamerą raczej dobrze, choć Edwards wzbudza więcej emocji. Hernangomez to taki duży miś, sympatyczny, więc łatwo mu kibicować, ale Edwards gra takiego kompletnego buraka, że aż chce się żeby ktoś mu wreszcie porządnie przywalił!

„Rzut życia” to film, który nie próbuje nawet udawać czym jest, a czym nie jest. To absolutnie nieoryginalny komediodramat sportowy z solidną obsadą, dobrymi żartami i dwiema ciężarówkami serca. Mimo że właściwie od początku wiadomo do czego zmierza i tak ogląda się go przyjemnie, a pod koniec idzie się nawet wzruszyć. Jeśli ktoś nie ma pomysłu, co by sobie włączyć w weekendowy wieczór na rozluźnienie, polecam dzisiejszy film.

P. S. Ten tatuaż na ręce, który widać w ostatniej scenie rozłożył mnie na łopatki!

Atuty

  • Zgrabnie wpleciony w fabułę humor;
  • Dobrze nagrane sceny sportowe;
  • Prosty, ale angażujący konflikt;
  • Ogromnie dużo serca.

Wady

  • Widziało się już tę historię milion razy;
  • Hernangomez czasami wypada trochę płasko.

„Rzut życia” to pełen klisz, formuliczny film o koszykówce z Sandlerem… I jest absolutnie przyjemną komedią sportową pełną serca i sportowej radości. Będzie w sam raz na spokojny, wieczorny seans. Żeby się rozluźnić, pośmiać, wzruszyć.

7,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper