Drzewa pokoju (2021)

Drzewa pokoju (2021) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Zło nigdy nie przestaje przerażać

Piotrek Kamiński | 11.06.2022, 20:00

Cztery kobiety z bardzo różnych środowisk chowają się wspólnie w piwnicy jednego z domów w Ru
andzie. Jest rok 1994, krew ludu Tutsi gęsto zalewa ulice, a do końca rzezi jeszcze daleko. Czy uda im się przeżyć? Czy po tym piekle będą w ogóle chciały dalej żyć?

Człowiek niby zna ten smutny okres w historii Afryki. Niby oglądało się też potężny "Hotel Ruanda" z Donem Cheadle i Joaquinem Phoenixem. Ale nic nigdy nie sprawi, że ta kompletnie idiotyczna, gorzej niż zwierzęca rzeź zacznie robić mniejsze wrażenie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Drzewa pokoju recenzja filmu 2021 - Cztery światy

Gra w stópki

Z początku widzowi towarzyszy uczucie dezorientacji, później szok, dalej obrzydzenie i na koniec już tylko pusta, wyciskająca z oczu łzy bezsilność, poprzetykana tu i tam chwilami nadziei, które jednak szybko mijają, pogłębiając tylko mrok. Przerażająco sprawnie zrealizowany film.

Właściwie całe 90 minut filmu spędzamy w jednym miejscu - brudnej, ciemnej piwnicy. Siedzą w niej cztery kobiety: Annick (Eliane Umuhire), Jeanette (Charmaine Bingwa), Mutesi (Bola Koleosho) i Peyton (Ella Cannon). Ta pierwsza pochodzi z ludu Hutu - a więc agresorów - ale nie chce rozlewu krwi i jest w ciąży. Mogłaby zostać uznana za zdrajcę sympatyzującego z wrogiem i zamordowana. Jej mąż, Francois (Tongayi Chirisa) ukrył ją wraz z pozostałymi dziewczynami w dobrze zamaskowanej piwnicy, obiecując, że co jakiś czas będzie wracał z jedzeniem. W grupie są jeszcze zakonnica, której wiara zostanie poddana poważnej próbie, wolontariuszka z Ameryki, która pomocą innym próbuje przykryć własne poczucie winy oraz dziewczyna z Tutsi, pałająca nienawiścią do swoich oprawców i całego świata.

Na przestrzeni filmu poznajemy bliżej wszystkie dziewczyny i obserwujemy powoli wytwarzającą się między nimi więź - wolną od podziałów rasowych, wyznaniowych, czy jakichkolwiek innych. Cała główna obsada jest niesamowicie przekonująca. Czuć ich strach, kiedy zatykają sobie uszy i ciasno zamykają oczy żeby odciąć się od przemocy, którą słyszą za małym okienkiem, z którego mogą ostrożnie obserwować sytuację na ulicy. Czuć wstyd, gdy wyznają sobie sekrety, złość, rezygnację, ale przede wszystkim, raz jeszcze, strach.

Drzewa pokoju recenzja filmu 2021 - Świetny debiut reżyserski 

Dzień X/81

Film Alanny Brown - dla której jest to równie debiut, zarówno reżyserski, jak i scenopisarski - nie miałby szans zagrać, ani zrobić tak mocnego wrażenia, gdyby nie te wspomniane wyżej, żywe emocje. Gdyby między aktorkami nie było czuć więzi i gdyby nie udało się zbudować namacalnego uczucia zaszczucia. Gdyby nie te przerażające sceny tego, co dzieje się na ulicach, tych dźwięków, które pobudzają wyobraźnię i podsuwają obrazy gorsze, niż cokolwiek, co mogliby pokazać nam filmowcy. Bez nich byłby to po prostu film o czterech kobietach siedzących w piwnicy. Czasami grają sobie w łapki, czasami czytają książkę, uczą się, czym są w angielskim formy skrócone. Gdyby nie cała ta otoczka, były to zwyczajnie nudny film. Ale właśnie - gdyby.

Klaustrofobiczne zdjęcia Michaela Rizzi doskonale łączą się z minimalistyczną, acz klimatyczną ścieżką dźwiękową Davida Buckleya. Choć prawda jest taka, że przez większość czasu towarzyszy nam cisza - niespokojne oddechy, krzyki z zewnątrz, źródła których zazwyczaj nie widzimy i zobaczy wcale nie chcemy.

"Drzewa pokoju" to bardzo ważny film, przypominający o ogromnej zbrodni, która nigdy nie powinna była się wydarzyć, a o której nie powinniśmy nigdy zapomnieć. Ale jest i światełko w tunelu. Brown nie nakręciła wyłącznie 90 minut dobrze zagranych, mentalnych tortur. Końcówka przypomina widzowi, że wiele ocalałych z pogromu kobiet wytrwale pracuje od tamtej pory nad pomocą innym, przepracowaniu tych strasznych czasów i wybaczeniu. Podobno wiele ofiar zdobyło się na przebaczenie swoim oprawcom i raz jeszcze żyją z nimi w zgodzie, są sąsiadami, kolegami. Przede wszystkim jest to jednak po prostu piękny film o człowieczeństwie, o przyjaźni rodzącej się w najcięższych chwilach, zapuszczającej korzenie, z których kiedyś wyrosną tytułowe drzewa pokoju.

Atuty

  • Mocna, klaustrofobiczna atmosfera lęku;
  • Dobrze zagrany;
  • Dobre tempo.

Wady

  • Nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy, więc nie będę kombinował na siłę. Tak, czy siak, do pełnej dychy czegoś zabrakło.

"Drzewa pokoju" nie są łatwym, ani przyjemnym filmem, ale i tak warto go obejrzeć. To bardzo dobrze zrealizowana, trzymająca w napięciu historia, która w takiej, czy innej formie, naprawdę się wydarzyła, mimo że nigdy nie powinno było tak być.

9,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper