RRR (2022)

RRR (2022) – recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Bollywood w najlepszym możliwym wydaniu

Piotrek Kamiński | 15.07.2022, 21:00

Hindus w brytyjskiej armii i członek ruchu oporu, którego siostra plemienna została uprowadzona przez Anglików zaprzyjaźniają się nie wiedząc kim naprawdę jest ten drugi. Czy ich przyjaźń okaże się silniejsza niż wierność sprawie, czy zakończy się rozlewem krwi?

Wielu użytkowników zapewne będzie miało do mnie pretensje, że recenzuję film, którego nie da rady normalnie obejrzeć na naszym Netflixie, potrzebny jest VPN, ale obejrzałem nie tak dawno temu „RRR” z kolegą i byłem tym filmem tak zachwycony, że postanowiłem i tak Wam go polecić. Jeśli macie możliwość go sprawdzić, polecam z całego serca poświęcić mu te trzy godziny swojego czasu. Nie będziecie żałowali nawet jednej spędzonej z Raju i Bheemem minuty. To doskonały przykład tego, czym może być Bollywood – są wyraziści bohaterowie, tańce, śpiew i sceny akcji tak niedorzeczne i pozbawione hamulców, a przy tym zwyczajnie świetne i dostarczające masę rozrywki. Jeśli widziałeś już jakiś film akcji z tamtego podwórka to wiesz na co stać hinduską wyobraźnię. Jeśli jeszcze nie, to „RRR” będzie doskonałym punktem wejścia.

Dalsza część tekstu pod wideo

Małe sprostowanie: właśnie się dowiedziałem, że film jest dostępny również na naszym Netflixie, ale widać go tylko kiedy ma się w aplikacji ustawiony angielski jako język wyświetlania. Trochę absurd, ale sprawdziłem i rzeczywiście działa. 

RRR (2022) – recenzja filmu [Netflix]. Co by było gdyby Raju i Bheem się poznali i zaprzyjaźnili

Bheem łapie zwierzęta

Rzecz dzieje się na początku dwudziestego wieku. Indie znajdowały się jeszcze pod kontrolą Imperium Brytyjskiego i, przynajmniej według filmu, był to czas zamieszek i protestów, czemu ciężko się dziwić, biorąc pod uwagę, jak jednoznacznie zła i złośliwa była zdecydowana większość Anglików. Głównymi bohaterami filmu są historyczni rewolucjoniści Alluri Sitarama Raju (Ram Charan) i Komaram Bheem (N.T. Rama Rao Jr.), choć ich historie zostały w filmie kompletnie zmienione. W rzeczywistości panowie nigdy nawet się nie spotkali. Obaj mają niesamowite wejścia, natychmiast pokazujące nam ich oddanie, zaradność i hart ducha. Raju służy w brytyjskiej armii. Zwierzchnicy nim gardzą, zaś rodacy okrzyknęli go zdrajcą. On jednak nie przejmuje się obelgami i po prostu wykonuje swoje obowiązki najlepiej jak potrafi. Dowódca każe mu złapać jednego, konkretnego człowieka wśród setek rozjuszonych protestujących, więc Raju bez cienia wahania wskakuje w sam środek tłumu i zaczyna torować sobie drogę do celu. Jest adrenalina, jest moc i zabawna, ale sprawnie i czytelnie nakręcona akcja. Niedługo później poznajemy Bheema. Kamera robi długi najazd na jego sylwetkę, obracając się w trakcie wokół swojej osi. Nasz bohater polewa się krwią jakiegoś zwierzęcia i już po chwili musi uciekać przed goniącymi go dzikimi zwierzętami. Mogłoby się zdawać, że to dziwnie randomowa scena, służąca jedynie pokazaniu jakim kozakiem jest Bheem, lecz nic bardziej mylnego. Dobre dwie godziny później przekonamy się czemu to ganianie się z wilkami i tygrysami miało służyć. Żadna scena w tym trzygodzinnym filmie nie została w nim umieszczona „tak po prostu”. Wszystko ma znaczenie i film straciłby gdyby cokolwiek zostało wycięte.

Chłopaki poznają się podczas kolejnej odkręconej do granic absurdu sceny i natychmiast rozpoczynają swój bromans. Reżyser, S.S. Rajamouli wjeżdża z montażem pokazującym ich kwitnącą przyjaźń, z zaskakująco świetną piosenką zapowiadającą przyszłe wydarzenia i motywy, na których skupi się film. Główni bohaterowie reprezentują dwa odmienne żywioły. Raju kojarzony jest z ogniem, często towarzyszącym scenom z jego udziałem. Bheema natomiast poznajemy najpierw jako odbicie w wodzie. Ich przyjaźń nie powinna być możliwa, dlatego jest takim zaskoczeniem i nie wiadomo jak się skończy. Scenarzyści pięknie tę ich więź rozpisali, a aktorzy zagrali tak, że czasami wygląda to jakby mieli wręcz na siebie ochotę. Niektóre sceny podczas wspomnianego już montażu mogą wydawać się odrobinę czerstwe, ale po przemyśleniu sprawy dochodzę do wniosku, że przyjaźń po prostu czasami polega na takim wspólnym wygłupianiu się, więc wszystko pasuje.

Po drugiej stronie barykady mamy niedobrych Anglików reprezentowanych przede wszystkim przez państwo Buxton. Gubernator Scott Buxton (Ray Stevenson) gardzi Hindusami jak tylko to możliwe, uważając wręcz, że pojedynczy pocisk w brytyjskim karabinie jest wart więcej niż ich życie. Absurdalna to postać, bardzo jednoznacznie zła, pozbawiona pozytywnych cech i prosta, lecz i tak nie ma nawet startu do swojej żony, Catherine (Alison Doody), która jest już dosłownie karykaturą człowieka. Rzucę tylko jednym hasłem: „pejcz”. Natychmiast będziesz wiedział o co mi chodzi, gwarantuję. Bodajże jedyną pozytywną postacią o jasnej karnacji w całym filmie jest siostrzenica Buxtonów, Jennifer (Olivia Morris) i to pewnie też tylko dlatego żeby można było rozpisać wątek miłosny w równie trudny i potencjalnie skazany na porażkę sposób, co przyjaźń głównych bohaterów.

RRR (2022) – recenzja filmu [Netflix]. Przepełnione pomysłami sceny akcji

Jennifer - jedyna dobra Angielka w całym filmie

Film, jak to zwykle bywa w Bollywood, jest bardzo kolorowy. Reżyser prezentuje „ciut” podkręconą historię swojego kraju, więc zależy mu na pokazaniu jak barwne stroje nosili, jak pełni życia byli jego przodkowie. Kostiumy wyglądają bardzo naturalnie, a barwy zostały wykorzystane również w celu odróżnienia od siebie postaci, czy wyróżnienia kogoś na tle reszty, tak aby widać go było wyraźnie nawet w tłumie złożonym z kilkuset osób. Oczywiście twórcy nie zatrudnili aż tylu statystów, pomagając sobie zamiast tego CGI. Tłumy wypadają bardzo dobrze, ponieważ wszelkie niedostatki komputerowej grafiki ukryto w unoszącym się wszędzie pyle, a i samo CGI zaczyna się dopiero na dalszym planie – bliżej bohaterów widzimy prawdziwych ludzi. Zwierzęta wyglądają solidnie, od czasu do czasu poruszając się jedynie w odrobinę dziwaczny sposób, ale zazwyczaj służy to podbiciu epickości danej sceny, albo jest zwyczajnie zabawne (albo to i to). Właściwie w całym filmie nie kupił mnie jedynie odrobinę plastikowo wyglądający pociąg i to też wyłącznie na zbliżeniach i przed jego katastrofą, ponieważ samo wykolejenie i eksplozja zrobione zostały na miniaturach żeby nie trzeba było się martwić o naturalnie wyglądające płomienie, wodę, interakcję z otoczeniem. Polecam jak zawsze świetny materiał Corridor Crew na ten temat. Można się dowiedzieć paru ciekawych rzeczy i przy okazji się pośmiać.

Wspomagane komputerami, czy nie, sceny akcji w filmie są po prostu wspaniałe. Bardzo pomysłowe, czytelnie nakręcone – każda akcja wywołuje reakcję, w bardziej rozbudowanych scenach, gdzie walki dzieją się również w tle, można spokojnie skupić się na jakimś pojedynczym człowieku i gwarantuję, że między kolejnymi ujęciami nic nie ginie, mamy pełną ciągłość akcji. Przywiązanie do detali reżysera robi wrażenie. Pierwsze 2-2.5 godziny starają się jeszcze zachowywać względny realizm. Oczywiście jest to realizm w rozumieniu bollywoodzkim, więc należy traktować go z bardzo mocnym przymrużeniem oka, lecz to, co dzieje się pod koniec filmu sprawia, że w porównaniu początek wygląda na wręcz subtelny. Twórcom włącza się duma narodowa, wszelkie hamulce zostają odcięte, a my śmiejemy się i bijemy brawo jednocześnie. I tak już właściwie do końca filmu. Czysta rozrywka i radość. Zalecam oglądać w towarzystwie – śmiechom nie będzie końca.

„RRR” natychmiast stał się jednym z moich ulubionych filmów tego roku. Jasne, czyste zło bijące od Anglików jest trochę karykaturalne, a ilość potencjalnych zakończeń, po których film leci dalej (ale, co ważne, wciąż bawi) potrafi przytłoczyć, ale to wciąż świetnie nakręcona i zagrana historia pięknej przyjaźni w trudnych czasach. Fabuła jest przemyślana i potrafi trzymać w napięciu, bawić, wywoływać okrzyki radości. Sceny taneczne wkomponowane są w historię i nie biorą się znikąd – poza numerem zamykającym cały film, ale to już można traktować jako napisy końcowe – a muzyka świetnie buduje klimat, jest epicka i wpadająca w ucho. Rama Rao Jr. i Charan natychmiast przekonują widownię, że ich bohaterowie są najlepszymi przyjaciółmi, a Stevenson jak zawsze wypada bardzo przekonująco w roli dystyngowanego i przy tym piekielnie niebezpiecznego człowieka u władzy. Akcja jest zawsze czytelna i pomysłowa, a motywy i tematy utrzymane są spójnie do samego końca. Nie jest to może najbardziej odkrywcza opowieść w dziejach kinematografii, ale ilość dobrej zabawy, której dostarcza w pełni to rekompensuje. Raz jeszcze polecam z całego serca.

Atuty

  • Sympatyczny i przekonujący duet głównych bohaterów;
  • Pomysłowe, dobrze nakręcone, odjechane sceny akcji;
  • Porządne efekty wizualne;
  • Wpadająca w ucho muzyka;
  • Złowieszczy Ray Stevenson;
  • Składna, przemyślana, miejscami zabawna fabuła;
  • Przywiązanie do detali;
  • Zupełnie zrywający z resztkami realizmu, pompujący adrenalinę i testosteron finał.

Wady

  • Stopień zepsucia Anglików trochę do przesady wysoki;
  • Pojedyncze mało przekonujące przykłady zastosowania CGI.

„RRR” to święto przyjaźni i miłości w czysto bollywoodzkim wydaniu. Sprawnie opowiedziana historia, wypełniona akcją, śmiechem i dobrymi występami całej obsady. Jeśli nie widziałeś jeszcze nigdy hinduskiego kina, to serdecznie polecam zacząć właśnie od „RRR”. Dla mnie jeden z filmów roku.

9,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper